Witajcie!
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że dobiliśmy ponad 1000 rozdanych niezapominajek. Jak już gdzieś wspomniałam, właśnie z tej okazji przygotowałam opowiadanie. Będzie, jak podejrzewam, że zauważycie, inne od reszty pod względem stylu pisania i długości. Ta różnica wynika z tego, że shoty, które dodaje aktualnie były pisane rok, dwa lata temu, a dzisiejsze opowiadanie będzie aktualne, że tak to ujmę.
Następne takie opowiadanie z okazji wyświetleń napiszę na 5000 rozdanych niezapominajek.
Motyw wakacyjny mam nadzieję, że wam podpasuje c;
Do zobaczenia przy następnym poście!
P.S. To moje najdłuższe opowiadanie w całej mojej karierze pisarskiej — równe 4707 słów!
Pierwsze razy niekoniecznie muszą być tymi niezwykłymi, chociaż niewątpliwie i takie występują. Często jednak wiążą się one z upadkami oraz potknięciami, wyposażone w wiele przeróżnych ran nie tylko tych fizycznych, ale także psychicznych. Przepełnione niepewnością, wręcz przerażeniem i przytłaczającym stresem niedającym spać po nocach. Czasami wymagają długiej i ciężkiej pracy, a niekiedy przychodzą same, niemalże instynktownie bez żadnego wysiłku. Jednak pomimo ich różnorodności wszystkie łączy jedna cecha — są pierwszym razem. Niezależnie czy to pierwsze kroki i słowa, czy pierwszy raz na rowerze albo pływanie, czy to pierwsza miłość i stosunek seksualny. Może to być nawet skok na bungee bądź spróbowanie nowej potrawy. W gruncie rzeczy prawie każdego dnia mamy ten pierwszy raz. Co więcej, nie wszystkie zostają zapamiętane, z większości nawet nie zdajemy sobie sprawy i tylko te naprawdę przełomowe lub te, z którymi jesteśmy powiązani emocjonalnie, zapadają nam w pamięci do końca życia. Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że pierwszy raz to jedyny pierwszy raz.
Moja seria pierwszych razów, które wywołały prawdziwą burzę, jak nie wichurę czy tornado, w moim życiu, przyniosła za sobą wieloletnie konsekwencje. Należała także do tych niezwykłych i niezapomnianych, które przyszły gwałtownie, instynktownie i całkowicie nieprzemyślnie. Zdecydowanie była tymi najpiękniejszymi chwilami.
Zaczęło się to wszystko dość ciekawie, bo od ucieczki z domu, chociaż nie jestem pewna, żeby nazywać to ucieczką, skoro skończyłam już wtedy dziewiętnaście lat. Jednakże mieszkałam nadal z rodziną, więc chyba mogę stwierdzić, że zwiałam. Torbę, do której spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, przerzuciłam sobie przez ramię. Rozejrzałam się po pokoju i po raz kolejny sprawdziłam, czy na pewno zostawiłam kartkę z krótkim listem na stoliku. Pomimo wszystko nie chciałam przyprawić moich rodziców o zawał serca, a do tego mieć jeszcze policję na karku, lepszym rozwiązaniem było napisać do nich zwięzłą wiadomość, żeby nie martwili się aż tak bardzo, co jednak nie znaczyło, że tego nie robili. Podejrzewam, że gdybym nie miała wyłączonej komórki, to cały czas słyszałabym mój dzwonek bądź powiadomienia o nowym SMS-ie. Wyszłam na balkon, jak najciszej przymykając za sobą drzwi. Niczym najprawdziwszy superbohater zeskoczyłam na stojącego obok busa, którym mój tata jeździ w pracy. Zjeżyłam się i mimowolnie wstrzymałam oddech, gdy mój ruch spowodował odgłos, który potencjalnie mógł kogoś zaniepokoić i zmusić do wstania. Po kilku minutach czujnego wpatrywania się w ciemność i nasłuchiwania, w końcu ruszyłam się i niezgrabnie zsunęłam się po przedniej szybie na maskę, a z niej na ziemię, którą miałam ochotę wycałować za to, że mogłam wrócić na pewny grunt i przy okazji nie połamałam się w trakcie wykonywania akcji ucieczkowej. Nie tracąc czasu, poprawiłam kaptur bluzy na głowie i wyszłam z podwórka. Idąc w stronę końca zabudowań mojej miejscowości, starałam się jak najmniej zwracać na siebie uwagę, bo pomimo godziny około pierwszej w nocy nadal była możliwość, że ktoś akurat nie spał, a ja nie chciałam świadków, bo plotki na wsi, gdzie wszyscy się znali, zdecydowanie za szybko się roznosiły. Dlatego jak najlepiej unikając światła latarni, szłam ulicą, chcąc po prostu wyjść z miejscowości na teren, gdzie dookoła znajdowały się same łąki i pola. Tam już na mnie czekał znajomy samochód, do którego wsiadłam bez najmniejszego zawahania, uprzednio wrzucając torbę na tylne siedzenie. Zapięłam pasy i spojrzałam na mojego kierowcę, który uśmiechnął się w moją stronę, odpalił auto, zawrócił i pojechaliśmy drogą przed siebie.
— Gotowa na przygodę swojego życia? — zapytał mnie, nawet się ze mną nie witając.
— Jedź, bo się jeszcze rozmyślę. Poza tym nie wpatruj się tak we mnie, tylko patrz na drogę, bo jeszcze rozbijesz ten samochód. — Usadowiłam się wygodniej w fotelu i skierowałam wzrok na szybę.
— Spokojnie, ukradłem to auto rodzicom, wierz mi, nie chciałbym go zmasakrować na pierwszym lepszym drzewie, szczególnie że dopiero zaczęliśmy podróż, a czeka nas jeszcze jej kilka godzin.
Westchnęłam głośno, zastanawiając się w myślach, co ja robię. Zbieraliśmy pieniądze na te wakacje przez kilka lat, pracując to tu, to tam i stanowczo odkładając kasę, nie pozwalając sobie, żeby z nich podbierać, co wcale nie było takie łatwe, jak się mogło wydawać. Jednak niezależność finansowa i pełnoletność w dalszym ciągu nie usprawiedliwiało nas z wyboru takiego wyjazdu. Wyjazdu, o którym nikt nie wiedział, oprócz naszej dwójki. Na pewno było to głupie i nierozsądne, bo przecież można było na spokojnie porozmawiać o tym z rodzicami i by się zgodzili, o czym dość nieskutecznie mówił mój rozsądek. Jednak jak naiwne dzieci chcieliśmy czegoś ryzykownego, co dałoby nam trochę szaleństwa, podczas gdy nasze życie zwyczajnie stało się zbyt rutynowe. Nagłej wolności i wyrwania się od nudnej codzienności. Tak, zdecydowanie to zdobyliśmy, o czym mogło już świadczyć moje perfekcyjne wyjście z domu przez balkon czy pożyczenie sobie auta bez pytania o to właściciela. I pomyśleć, że to był dopiero początek tego wszystkiego.
Przez wczesną godzinę i nużącą drogę szybko zachciało mi się wracać do łóżka. Jednakże musiałam się dostosować do warunków i odpłynęłam z głową na szybie, wyglądając prawdopodobnie jak najprawdziwszy glonojad. Przynajmniej poprawiałam humor mijającym nas kierowcom. Chociaż było tak ciemno, że może nie zauważyli, szczególnie że pewnie i oni byli zmęczeni podróżą i jedyne, o czym myśleli to trochę odpoczynku.
Jako że zasnęłam, a mój sen jest naprawdę twardy, umknął mi kawał drogi z pamięci, a mój towarzysz dał mi się wyspać, więc obudził mnie dopiero nasz nagły postój. Zaspana przetarłam oczy i starałam się ogarnąć, o co chodzi, bo byłam pewna, że nie dotarliśmy jeszcze na miejsce. Spojrzałam lekko zaniepokojona na chłopaka, jednak ten tylko się do mnie uśmiechnął delikatnie i powiedział, że to tylko policja nas zatrzymała na kontrolę. Jęknęłam ze zrezygnowaniem, osuwając się na fotelu, jednak po chwili poczułam zdrętwienie ciała i zaczęłam się przeciągać.
Na ogół nic nie miałam do policji, bo nigdy nie miałam z nimi jakiegoś problemu, jednak ten dziadek, który chciał nas skontrolować, działał mi strasznie na nerwy i gdybym nie miała co robić z pieniędzmi i czasem, to o wiele lepiej bym odpowiedziała na jego zaczepki. Zdecydowanie nie pasowało mu coś w nas, czego nie miał zamiaru ukrywać, więc i ja nie byłam zbytnio dla niego miła, co bardzo śmieszyło czarnowłosego.
Na początku było wszystko w porządku i typowe pierdółki jak przedstawienie się, prośba o dokumenty i sprawdzenie stanu trzeźwości kierowcy. Gorzej już było, jak pan policjant postanowił poprowadzić luźną rozmowę z nami, kiedy przyszedł oddać wszystkie dokumenty.
— A gdzie to się młodzieży wybiera tak z rana?
— Jedziemy na lotnisko, a później lecimy za granicę na wakacje — odpowiedział spokojnie Lethien, ze sztuczną uprzejmością.
— Tacy młodzi, a tacy nierozsądni. Gdzie wy się tam pchacie, przecież, nie daj Boże, uchodźcy was zaatakują i tyle będzie z waszego wyjazdu. Najlepiej to siedzieć w naszej Polsce, przynajmniej bezpieczna jest od tych szarlatanów, mamy swoje morze i góry, a jak nie to na Mazury się wybrać. I do tego samolotem, mój Boże. Rodzice wasi też niepoważni, że was puścili i do tego dali samochód. Ile razy młodym do głów głupie pomysły wpadały i tylko wypadki z tego były, bo jechał za szybko albo chciał się popisać i szarżował po ulicy. — Pokręcił z głową i wzdychnął znacząco.
Już wtedy musiałam się ugryźć w język i zacisnąć zęby, żeby czasem w nagłym gniewie nie powiedzieć czegoś za dużo.
— Nie rozumiem zbytnio, w czym pan widzi problem. Oboje jesteśmy pełnoletni i możemy decydować sami o swoim życiu, dlatego możemy jechać, gdzie chcemy i kiedy chcemy, a także czym chcemy i nic do tego innym ludziom. Oboje także mamy prawo jazdy i jak jedno zrobi się zmęczone, to drugie może go zamienić, co zmniejszy ryzyko wypadku, a niech mi pan wierzy, że w żadnym przypadku nie chcemy rozbić auta — powiedziałam, starając się być jak najmilsza, jednak chyba mi niezbyt to wyszło, bo facet aż się zapowietrzył.
— Skoro jedziecie w tak długą trasę, to jeszcze sprawdzimy, czy posiadacie gaśnicę, trójkąt i apteczkę. — Słysząc jego słowa, przetarłam dłońmi twarz i zaczęłam żałować, że w ogóle się odezwałam. A mogłam siedzieć cicho.
Wydawał się całkiem sympatycznym mężczyzną, który moim zdaniem wyglądał już na tak staro, że powinien pójść na emeryturę, ale ja zawsze miałam problem z oceną wieku po wyglądzie. I wierzę, że nie chciał nas zbytnio urazić, po prostu... był człowiekiem trochę starszej daty, który miał swoje przekonania, niekoniecznie mi pasujące, których nie bał się okazywać. Może właśnie dlatego go nie polubiłam, bo nienawidziłam, jak ludzie pchają się w moje sprawy, a do tego trafił w słaby punkt, jakim byli rodzice. Rodzice, od których postanowiliśmy uciec przynajmniej na parę dni.
Lethien wyszedł, żeby wszystko wyjąć z bagażnika, a ja postanowiłam skorzystać z chwili i rozprostować nogi. Przy okazji rozejrzałam się po okolicy, by mniej więcej dowiedzieć się, gdzie jesteśmy, ale nic mi to nie dało. Staliśmy na jakiejś dróżce prowadzącej w las, który swoją drogą rozciągał się w każdą stronę. Idealne miejsce na stanie radiowozem, całkowicie niewidoczne przez wysokie krzaki. My na szczęście byliśmy bardzo grzecznymi dziećmi, biorąc pod uwagę, że mandat czy zatrzymanie jedynie komplikowałby nam plany i zepsuł humor. Jednak jakiś kierowca, któremu bardzo by się spieszyło i dlatego przekroczyłby dozwoloną prędkość, nawet by się nie skapnął, kiedy dostałby mandacik do zapłacenia. Bardzo sprytne zagranie ze strony policji.
Gdy już było po wszystkim, bagażnik został przegrzebany i pan Władysław — policjant, pozwolił nam odjechać, uprzednio każąc być ostrożnym, odetchnęłam z ulgą. Mimo wszystko spotkanie z policją jest stresujące, chociaż nie ma się niczego na sumieniu.
Przez to wszystko skutecznie się rozbudziłam i dalszą podróż spędziłam już z całkiem trzeźwym umysłem. Kiedy już zaczęłam się nudzić i fałszować do gównianej, ale znanej piosenki z radio, wpadłam na genialny pomysł, który chciałam zrealizować od razu. Sięgnęłam po lustrzankę z tylnego siedzenia, pomimo upomnienia od chłopaka, żebym się nie kręciła i usiadła na dupie. Także, gdy tylko zdobyłam aparat, spoczęłam na swoim miejscu, żeby nie denerwować Lethiena jeszcze bardziej, bo jeszcze postanowiłby mnie wysadzić i musiałabym zostać autostopowiczem, a wiadomo, na kogo bym trafiła? Może akurat jechałby sobie ktoś, kto wesoło chciałby mnie zgwałcić i zamordować. Nie potrzebowałam tego do szczęścia. Ustawiłam sprzęt i trzymając go w jednej ręce, zaczęłam nagrywać. Tylko w teorii było to takie łatwe, bo jadąc samochodem, nie mając statywu, wcale nie było takim prostym złapać ostrość i nie trząść kadrem. Jednak nie miał to być film na miarę Oskara, więc uciszyłam mój zmysł perfekcjonisty. Szybka poprawa włosów dłonią, niewymuszony uśmiech do obiektywu i już miałam coś powiedzieć, kiedy pewien pan chamsko i bezczelnie się odezwał. I chyba nie było zbyt wielkiego wyboru, co do tego, kto śmiał mi przerwać jeszcze zanim zaczęłam.
— Co ty robisz? Nagrywasz swój testament? Aż tak mi nie ufasz? — Zaśmiał się, krótko spoglądając na mnie.
— Doskonale wiesz, że jak coś mi zrobisz, to dostaniesz dwa razy mocniej, a jeśli mnie zabijesz, to będę cię nawiedzać i straszyć jako duch, uprzykrzając ci tak życie, że aż popełnisz samobójstwo. A tak naprawdę to wpadłam na pomysł kręcenia krótkich filmików, w których opisuję nasz wyjazd na wakacje, żeby w przyszłości pokazać to moim dzieciom i powiedzieć im, żeby tak nie robiły i mnie uprzedziły, że mają zamiar uciec z domu. A to z testamentem to też dobra opcja, ale nawet się nie łudź, że ci coś przepiszę. Nie przeszkadzaj mi już, bo będę miała za dużo materiału do wycinania.
Spojrzałam znacząco na chłopaka, po czym odchrząknęłam, przeczyszczając gardło i zaczęłam nagrywać właściwe ujęcie.
— Dzień pierwszy, godzina wczesno poranna. Jedziemy właśnie na lotnisko, skąd polecimy... gdzieś, Lethien wybrał kraj, ale cham powiedział, że to niespodzianka i nie chce mi powiedzieć gdzie. Dla wyjaśnienia w wieku dziewiętnastu lat postanowiłam po raz pierwszy uciec z domu, pierwszy raz być współwinna kradzieży samochodu i pierwszy raz zrobić tak ogromną głupotę w życiu i lecieć z przyjacielem nie wiadomo dokąd, nie powiadamiając o tym nikogo. Jeśli przeżyję to wszystko i nie zostanę kaleką fizyczną lub psychiczną to zdecydowanie będę najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Jeśli ktokolwiek później będzie to oglądał, czy to moje dzieci, przy to ja z przyszłości, czy nawet przypadkowa osoba, niech wie, że w żaden sposób nie polecam tego, co robię. Zawsze lepiej jest być choć trochę ostrożnym i rozsądnym, tak jak przechodząc przez pasy lepiej się rozejrzeć, nawet mając zielone światło. Jednak nie żałuję, na ten moment nie żałuję niczego, co zrobiłam. Kiedy życie robi się zbyt nudne i rutynowe, to idzie się na imprezę ze znajomymi albo zajmuje się swoim hobby. Ja za to potrzebowałam czegoś... mocnego. Coś w stylu wyszumienia.
— Już to widzę, jak Vitani idzie się wyszumieć. — Śmiech chłopaka rozniósł się po samochodzie.
— Zamknij się i nie niszcz mi nagrania. W każdym razie to tyle, następny filmik będzie, jak wylądujemy. Jeśli wylądujemy.
— Daj spokój, prędzej mielibyśmy wypadek samochodowy niż katastrofę lotniczą.
— Nie kracz i wypluj to. Wszystko będzie dobrze, musi tak być, nie ma innej opcji. W każdym razie jestem pewna, że nigdy nie zapomnę tego i to, co się stanie, będzie wspomnieniami na długie lata. Po prostu czuję, że tego potrzebuję, więc mam nadzieję, że jak wrócimy, a nasi rodzice nas nie zamordują, to... sama nie wiem. To całkiem dziwne, mam przeczucie, że właśnie tam dokąd zmierzamy stanie się coś, co zadecyduje o mojej przyszłości. Jakichś przełom, który pozwoli mi zdecydować co dalej, czy nadal mam tkwić w rutynie, czy jednak zmienię moje życie, by było o wiele ciekawsze. Kimkolwiek jesteś, oglądając to nagranie wiedz, że życie mimo wszystko jest tylko jedno, a czasu się nie cofnie i jedynie możemy iść naprzód. Takie złote myśli na koniec nagrania. — Uśmiechnęłam się do obiektywu i wyłączyłam nagrywanie.
Dalszą drogę zajęły nam okropne fałsze podczas śpiewania, moje dzikie tańce na siedząco, robienie zdjęć głównie z głupimi minami, postoje na stacjach benzynowych, podczas których często gadaliśmy sobie z nowo poznanymi ludźmi, bezsensowne rozmowy, a przede wszystkim śmiech i dobry humor. Nawet długi czas oczekiwania na samolot nie był nam straszny, spożytkowaliśmy go na kłótnie o to, kto siedzi przy oknie. Wiadomo, że ja wygrałam, nie miał ze mną żadnych szans. Widok, jaki mogłam oglądać z mojego zwycięskiego miejsca, był wprost niezapomniany. Lecąc i mając pod sobą chmury, czułam się niezwykle wolna, jakbym zerwała wiążące mnie łańcuchy. Chociaż nie czułam wiatru i byłam w powietrzu tylko dzięki maszynie, to porównywałam się do ptaka, który szybował na niebie, kiedy i jak chciał. Podczas lądowania czułam się beznadziejnie, może dlatego, że ściągali mnie z nieba, a może dlatego, że bolała mnie głowa, tak jak przy startowaniu, na co niestety nawet żucie gumy nie pomogło. Cholerna zmiana ciśnienia.
