23 kwietnia naszego roku
Pomińmy wszelkie formy oficjalne listów, nie muszę, przecież pisząc do ciebie, używać zwrotów grzecznościowych zaczynanych wielką literą, czy też zaczynać od pozdrowień, jak to uczyli nas w szkole podstawowej. Zresztą sama nie wiem, po co ja się tak wysilam, tłumacząc ci to wszystko, skoro i tak nigdy tego nie przeczytasz, a nawet nie dostaniesz do rąk. Nie mam zamiaru go adresować i wysyłać bądź podrzucać ci go do skrzynki.
Składam zdania tylko po to, żeby wyrzucić z siebie to, co najchętniej bym ci powiedziała prosto w twarz, jednakże człowiek inteligentny chyba wie, kiedy trzeba się przymknąć i nie komentować poniektórych spraw. A ja skromnie mówiąc, raczej się do takowych zaliczam. Przynajmniej tak twierdzą inni, więc nie będę ich zawodzić i po prostu wyrażę wszystkie swoje myśli na tym papierze, który później skrzętnie schowam. Jeszcze nie wiem dokładnie gdzie, ale na pewno tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Może nawet zaraz potem zniszczę, nie jestem pewna. Jednak możesz być pewna, że z wielką chęcią się pozbędę tego razem z moimi negatywnymi uczuciami, które zdążyły się przez tyle lat nagromadzić.
Uchodzę w opinii publicznej za osobę spokojną i cichą, wręcz nawet trochę wycofaną ze społeczeństwa. Jednak ty, jako moja przyjaciółka z dzieciństwa doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie do końca tak jest. Po prostu nie wychylam się, by zbyt wiele ode mnie nie wymagano. Jestem egoistką, jeśli chodzi o gatunek ludzki, a do tego mam silne poczucie chęci niezależności, dlatego też nie lubię, jak ktoś mi coś nakazuje zrobić, bądź zmusza do czegoś, co w ogóle mnie nie interesuje. Robię to, co robię dla siebie, nie dla ludzi mnie otaczających. W innych okolicznościach w najprostszy sposób się buntuje, nic nie robię. Nauczyciele na każdym etapie nauczania mnie mieli ze mną niemały orzech do zgryzienia. Zresztą mogę też współczuć moim rodzicom, bo wcale nie lepiej ze mną mieli w domu.
Ty za to byłaś kompletnym przeciwieństwem i nadal się zastanawiam, jakim cudem chciałaś się ze mną zadawać, skoro ani trochę nie byłam kimś, kto mógłby nadawać na tych samych falach, co ty. Byłaś zbyt energiczna i głośna, wszędzie cię było pełno i czasami mnie to już przytłaczało. Gdy byłaś niedaleko mnie, to robiłaś mi za całą armię znajomych. Dosłownie. Potrafiłaś powtórzyć mi każdą usłyszaną plotkę, co równało się z tym, że wiedziałam tyle, czasami nieistotnych, informacji o innych, pomimo że nawet ich nie znałam z widzenia. Mogłam cię porównać do chodzącej orkiestry. Jednak mimo tego, że większość uważała twoje gadulstwo i dziecięcą naiwność wraz z rozpierającą cię energią za wady, to miałaś równie tyle, jak nie więcej zalet. Byłaś wybitną uczennicą, szczególnie że miałaś bardzo pojemną pamięć, która ci to umożliwiała. Wiedziałam jednak, że większość przyswojonego materiału uciekała ci po jakimś czasie. Nie zniechęcało cię to jednak to czynnego brania udziału we wszelakich konkursach, które niejednokrotnie wygrywałaś. Pupilek nauczycieli, pupilek rówieśników. Zawsze sympatyczna. Zawsze pomocna. Zawsze otwarta. Zawsze wesoła. Zawsze najlepsza.
Wiesz, zazdrościłam ci tego, co może wydawać się bezsensowne, skoro ja niczego w tym kierunku nie robiłam, a jakbym zaczęła, to na pewno twoja popularność by mi pomogła, zwłaszcza że uczepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona na długie lata. Momentami wydawało mi się, że robisz to ze względu na jakąś litość czy poczucie obowiązku, ale dosyć szybko pozbywałam się tych myśli, żeby jeszcze bardziej nie dobijać swojej osoby.
O ile na początku było to tylko lekkie ukłucia, które dało się wytrzymać, tak wiesz, okres dorastania jest niezłą suką i potrafi naprawdę zniszczyć ci życie psychiczne. Nawet nie zliczę, ile razy w myślach nazwałam cię suką i dziwką oraz innymi mocniejszymi określenia, które na potrzeby tego, że nie mogę być w stu procentach pewna czy nikt nie znajdzie listu, nie wymienię. Mimo tego nadal miałam cię za moją jedyną zaufaną przyjaciółkę, dlatego też, gdy postanowiłaś poszerzyć swoje grono bliskich przyjaciółka o kilka innych osób, a także swojego chłopaka, poczułam się zdradzona. Przyznam ci, że nie jest to za fajne uczucie. Tak więc jako ta, która była zagubiona w tym, co chce zrobić, co powinna zrobić, a tym, co miała siłę zrobić, kompletnie nie nadawałam się na wsparcie, gdy nie układało ci się w życiu i przychodziłaś do mnie się żalić. Zdecydowanie nie chciałabyś słyszeć ode mnie, jak bardzo się cieszę, że chociaż raz ci coś nie wyszło, kiedy ty zalewałaś się łzami. Cóż, a taka była prawda. Natura ludzka, a szczególnie egoizm z mojej strony zdecydowanie przebijały się do moich myśli. A uczyli na religii, że to grzech i trzeba się go wystrzegać.
Chociaż ci pomagałam i tym podobne rzeczy, to raczej wątpię, żebym zasługiwała na odznakę najlepszej przyjaciółki na świecie, skoro potrafiłam cię krytykować tak ostro. Ubiera się jak dziwka, przecież widać jej dupę i cycki, a jej ciuchy to co najmniej dwa rozmiary za małe. Ten makijaż to nie makijaż, tylko jakaś szpachla na ryju. Czym oni wszyscy się tak interesują, przecież jedyne co posiada to ciało do macania, charakter ma przecież tak paskudny.
Nie znaczy to, że przez cały czas taka byłam i każde moje zachowanie było fałszywe. Naprawdę cieszyłam się, gdy udało ci się wybrać to, co chciałabyś w życiu robić albo jak uzbierałaś pieniądze na swój ukochany aparat. Wiedziałam, jak bardzo fotografia była dla ciebie ważna, ale wahałaś się, bo nie byłaś pewna czy wyżyjesz w takim zawodzie. W końcu musiałaś już od początku wiele z siebie dać, bo twoi rodzice nie byli w stanie finansowo cię wspierać. Pamiętam, jak bardzo piszczałaś z radości, gdy wygrałaś ten jeden konkurs, który naprawdę był dla ciebie ważny, a nie jedynie spełniał oczekiwania innych. Cieszyłam się z tobą, twoja pozytywna energia wręcz mnie wtedy ogarniała. Płakałam razem z tobą, gdy porzucił cię chyba drugi z kolei chłopak, wiesz, nawet ja go polubiłam. Nie był zapatrzony tylko w to, żeby cię przelecieć, jak jego poprzednik i reszta adoratorów.
Dlaczego piszę? Teraz po tylu latach, a szczególnie po naszej kłótni, gdzie uznałaś, że ignoruję twoje szczęście i najchętniej bym się ciebie pozbyła ze swojego życia, jest mi ciężko. Wiesz, twoje stwierdzenie nie jest tak do końca błędne, prawdą jest, że kiedyś to najchętniej bym cię zamordowała i zakopała gdzieś twoje zwłoki. Tylko że teraz aktualnie nie mam ci nic za złe i w sumie dopiero niedawno uporządkowałam wszystkie swoje myśli i przekonania. A właśnie teraz, gdy już wszystko u mnie dobrze, postanowiłaś mnie opuścić. W sumie w dalszym ciągu kieruję się egoistycznym pragnieniem, bo pisząc, chcę oczyścić się z tego wszystkiego, co mnie tak bardzo męczy i nie daje spokojnie żyć. Wiem, że nie jestem w stanie ci się do niczego przyznać, więc jako jedyna winna zniosę stratę ciebie i wyżalę się na kawałku kartki. Może to nie jest najlepsze rozwiązanie i zapewne powinnam z tobą szczerze porozmawiać o całej sytuacji, ale nie czuje się na siłach psychicznych. Może to strach przed odkryciem wszystkich moich oszustw, a może coś całkiem innego. Nie jestem pewna, ale po prostu zostawię to, jak jest i może samo się wszystko ułoży. Cóż, życie jest brutalne.
Tak, jak wspominałam, nie dam ci tego, żebyś przeczytała, chyba bym się ze wstydu spaliła. Schowam to na razie tam, gdzie trzymam pamiętnik, który prowadzę od dawna. Później znajdzie się inną kryjówkę, ewentualnie spalę gdzieś na jakimś bezludnym zadupiu, a popiół jeszcze specjalnie roztrzepię po całej okolicy, żeby żadna nadnaturalna moc tego nie naprawiła.
Ciągle zazdrosna
P.S. Przyszła mi myśl, że może po prostu jestem zbyt dumna, żeby przyznać się do błędu. W każdym razie zrobiłam to w tym liście, więc może w końcu w tę noc spokojnie się wyśpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz