Stukam ołówkiem w zeszyt
Tępo wpatruje się w biel stron
Odpływam myślami daleko
Za siedmioma górami
Za siedmioma morzami
Za siedmioma rzekami
I siedmioma lasami
W głowie nie mam już nic
Kompletna pustka
Gdzieś tam w tle słyszę muzykę
Gdzieś tam w tle czuję ucisk w skroniach
Nagle niczym fala tsunami nadchodzą one
Brudne myśli
Zanieczyszczają wszystko na drodze
Burzą ciszę w mojej głowie
Myśli tak brudne, że aż trujące
Toksyczne
W uszach zaczyna mi piszczeć
W gardle staje mi gula
A w oczach błyszczą łzy
Mam już serdecznie dość
Miałeś być tym, który wesprze
Uśmiechnie się i naprawi zły dzień
A stałeś się tym, który zmiażdżył
Odciął mi skrzydła nadziei
Najgorsze w tym, że
Ani ty gdzieś tam
Za siedmioma górami
Za siedmioma morzami
Za siedmioma rzekami
I siedmioma lasami
Ani ja gdzieś tutaj
Przy czystym zeszycie
Przy dźwięku znanej melodii
Przy uciążliwym bólu głowy
I ołówkiem w dłoni
Żadne z nas nie ponosi żadnej winy
Ale każde z nas ponosi swoją karę
Ja pozostanę tą, która będzie cię kochać
Tutaj
Przy czystym zeszycie
Przy dźwięku znanej melodii
Przy uciążliwym bólu głowy
I ołówkiem w dłoni
Ty pozostaniesz tym, który nie będzie odwzajemniał mych uczuć
Tam
Za siedmioma górami
Za siedmioma morzami
Za siedmioma rzekami
I siedmioma lasami
poniedziałek, 22 kwietnia 2019
czwartek, 11 kwietnia 2019
Nawet śmierć nas nie rozłączy
I nagle, zrezygnowawszy już z poszukiwań w pogrążonym w letniej drzemce miasteczku, wśród domów o zamkniętych żaluzjach, gdy gasło stopniowo czerwone słońce, zabrnąłem w wąską ulicę, gdzie z dwupiętrowej kamieniczki dobiegały dźwięki fortepianu: jak na cichej ulicy kieleckiej przed oprawionym w zieleń domem, w którym mieszkał mój najbliższy przyjaciel Jurek G...
Poderwałem się na łóżku, aż moje stare kości nieprzyjemnie zagruchotały, gdy usłyszałem głośny gwizd dobiegający z kuchni. Otrząsnąłem się z resztek snu i tym razem ostrożniej wstałem z materaca, aby moje starte stawy nie zaprotestowały i postanowiły w ogóle się nie poruszyć. Po porannych rytualnych czynnościach wszedłem do serca domu, gdzie moja żona ubrana w podomkę przygotowywała śniadanie, akurat zalewała herbatę parującą wodą z czajnika, który najwidoczniej mnie obudził.
— Siadaj, zrobiłam nam jajecznicę z kiełbasą, którą wczoraj kupiłam od Tadeusza — odezwała się Helena, kiedy tylko zorientowała się, że zjawiłem się w pomieszczeniu.
— Przykro mi, ale dzisiaj musisz zjeść beze mnie, mam do załatwienia sprawy na mieście. Wybaczysz mi? — Mrugnąłem okiem do kobiety, a ta z uśmiechem na twarzy zdzieliła mnie ścierką.
— A idź stary dziadzie, tylko nie licz na to, że jeszcze będę ci usługiwać, jak wrócisz wygłodniały do domu. Powinieneś, chociaż śniadanie zjeść, ale oczywiście nigdy się mnie nie słuchasz.
Na zewnątrz strasznie wiało, jednocześnie przeganiając deszczowe chmury wiszące nad miastem. Pogoda zdecydowanie się różniła od tej w moim śnie, gdzie zachodzące słońce przygrzewało przyjemnie, a lekki wiatr przynosił orzeźwiające ukojenie. Skuliłem głowę, by trochę zakryć ją wysokim kołnierzem od mojego płaszcza.
— Piździ jak w kieleckim — mruknąłem pod nosem, przeklinając to, że musiałem dojść do szpitala pieszo.
Po drodze zdążyłem również wstąpić do warzywniaka Stasi i po krótkiej pogawędce kupiłem kilo naszych polskich jabłek. Czerwonych, dużych i soczystych, jak twierdziła sprzedawczyni, prosto z naszych sadów. Ulubionych Jurka.
Do sali szpitalnej trafiłem bez problemu i pomocy pielęgniarek. Znalazłbym drogę tam nawet z zamkniętymi oczami. Mój przyjaciel leżał pod kołdrą, śpiąc i jednocześnie głośno chrapiąc. O tyle szczęście, że w pokoju był tylko on, nie byłem pewny czy jego współlokatorzy byliby zadowoleni w nocy z tego zaciągania się, niczym traktor. Reklamówkę z zakupami położyłem na szafce obok, a sam usiadłem obok nóg mężczyzny, mimo że było to niedozwolone. Jednak byłem za stary, żeby móc spokojnie siedzieć na twardym taborecie. Wystarczyło, że w krzyżu mnie łupało po takim spacerze. Już wolałbym słuchać narzekania pani Basi, która była tutaj przełożoną pielęgniarek i bezsprzecznie można było uznać, że się nie dogadywaliśmy.
— Jurek wstawaj, życie całe prześpisz, ileż można się wylegiwać. A mówi się, że starzy ludzie to ranne ptaszki. Stary, już jest dziesiąta. — Potrząsnąłem go za ramię, ale równie dobrze mógłbym budzić zmarłego.
Zrezygnowałem z dalszego działania i zamiast tego zacząłem mówić do niego, nie licząc się z tym, czy mnie słyszy, czy też nie. Głównie opowiadałem mu wiadomości z kraju, jakie wyczytałem w prasie, bo leżąc w szpitalu już ponad dwa tygodnie, nie miał możliwości w inny sposób dowiedzieć się, co dzieje się w naszej Polsce. Normalnie poczekałbym, aż się wyśpi i wstanie, ale mój zapas cierpliwości do Jurka skończył się jakieś czterdzieści lat temu, kiedy to przez niego musiałem przechodzić rewolucję domową, gdy Helenka dowiedziała się, że napiłem się z nim, mimo jej wyraźnego zakazu.
— O słodki Jezu. — Mężczyzna się przeciągnął, a jego kości z gruchotem wstąpiły na swoje miejsca. — O, Franek, co tutaj robisz tak wcześnie? Czyżby Baśka miała dzisiaj popołudniową zmianę?
Mimowolnie przekręciłem oczami, widząc zadowolony uśmiech Jurka. On w porównaniu do mnie bez skrupułów podrywał kobietę, która stawała się przy nim niczym potulna i niewinna owieczka. Zresztą wiele starszych kobiet, szczególnie wdów wzdychało do jego natury Casanovy. Tak samo było też za czasów szkolnych. Wiele dziewcząt się za nim uganiało.
— Śniłeś mi się i musiałem sprawdzić, czy czasem nie zajrzeć do zakładu pogrzebowego — odparłem żartobliwie, a on jedynie szturchnął mnie łokciem.
— Co z ciebie za przyjaciel, kiedy tylko czekasz, aż w końcu umrę? Chociaż byś udawał. Zresztą nie pozbyłeś się mnie przez ponad siedemdziesiąt lat, więc jeszcze trochę sobie poczekasz, osobiście mam zamiar zostać najdłużej żyjącym człowiekiem na ziemi. — Zaśmiał się, sięgając do zrywki i wyciągając jeden owoc. Tylko dzięki dobrej protezie mógł się w nie wgryźć i w ogóle zjeść.
Na moment między nami zapanowała pozorna cisza, żaden z nas się nie odzywał, ale za to pozostawały inne dźwięki, jak dla przykładu odgłos odgryzania kolejnych kawałków jabłka. Nagle Jurek odłożył nieskończony posiłek na blat szafki i spojrzał na mnie. Na chwilę mnie sparaliżowało, bo jego oczy były przepełnione smutkiem i żalem. Pierwszy raz takiego go widziałem, co niezwykle mnie zaskoczyło.
— Franek, zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie już nie wyjdę stąd, na razie mój stan jest stabilny, ale dobrze wiemy, że starość nie radość. Jak nie ta choroba to inna. Wiesz, naprawdę się cieszę, że jesteś moim przyjacielem przez tak długi okres. Znasz mnie lepiej niż moja zmarła żona, a to chyba o czymś świadczy. Nadal będę walczyć, chociażby po to, żeby nieudolnie znowu zagrać na fortepianie, ale mimo to chciałbym ci podziękować za wszystko, co robisz. Byłeś przy mnie nawet wtedy, gdy lepiej by było dla ciebie, mnie zostawić samemu sobie, co doskonale wiem. Jesteś prawdziwym przyjacielem.
— Nie pleć bzdur Jurek, mówisz, jakbyś już miał umierać. Jeszcze ci tyle życia zostało, w końcu chcesz być najdłużej żyjącym człowiekiem. Poza tym myślisz, że śmierć nas rozdzieli. Które z nas by nie odeszło, to będzie czekać po tamtej stronie na drugiego. Tak łatwo nie zniknę, obiecałem zostać przy tobie. W końcu jestem przyjacielem, a nie podróbką.
Na tym polegała nasza przyjaźń, nie na słowach puszczonych na wiatr, a na szczerych wyznaniach i obietnicach, których z całych sił dotrzymywaliśmy. Ciągnęliśmy się nawzajem dalej przez życie, łapiąc kolejne wspaniałe chwile, znaczące dla nas o wiele więcej niż się mogłoby wydawać. Dlatego też, gdy Jurek pokazał swoją słabość, bojąc się śmierci i rozłąki, nie mogłem zrobić nic innego niż tylko być przy nim i wspierać w walce o swoje zdrowie, bo on zrobiłby dokładnie to samo dla mnie. I nawet śmierć nas nie rozłączy.
Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do was z pracą, która miała zostać wysłana na konkurs szkolny, ale nauczycielka sobie w kulki poleciała i mnie wyrolowała, nie wysyłając jej, dlatego wstawiam ją tutaj, żeby się nie zmarnowała. Osobiście bardziej bym się rozpisała, ale oczywiście musieli dać ograniczenie na dwie strony, także nie miałam zbytniego pola do popisu.
Kolejna kwestia to taka, że jak tylko skończę rozdział egzaminów i go zamknę to wracam do pisania, bo ostatnio nie pamiętam kiedy pisałam. Także piszę jeszcze jutro język angielski i przeżyję ognisko klasowe, które organizuję u siebie i biorę się za siebie. Zapraszam do pisania swoich sugestii, co do tego, co mam napisać. Może użyć postaci z skądś albo może ktoś ma pomysł na jakąś fajną sytuację. Wszystko się przyda.
No i tak na koniec, jeśli znacie jakieś konkursy pisarskie to możecie się ze mną podzielić linkami, bo poszukuję czegoś, żeby się wykazać XD
Do zobaczenia i powodzenia wszystkim gimnazjalistom, ósmoklasistom i maturzystom!
Poderwałem się na łóżku, aż moje stare kości nieprzyjemnie zagruchotały, gdy usłyszałem głośny gwizd dobiegający z kuchni. Otrząsnąłem się z resztek snu i tym razem ostrożniej wstałem z materaca, aby moje starte stawy nie zaprotestowały i postanowiły w ogóle się nie poruszyć. Po porannych rytualnych czynnościach wszedłem do serca domu, gdzie moja żona ubrana w podomkę przygotowywała śniadanie, akurat zalewała herbatę parującą wodą z czajnika, który najwidoczniej mnie obudził.
— Siadaj, zrobiłam nam jajecznicę z kiełbasą, którą wczoraj kupiłam od Tadeusza — odezwała się Helena, kiedy tylko zorientowała się, że zjawiłem się w pomieszczeniu.
— Przykro mi, ale dzisiaj musisz zjeść beze mnie, mam do załatwienia sprawy na mieście. Wybaczysz mi? — Mrugnąłem okiem do kobiety, a ta z uśmiechem na twarzy zdzieliła mnie ścierką.
— A idź stary dziadzie, tylko nie licz na to, że jeszcze będę ci usługiwać, jak wrócisz wygłodniały do domu. Powinieneś, chociaż śniadanie zjeść, ale oczywiście nigdy się mnie nie słuchasz.
Na zewnątrz strasznie wiało, jednocześnie przeganiając deszczowe chmury wiszące nad miastem. Pogoda zdecydowanie się różniła od tej w moim śnie, gdzie zachodzące słońce przygrzewało przyjemnie, a lekki wiatr przynosił orzeźwiające ukojenie. Skuliłem głowę, by trochę zakryć ją wysokim kołnierzem od mojego płaszcza.
— Piździ jak w kieleckim — mruknąłem pod nosem, przeklinając to, że musiałem dojść do szpitala pieszo.
Po drodze zdążyłem również wstąpić do warzywniaka Stasi i po krótkiej pogawędce kupiłem kilo naszych polskich jabłek. Czerwonych, dużych i soczystych, jak twierdziła sprzedawczyni, prosto z naszych sadów. Ulubionych Jurka.
Do sali szpitalnej trafiłem bez problemu i pomocy pielęgniarek. Znalazłbym drogę tam nawet z zamkniętymi oczami. Mój przyjaciel leżał pod kołdrą, śpiąc i jednocześnie głośno chrapiąc. O tyle szczęście, że w pokoju był tylko on, nie byłem pewny czy jego współlokatorzy byliby zadowoleni w nocy z tego zaciągania się, niczym traktor. Reklamówkę z zakupami położyłem na szafce obok, a sam usiadłem obok nóg mężczyzny, mimo że było to niedozwolone. Jednak byłem za stary, żeby móc spokojnie siedzieć na twardym taborecie. Wystarczyło, że w krzyżu mnie łupało po takim spacerze. Już wolałbym słuchać narzekania pani Basi, która była tutaj przełożoną pielęgniarek i bezsprzecznie można było uznać, że się nie dogadywaliśmy.
— Jurek wstawaj, życie całe prześpisz, ileż można się wylegiwać. A mówi się, że starzy ludzie to ranne ptaszki. Stary, już jest dziesiąta. — Potrząsnąłem go za ramię, ale równie dobrze mógłbym budzić zmarłego.
Zrezygnowałem z dalszego działania i zamiast tego zacząłem mówić do niego, nie licząc się z tym, czy mnie słyszy, czy też nie. Głównie opowiadałem mu wiadomości z kraju, jakie wyczytałem w prasie, bo leżąc w szpitalu już ponad dwa tygodnie, nie miał możliwości w inny sposób dowiedzieć się, co dzieje się w naszej Polsce. Normalnie poczekałbym, aż się wyśpi i wstanie, ale mój zapas cierpliwości do Jurka skończył się jakieś czterdzieści lat temu, kiedy to przez niego musiałem przechodzić rewolucję domową, gdy Helenka dowiedziała się, że napiłem się z nim, mimo jej wyraźnego zakazu.
— O słodki Jezu. — Mężczyzna się przeciągnął, a jego kości z gruchotem wstąpiły na swoje miejsca. — O, Franek, co tutaj robisz tak wcześnie? Czyżby Baśka miała dzisiaj popołudniową zmianę?
Mimowolnie przekręciłem oczami, widząc zadowolony uśmiech Jurka. On w porównaniu do mnie bez skrupułów podrywał kobietę, która stawała się przy nim niczym potulna i niewinna owieczka. Zresztą wiele starszych kobiet, szczególnie wdów wzdychało do jego natury Casanovy. Tak samo było też za czasów szkolnych. Wiele dziewcząt się za nim uganiało.
— Śniłeś mi się i musiałem sprawdzić, czy czasem nie zajrzeć do zakładu pogrzebowego — odparłem żartobliwie, a on jedynie szturchnął mnie łokciem.
— Co z ciebie za przyjaciel, kiedy tylko czekasz, aż w końcu umrę? Chociaż byś udawał. Zresztą nie pozbyłeś się mnie przez ponad siedemdziesiąt lat, więc jeszcze trochę sobie poczekasz, osobiście mam zamiar zostać najdłużej żyjącym człowiekiem na ziemi. — Zaśmiał się, sięgając do zrywki i wyciągając jeden owoc. Tylko dzięki dobrej protezie mógł się w nie wgryźć i w ogóle zjeść.
Na moment między nami zapanowała pozorna cisza, żaden z nas się nie odzywał, ale za to pozostawały inne dźwięki, jak dla przykładu odgłos odgryzania kolejnych kawałków jabłka. Nagle Jurek odłożył nieskończony posiłek na blat szafki i spojrzał na mnie. Na chwilę mnie sparaliżowało, bo jego oczy były przepełnione smutkiem i żalem. Pierwszy raz takiego go widziałem, co niezwykle mnie zaskoczyło.
— Franek, zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie już nie wyjdę stąd, na razie mój stan jest stabilny, ale dobrze wiemy, że starość nie radość. Jak nie ta choroba to inna. Wiesz, naprawdę się cieszę, że jesteś moim przyjacielem przez tak długi okres. Znasz mnie lepiej niż moja zmarła żona, a to chyba o czymś świadczy. Nadal będę walczyć, chociażby po to, żeby nieudolnie znowu zagrać na fortepianie, ale mimo to chciałbym ci podziękować za wszystko, co robisz. Byłeś przy mnie nawet wtedy, gdy lepiej by było dla ciebie, mnie zostawić samemu sobie, co doskonale wiem. Jesteś prawdziwym przyjacielem.
— Nie pleć bzdur Jurek, mówisz, jakbyś już miał umierać. Jeszcze ci tyle życia zostało, w końcu chcesz być najdłużej żyjącym człowiekiem. Poza tym myślisz, że śmierć nas rozdzieli. Które z nas by nie odeszło, to będzie czekać po tamtej stronie na drugiego. Tak łatwo nie zniknę, obiecałem zostać przy tobie. W końcu jestem przyjacielem, a nie podróbką.
Na tym polegała nasza przyjaźń, nie na słowach puszczonych na wiatr, a na szczerych wyznaniach i obietnicach, których z całych sił dotrzymywaliśmy. Ciągnęliśmy się nawzajem dalej przez życie, łapiąc kolejne wspaniałe chwile, znaczące dla nas o wiele więcej niż się mogłoby wydawać. Dlatego też, gdy Jurek pokazał swoją słabość, bojąc się śmierci i rozłąki, nie mogłem zrobić nic innego niż tylko być przy nim i wspierać w walce o swoje zdrowie, bo on zrobiłby dokładnie to samo dla mnie. I nawet śmierć nas nie rozłączy.
Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do was z pracą, która miała zostać wysłana na konkurs szkolny, ale nauczycielka sobie w kulki poleciała i mnie wyrolowała, nie wysyłając jej, dlatego wstawiam ją tutaj, żeby się nie zmarnowała. Osobiście bardziej bym się rozpisała, ale oczywiście musieli dać ograniczenie na dwie strony, także nie miałam zbytniego pola do popisu.
Kolejna kwestia to taka, że jak tylko skończę rozdział egzaminów i go zamknę to wracam do pisania, bo ostatnio nie pamiętam kiedy pisałam. Także piszę jeszcze jutro język angielski i przeżyję ognisko klasowe, które organizuję u siebie i biorę się za siebie. Zapraszam do pisania swoich sugestii, co do tego, co mam napisać. Może użyć postaci z skądś albo może ktoś ma pomysł na jakąś fajną sytuację. Wszystko się przyda.
No i tak na koniec, jeśli znacie jakieś konkursy pisarskie to możecie się ze mną podzielić linkami, bo poszukuję czegoś, żeby się wykazać XD
Do zobaczenia i powodzenia wszystkim gimnazjalistom, ósmoklasistom i maturzystom!
Subskrybuj:
Posty (Atom)