Dopiero wtedy dowiedziałam się, gdzie się wybraliśmy, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem, że nie pomyślałam wcześniej, żeby sprawdzić na tablicy informacyjnej na poprzednim lotnisku, dokąd leci nasz samolot. W każdym razie znaleźliśmy się w słonecznych Włoszech, z czego byłam niezmiernie zadowolona, bo zawsze chciałam się tam udać, a jeszcze nigdy nie miałam ku temu okazji, przez co nie mogłam odhaczyć tego kraju na mojej liście państw, w których już gościłam. Po tej niebywale satysfakcjonującej, szczególnie Lethien, który wybierał, wiadomości, pojechaliśmy taksówką do tymczasowego miejsca pobytu. Pojazd kierowała przemiła kobieta i chociaż nie rozumiałam włoskiego, a bez skrępowania głównie nim się posługiwała, zapewne opowiadając o swoim rodzimym kraju, to z oczu, jak i uśmiechu można było się domyślić, jak bardzo była sympatyczną personą. Właśnie tak, słuchając włoskiego nie tylko pochodzącego od kierowcy, ale także z radio, oglądając widoki za oknem i cicho od czasu do czasu wymieniając się komentarzami, głównie z mojej strony, dotarliśmy do pensjonatu. Może jednak dokładniejszym było określeniem wynajmowany przez nas apartament u mężczyzny. Co lepsze, właściciel okazał się być Polakiem, który zamieszkał tutaj specjalnie dla swojej żony Włoszki, a że znał bardzo dobrze swój ojczysty język i był bardzo związany emocjonalnie z ojczystą ziemią, z łatwością mogliśmy się z nim dogadać, a do tego bardzo serdecznie powitał nas w swoich progach. Zastanawiałam się, czy Lethien czasem nie specjalnie wybrał dla nas miejsce, gdzie nie czulibyśmy się lekko zagubieni ze względu na otoczenie obcokrajowców. Nawet jeśli tak nie było i to tylko czysty zbieg okoliczności, to byłam mu strasznie wdzięczna.
Po dosyć długiej i mimo wszystko męczącej podróży padliśmy razem na dwuosobowe łóżko z westchnieniem ulgi, gdy przekonaliśmy się, że było strasznie wygodne. To prawda, byliśmy jedynie bardzo bliskimi przyjaciółmi, ale nie przeszkadzała nam bliskość między nami, szczególnie że jako single nie posiadaliśmy drugiej połówki, która by nam tą bliskość zapewniała. Często u siebie nocowaliśmy, więc niczym nowym było dla nas leżeć i spać w jednym łóżku.
— Ja pierwszy pójdę pod prysznic, chcę pozbyć się z siebie zapachu podróży. Dzisiaj już niekoniecznie opłaca nam się robić coś bardziej kreatywnego, więc możemy poleniuchować, a jutro się wszystkim zajmiemy. Ogarniemy okolicę i pójdziemy nad morze.
Nawet nie podniosłam głowy z poduszki, żeby na niego spojrzeć i tylko niewyraźnie mruknęłam w materiał, zgadzając się z nim. Z tego, co zdołałam się zorientować, morze mieliśmy, pokuszę się o stwierdzenie, w samym ogródku. Do tego okolica przypominała mi niewielkie miasteczko, dzięki czemu mogliśmy odpocząć, o co nam chodziło. Podejrzewam, że w wielkim mieście tego odpoczynku niekoniecznie byśmy dostali. Do tego metropolie mnie przytłaczały, taki urok wychowania się na wsi. W sumie czekały nas same zalety, zero korków, hałasu, spalin, oblężonych plaż, jedynie szum fal, sympatyczni „swoi” ludzie, dosyć stara zabudowa i przestrzeń.
Kątem oka zauważyłam, jak chłopak zabrał kilka swoich rzeczy z walizki i udał się, jak podejrzewałam, do łazienki. W tym czasie przekręciłam się, żeby było mi wygodniej, westchnęłam z zadowoleniem i przymknęłam powieki. Sama nawet nie wiem, kiedy zasnęłam z myślą, że chciałabym tak mieć cały czas. Ja, Lethien i wolność wokół nas.
— Dzień drugi, godzina, jeśli się nie mylę koło dwudziestej trzeciej. Wczoraj, sobie ucięłam nieplanowaną drzemkę, więc nie nagrałam filmiku, chociaż miałam taki zamiar, ale to nic. Dzisiaj rano zjedliśmy śniadanie wraz z właścicielem i jego żoną, bo mieszkają na parterze. Dla wyjaśnienia my wynajmujemy u nich pierwsze piętro. Później poszliśmy na spacer, żeby ogarnąć co, gdzie jest i przy okazji zrobić zakupy. Jedzenie głównie my sami będziemy sobie robić, ale postanowiliśmy zajrzeć do pobliskich restauracji, więc z głodu nie umrzemy. Później poszliśmy na plażę. Raczej byliśmy sami, gdzieś dalej bawiły się jakieś dzieci z rodzicami, no czasami pojawiały się jakieś pary, no ale nie pojechaliśmy w turystycznie znane miejsce, więc mogliśmy się poczuć niczym na prywatnej plaży. Przy okazji Lethien chciał mnie skutecznie utopić.
— Ej! Ja tylko pomogłem ci się przyzwyczaić do temperatury wody.
— Tak, podniesienie mnie i targanie niczym worek ziemniaków, gdy opalałam się i nie wyraziłam na to zgody, a później wrzucenie mnie do zimnej wody na pewno mi pomogło. Dziękuję. W każdym razie spędziliśmy tam resztę dnia i teraz zmęczeni siedzimy w pokoju.
— Kto siedzi, ten siedzi. — Chłopak rzucił we mnie paczką tamponów, które zabrałam z sobą w razie nieplanowanego okresu. — Do której szuflady ci włożyć staniki?
— Do tej pierwszej od góry. — Skierowałam obiektyw w stronę Lethiena. — Pochwal się, co robisz.
— Właśnie najukochańszy chłopak na Ziemi rozpakowywuje swoją przyjaciółkę z czystej dobroci swego serca, wiedząc, że jest ona strasznie zmęczona dniem spędzonym nad morzem — ogłosił uroczyście.
— Tak na poważnie to przegrał ze mną w kamień, papier, nożyce. Jednak pierwszy raz ktoś robi coś takiego za mnie, za co jestem bardzo mu wdzięczna. W ogóle to zapomniałam powiedzieć, gdzie my jesteśmy. Wylądowaliśmy we Włoszech, krainie pizzy i spaghetti. Szczerze mówiąc, jestem tutaj pierwszy raz, ale jeśli mój widzu zamierzasz gdzieś się wybrać na wakacje, to gorąco polecam. Jesteśmy bardziej w północnej części, dzięki czemu jest chłodniej niż w południowej, ale i tak jest gorąco. Nie ma szans, żeby wyjść na słońce, pierw nie wysmarując się kremem z filtrem. To chyba wszystko, co mam dziś do powiedzenia. Aaa, jeszcze jedno. W dalszym ciągu niczego nie żałuję.
— Dzień trzeci, godzina nie wiem jaka, ale już widać gwiazdy. Tym razem nie opowiem w skrócie dnia, a jedynie wspomnę, że po raz pierwszy jadłam owoce morza i ramiona ośmiorniczki były całkiem spoko, ale takie okrągłe białe coś z dziurą pośrodku smakowało gumą i to wcale nie do żucia, a taką jakby z opony. Chciałabym raczej wyznać coś i zrzucić ten ciężar z siebie. Ostatnio czuję się... dziwnie, nie potrafię tego dokładnie określić, ale po prostu... dziwnie. Wcześniej zdarzało mi się to może raz na ruski rok i do tego były to zaledwie sekundy, a teraz czuję się tak praktycznie cały czas i nie wiem co z tym zrobić, a przede wszystkim czy mówić o tym Lethienowi, który aktualnie sprząta po naszej małej bitwie na poduszki. Wyszłam na balkon z nadzieją, że świeże powietrze otrzeźwi mi myśli, ale nie pomogło. Zobaczę, co się będzie działo dalej. Może to coś chwilowego. Jednak mam przeczucie, że będzie mnie to nękać przez dłuższy czas, a do tego mam wrażenie, że to wszystko ma związek z Lethienem, co jeszcze bardziej mnie przeraża.
— Dzień czwarty, znowu noc, nie mam czasu nagrywać wcześniej, jednak cały czas robię zdjęcia, więc nic straconego. Dzisiaj stało się coś... nieplanowanego, wręcz instynktownego. Podczas zwiedzania ja i Lethien się pocałowaliśmy. Tak po prostu, stoimy sobie przy fontannie, patrzę na niego, śmiejąc się i biegnąc pomiędzy strumieniami wody. Kiedy się do niego zbliżam, następuje moment, w którym nic nie robimy, nawet się nie odzywamy i tylko patrzymy sobie nawzajem w oczy, a potem tak po prostu się pocałowaliśmy. Potem wróciliśmy do domu, on poszedł się wykąpać, a ja poczułam, że balkon to moje miejsce w tym mieszkaniu i właśnie na nim nagrywam. Czuję się... roztrzęsiona? Nie, chyba raczej zdezorientowana. On jest moim przyjacielem, znam go od gimnazjum i czuję się trochę skrępowana po tym, jak przekroczyliśmy granicę. Jednak co ważniejsze podobało mi się to, pomimo tego wszystkiego. A co gorsza, chciałam więcej. Chcę więcej.
— Dzień piąty, tym razem zaskoczenie, bo jest słońce. Filmuję w okolicy godziny szesnastej, więc jest jasno. Siedzę sama na plaży, a Lethien poszedł zrobić nam kanapki. Po tym całym incydencie z wczoraj zachowujemy się tak, jak zawsze. A przynajmniej pozornie. Każdy dotyk chłopaka, nawet ten przypadkowy powoduje, że przechodzą mnie dreszcze, a serce niebezpiecznie przyspiesza, przez co mam wrażenie, jakbym miała arytmie, ewentualnie zawał. Czuję, jakby jakaś bestia się we mnie obudziła i oczekiwała zbyt wielu rzeczy. Przyjaźń, już chyba nie jest jedynie przyjaźnią. I nie wiem, czy się cieszyć, czy nad tym rozpaczać. — Uniosłam wzrok ponad obiektyw aparatu. — Muszę kończyć, wraca.
— Dzień szósty, chociaż właściwie to już siódmy. Przed chwilą się przecknęłam i wyszłam na balkon, żeby nagrać to, co działo się wczoraj. Pomijając standardowy schemat dnia, to Lethien zabrał mnie na randkę. Co prawda głośno nie zostało to tak nazwane, jednak czym innym może być kolacja przy świecach i dobrym winie oraz wieczorny spacer brzegiem morza. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo oczekuję, a może raczej pragnę bliskości Lethiena. Nie chodzi mi już nawet o czułe i romantyczne gesty, chociaż niewątpliwie ich także zaczęłam pragnąć, po tym, jak ich zasmakowałam. Chodzi mi, że nie wyobrażam sobie tego, jak po powrocie każde z nas odchodzi w swoim kierunku i zrywamy wszystko, bo nasza relacja stanęła pomiędzy. A oboje nie wiemy co teraz. Przynajmniej tak mi się zdaje. Potrzebuję samej jego obecności. Do tego zazdrość, jaką poczułam, po tym, jak wczorajszego ranka gadał z uśmiechem z kelnerką z kawiarenki, do której poszliśmy na kawę, potwierdziła to, że uczucia z mojej strony osiągnęły wyższy poziom. Wiem, że mówię to całkowicie nieskładnie, wręcz bezsensownie. Ale tak się czuję, nieskładna i pełna sprzeczności oraz obaw. Podejrzewam, że jak ktoś to obejrzy, złapie się za głowę, słuchając moim rozterek. Wiem, że to, co czuję, prawdopodobnie można nazwać miłością. Tylko czy on to też poczuł wobec mnie? W każdym razie wracam do łóżka, dzisiaj został ostatni dzień, a jutro niestety wracały do naszego życia. Zwykłego i nudnego. Do znanych widoków i ludzi. No a przede wszystkim do jak podejrzewam, wściekłych rodziców. Może jednak warto zrobić ten testament?
Wpatrywałam się w horyzont przede mną, chociaż raczej po prostu przed siebie, bo nie widać było nic oprócz gwiazd. Czy to tych na niebie, czy ich lustrzanych odbić w wodzie. Czułam się zawieszona w ogromnej przestrzeni, gdzie nie ma ani góry, ani dołu. Uśmiechałam się, gdy poczułam chłód fal, które dosięgły moich stóp, przez co podkuliłam palce. Nie widziałam chłopaka, ale wyczuwałam jego obecność za mną. Zadrżałam lekko i objęłam się dłońmi, gdy zerwała się bryza. Lethien w ciszy okrył mnie swoją bluzą i mogłam się założyć, że chciał coś jeszcze zrobić, ale się powstrzymał. Westchnęłam, zbierając się do powiedzenia wszystkiego, co leżało mi na sumieniu. Nie chciałam się z tym dłużej użerać. Za bardzo mieszało mi to w głowie, a przede wszystkim sercu.
— Chyba nie ma już naszego friendzone, co nie? — odezwałam się niemalże szeptem.
Mimo wszystko cała ta sytuacja była dosyć nastrojowa i nie zamierzałam to niszczyć. Nasza okazja. Ostatnia noc i wracamy do rzeczywistości. Powrót do domu.
— Szczerze mówiąc, byłaś dosyć niewdzięczną przyjaciółką. Do tego jeszcze głuchą, ślepą i tępą. Od dłuższego czasu daje ci znaki, że chcę w końcu być jedynie kochanym, a nie kochanym przyjacielem. To męczące. Musiałem cię porwać za granicę do Włoch, żebyś w końcu zrozumiała.
— Ejj! — Gwałtownie odwróciłam się w stronę uśmiechającego się cwaniacko chłopaka. — No i widzisz, zepsułeś cały nastrój, a miało być tak romantycznie.
Naburmuszyłam się, spoglądając na bruneta spod byka. Zdecydowanie nie wiem, za co ja go kochałam.
— Pieprzyć to.
Chociaż mogłam go darzyć uczuciem za te nieziemskie pocałunki, które miękczyły mi nogi. Tak, to na pewno z tego powodu, zostałam jego dziewczyną. Może nie ogłosiliśmy tego oficjalnie i głośno, ale nam nie potrzeba słów. Bez nich zdecydowanie nam łatwiej się porozumieć.
Czując jak dłoń Lethiena, która znajdowała się na moich plecach, zjeżdża niżej i wsuwa się pod moją bluzkę, odsunęłam się lekko, jednakże opierając czoło o to należące do niego.
— Nie na plaży, mimo wszystko nie chcę mieć piachu dosłownie wszędzie, szczególnie tam.
Ten tylko pokiwał głową i nie ostrzegając mnie, zgarnął na ręce w stylu panny młodej i ruszył w stronę apartamentu. Z trudem powstrzymałam okrzyk sprzeciwu, bo w końcu miałam własne nogi, ale już nie miałam siły się kłócić, do tego wolałabym nie budzić ludzi o godzinie mocno do tego się nienadającej. Tym bardziej musiałam zacisnąć zęby, kiedy Lethien bez skrupułów rzucił mnie na łóżko.
— Mógłbyś być bardziej książęcy.
— Za długo na to czekałem, poza tym ty wcale nie wydajesz się być księżniczką, szczególnie jak chcesz się rzucić z kłami na policjanta albo zwiewasz z domu, zamiast siedzieć w wieży i czekać na wybawienie od wybranka serca.
— Och zamknij się. — Sama przyciągnęłam go za szyję do pocałunku.
A później było tylko dużo więcej bajecznych chwil.
— Dzień ósmy, właśnie wracamy do domu. Jesteśmy już w naszym kraju i jedziemy samochodem. Tak bardzo nie chcę wracać.
— Co, spodobało się księżniczce jej wyszumienie?
— Ty to siedź cicho i patrz na drogę, przez ciebie całe ciało mnie boli, a do tego nie wiem jakim cudem zakryje te malinki przed rodzicami. Mimo wszystko wolałabym nie wbijać na chatę, po tym, jak uciekłam i ogłosić wszem wobec, że zwiałam sobie do Włoszech na tydzień, mój wieloletni przyjaciel nie jest już przyjacielem i właśnie na tej wspaniałej wycieczce mnie przeleciał i odebrał dziewictwo. Chcę jeszcze żyć i podejrzewam, że ty także.
— Przepraszam bardzo, ale ja cię nie przeleciałem, tylko namiętnie pokazałem i udowodniłem swoją miłość księżniczko.
— Nazywaj sobie to, jak chcesz, nie zmienia to faktu, że masz teraz się nie odzywać, bo chcę coś nagrać dla tego, kto to obejrzy. Jestem prawie pewna, że to właśnie moje dzieci albo dalsze pokolenie znajdzie te filmiki i obejrzy z ciekawości. W końcu sama kiedyś zabrałam z kartonu mamy pamiętnik. Także chciałabym ci coś powiedzieć. Nawet jeśli uciekniesz z domu lub zrobisz cokolwiek innego, ale równie głupiego to spraw, żebyś nigdy tego nie żałował, bo to chyba najgorsze co może być. Żałować swoich czynów. Jestem pewna, że rodzice wspaniale cię wychowali, więc nie będzie to coś w stylu morderstwa. Pomimo mojej rady, akurat takie rzeczy powinno, a wręcz należy żałować. Możliwe, że teraz dostałabym ochrzan od większości osób, które by to usłyszały. Pamiętaj, jesteś wolnym człowiekiem. Rób wszystko, żeby pierwsze i jedyne życie było warte tego, że na koniec się uśmiechniesz i powiesz sobie, że zrobiłeś wszystko, co mogłeś i co chciałeś. Nie żałuj go. Tylko tak z głową. Nie chcę, żebyś skakał z domowej roboty bungee czy coś. W końcu jestem grzeczną i poukładaną dziewczynką. — Śmiech mój i bruneta rozniósł się po aucie. — Żegnaj widzu, jeśli jednak jesteś moim dzieckiem to chociaż wspomnij mi, że chcesz coś głupiego zrobić, przynajmniej będę psychicznie przygotowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz