wtorek, 31 lipca 2018

Matka

Czułam jak z każdym twoim słowem, moje życie rozwalało się jak domek z kart. Serce rozerwało się na milion kawałków i krwawiło obficie. Po czym zostało brutalnie wyrwane, pozostawiając pustkę. Już cię nie słuchałam, w mojej głowie obijała się tylko jedna myśl. Dlaczego? Często zadajemy sobie to pytanie, ale nie stać mnie było w tamtej chwili na nic więcej. Za bardzo cię kochałam, a ty za bardzo mnie zraniłeś. Więc odpowiedz mi, chociaż na to dlaczego? Czy nie byłam dla ciebie wystarczająca? Za mało mojej uwagi dostałeś? A może cię ignorowałam? Jeśli tak, to przepraszam. Poprawię się, obiecuję. Mogę cię błagać nawet na kolanach i bić ci pokłony, co tylko zapragniesz. Tylko wróć do mnie. Nie zostawiaj mnie samej z tym cierpieniem. Nie chcę być samotna. Strach całkowicie mnie sparaliżował i tylko twoje ostatnie słowa pożegnania zdołały mnie poruszyć, zaczęłam biec przed siebie. Uciekałam przed widokiem twojej oddalającej się sylwetki, ale nie bólu. Tutaj ucieczka nic nie da. Ciemność otoczyła moją duszę i nie pozwoliła jej ujrzeć tego, co najpiękniejsze — światła. Zniewoliły ją kłamstwa, zdrady, intrygi, a przede wszystkim ten cholerny ból, który nie chciał odejść i zostawić ją w spokoju. Czarne łańcuchy zacisnęły się, jak najmocniej umiały, nie pozwalając się jej ruszyć nawet o milimetr. Walczyła, ale to nie pomagało, a nawet pogarszało sprawę. Wrzeszczała, wołając o jakikolwiek ratunek czy najmniejszą pomoc. Nie miała sił podnieść się z klęczek. Nie miała sił więcej krzyczeć. Nie miała sił roztworzyć oczy. Poddała się. Pochłonęła ją ciemność i zatopiła w sobie. Zalała jak wielkie tsunami i zabrała wszystko na swojej drodze, wszystko, co jest dla mnie ważne. Zabrała ciepło. Byłam bezsilna, pomimo tego, że wiedziałam co dzieje się z moją duszą. Nie mogłam wyciągnąć w jej stronę dłoni. Nie dałam rady wyciągnąć ją z tej nieprzeniknionej czerni. Świat dookoła mnie stracił swoje barwy i stał się czarno-biały niczym stare filmy. Przestałam wierzyć w jakiekolwiek wartości. Miłość wydawała mi się fałszywą przykrywką ludzkiego pożądania. Zaufanie miało być tylko zwykłą zmyłką. Czułe słówka uśpiły moją czujność. A cała nasza relacja między nami była tylko fikcją. Snem na jawie. Niczym realnym. Jednak pomimo tego ja cię nadal kochałam, a moje wrażliwe wnętrze było w rozsypce. Przez ciebie wylewałam w poduszkę hektolitry łez, chociaż mi przysięgałeś, że z twojego powodu nie popłynie ani jedna. Twoje obietnice były nic niewartymi kłamstwami. Przestałam dbać o cokolwiek, szkoła nie miała dla mnie już żadnego znaczenia. Tym bardziej ze świadomością, że ciebie tam na pewno spotkam. Wyglądałam pewnie jak siedem nieszczęść. Nie byłam tym zainteresowana, od tamtego dnia nie wychodziłam z pokoju, jedynie do łazienki załatwić swoją potrzebę. Ale i to powoli zanikało, skoro nic nie jadłam i piłam. Cień to idealne określenie dla mojego stanu. Cień człowieka, którym byłam. Straciłam chęć do życia, na tym świecie pozostała tylko moja skorupa. Dusza tkwiła w ciemności i trzęsła się z zimna, strachu oraz bólu. Pewnie całkowicie bym odeszła, gdyby nie ty. Przedarłaś się przez przeszkody na twojej drodze, aby do mnie dotrzeć. Nie bałaś się, zrobiłabyś wszystko by tylko wziąć mnie w swoje ramiona. Wytrąciłaś z mojej dłoni białe proszki, a trzymana przeze mnie szklanka roztrzaskała się na podłodze razem z wodą, która rozlała się wokół. Całkiem jak ja. Zapach twoich perfum i kojący głos uspakajał mnie. Dawał nadzieję, że jednak może mnie jeszcze coś dobrego spotkać. Ciepło twojego ciała zapewniało mi bezpieczeństwo. Zostałaś moim światełkiem w ogarniającym mnie mroku. To ty wyciągnęłaś moją duszę i pozszywałaś serce. Nie poddałaś się tak jak ja i podniosłaś mnie z klęczek. Zneutralizować to cierpienie i otworzyłaś oczy na świat, który z powrotem był pełen kolorów. Pomogłaś mi, a ja znów zaczęłam wierzyć w miłość. W końcu nic nie pokona miłości matki z córką. Jeśli są razem, to nie pochłonie je ciemność, bo są sobie nawzajem światełkiem na końcu tego mrocznego tunelu.

Nigdy nie zapominajmy, że najlepszym lekarstwem na nasze rany jest własna matka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz