piątek, 27 lipca 2018

Potwór

— Mamo, czy potwory istnieją naprawdę?
— Nie kochanie, nie istnieją.

Rzucony nóż, idealnie wycelowany, dosięgnął swoją ofiarę. Wbił się gładko prosto w gardło. Krew trysnęła obficie z rany. Kilka zagubionych kropel rozbiło się i powoli sunęło do dołu po ścianie. Dławiące krzyki i bulgot rozchodziły się po pokoju. Kobieta zachwiała się i runęła na podłogę z głuchym hukiem. Szkarłatna ciecz nadal wypływała z niej, wokół ciała pojawiła się coraz to większa kałuża. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, świecąc prosto na ciemną posokę, lśniła ona i mieniła się jakby obsypana brokatem. W powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi, który pobudziłby niejednego drapieżnika. Szeroko otwarte oczy powoli robiły się mętne, uszły z nich iskierki życia. Ciało straciło swoje barwy i stało się blade, niemal białe jak prześcieradło. Ponury żniwiarz przyszedł na miejsce zbrodni i zabrał następną zagubioną duszę, by poprowadzić ją do Krainy Zmarłych. Na tym świecie zostały już same zwłoki, które zostały po to, aby zakopać je kilka metrów pod ziemię. Zostały, żeby bliscy mogli pożegnać się ten ostatni raz i przeprowadzić pogrzeb. By mogli przychodzić na grób zmarłej zmieniać kwiaty w wazonie i zapalać znicza. Aby nie zapomnieli o niej.

— Ale mamo, zawsze jak czytasz gazety, albo oglądasz wiadomości to mruczysz pod nosem „potwór”.
— Wiesz córciu, tak dorośli czasem mówią na złych ludzi.

Przerażającą ciszę przerwał głośny odgłos kroków. Jednym pewnym ruchem ręki broń została wyrwana z ciała, przez co krew znów zaczęła wypływać. Morderca spokojnie uniósł dłoń z nożem i oblizał ostrze, delektując się niezwykłym smakiem. Przymknął oczy z rozkoszy, jaką dała mu ta niewielka ilość życiodajnego płynu. Kucnął przy swojej następnej ofierze, po czym naciął jej policzek i kształcie litery „x”. Zostawił swój znak rozpoznawczy, podpis. Nie mógł pozwolić, aby ktoś zgarnął jego dzieło. Podniósł się i wdychał głęboko do płuc zapach śmierci unoszący się w pomieszczeniu. Był niczym narkoman, który zaciąga się dymem palącej się marihuany. On także był od tego uzależniony. Posmakował raz i teraz nie mógł się uwolnić od tego pragnienia. Pragnienia krwi. Ciągle tkwił w błędnym kole i nie mógł się stamtąd wydostać. I nawet jeśli próbował z tego zrezygnować, to nie mógł. Jego żądze przezwyciężały go, bo nie miał dostatecznie silnej woli. Jednak on nawet nie chciał z tym walczyć. Dał się ponieść czerwonej fali. Wpadł w ramiona szkarłatnej bogini i zamiast próbować się wyrwać, jeszcze bardziej się w nią wtulił. Uważnie słuchał co szepcze mu na ucho i wykonywał każde jej rozkazy. Był jej wierny niczym pies. A wystarczyło tylko, że raz spojrzał w jej ślepia.

— Mamo, ja nigdy nie będę złą osobą.
— Oczywiście kochanie.

To prawda, że nikt nie urodził się złym. Jednak wszyscy z nas nimi się stajemy. Tylko każdy w innym stopniu. Taka jest już natura ludzka. Drobne kłamstewka, niewielkie kradzieże, tam mała bójka, tutaj się kogoś obrażało. Sam nawet nie wiesz, kiedy to się stało, że stoisz po śmierci u wrót piekła. Nikt nie chce być tym złym, nawet on. Jednak życie i błędne decyzje popchnęły go tą ciemną ścieżką. Z każdym krokiem, każdym zabójstwem, oddalał się od światła i zbliżał ku nieprzerwanej ciemności. Został sam i nikt nie wyciągnął w jego stronę pomocnej dłoni. Nikt nie rozjaśnił tego mroku swoim promiennym uśmiechem i słowami otuchy. Źli ludzie to zagubione w świecie dusze, które błądzą i szukają swojego celu, który będzie prowadził ich przez życie. Nie wszystkim ktoś pomógł i po prostu zabłądzili w swoich decyzjach i problemach. Chodzą po ciemku. Zadają taki sam ból i cierpienie, jaki oni przechodzą codziennie. To wyniszcza ich od środka. Samotność.

— Kocham cię, mamo.
— Ja ciebie także, skarbie.

W ciemnym kącie pokoju siedziała skulona postać. Mała dziewczyna cicho łkała, ale nie odwróciła wzroku od swojej zamordowanej matki. Widok się jej rozmazywał, więc co chwila ocierała oczy przedramieniem. Nie rozumiała co się wokół niej dzieje. Nie wiedziała, dlaczego zostały napadnięte i to jeszcze w ich własnym domu. Kompletnie nie miała pojęcia co ma robić. Trzęsła się i zaciskała dłonie na nogawkach spodni. Lekcje, podczas których były omawiane zasady bezpieczeństwa i pierwszej pomocy całkowicie wyleciały z jej głowy. Była roztrzęsiona. Kiedy zobaczyła, że zabójca powolnym krokiem zbliża się w jej stronę, zamknęła oczy. Całe jej ciało krzyczało, aby uciekała, ale nie mogła się poruszyć. Szok ją sparaliżował. Zdała sobie sprawę, że za chwilę umrze. Nowy potok łez spłynął po jej policzkach i wchłaniał się w białą koszulkę. Przywołała stare wspomnienia z dzieciństwa, próbując zapomnieć o tym co się dzieje. Chciała, aby nie bolało. Pogodziła się ze śmiercią, więc miała nadzieję, że tak po prostu usunie się w ciemność, po czym dołączy do swojej rodziny. Do ojca, który zmarł kilka dni temu w wypadku samochodowym i matki, która została zabita kilka minut wcześniej. Jeszcze mocniej zacisnęła pięści i krzyknęła, zdzierając sobie gardło. W ten wrzask przelała swoje uczucie straty, strachu, rozpaczy i prośby o pomoc. Nagle jednak krzyk został brutalnie przerwany. I już nic nie pozostało, nawet nadzieja, chociaż to właśnie ona umiera ostatnia. Na świecie znajdzie się taki człowiek, który nawet ją potrafi zabić.

Potwór



Witajcie!
Dzisiaj w trochę innym stylu i z innym motywem. Jeśli dobrze pamiętam, napisałam to opowiadanie pod wpływem jakiegoś innego dzieła, ale niestety nie pamiętam tytułu ani autora. 
Standardowo czekam na jakieś opinie z waszej strony. 
I co tam jeszcze... a właśnie wybiło ponad 500 rozdanych niezapominajek, za co wam wszystkim dziękuję c;
Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz