poniedziałek, 7 stycznia 2019

Niewysłane listy

Głowa mnie bolała już od samego przebudzenia się z naprawdę krótkiego i płytkiego snu. Ból był nieporównywalnie gorszy od tego z migreny, okresu, przemęczenia czy kaca. Pulsował po całej czaszce, wbijając ostre igiełki, szczególnie celując w te najsłabsze punkty. Nawet kilka tabletek najsilniejszych leków przeciwbólowych nie zdołały do końca mi pomóc. Jednak pozostały same tępe uderzenia, które rozchodziły się po całości głowy.
Idąc, nie miałam ochoty rozmawiać z moim towarzyszem tej krótkiej wycieczki. Nie zważałam także na moje otoczenie i jedynie wpatrywałam się w kawałek chodnika przede mną. Równomiernie stawiane kroki moich stóp odzianych w zwykłe trampki z bazarów wydawały głuche odgłosy, które całkiem niknęły w ulicznym hałasie. Dźwięk miliona rozmów, huczących silników samochodów i pojedynczo zdarzających się klaksonów czy szczekania psów, zagłuszał nawet moje własne myśli. Powietrze było duszne, pełne smrodu i nienadające się do oddychania. Całkiem różniące się od tego na wsi. No właśnie, od kiedy tylko wróciłam z mojej samotnej wycieczki nad rzekę do mojego miasta, wszystko zaczęło mnie irytować. Zaczynając od krzyczących i kolorowych bilbordów, przechodząc do mieszkania w wielopiętrowym budynku mieszkalnym, a kończąc na hałasie i powietrzu. Nawet moje ukochane chodzenie do galerii na zakupy, nie sprawiało już aż takiej przyjemności, chociaż niewątpliwie nadal ona się pojawiała przy tej czynności. Tyle razy jeździłam z nią do jej dziadka do tej samej dziury zabitej dechami i żaden z tych wyjazdów nie wywołał na mnie takich efektów. Nawet wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej dziękowałam sobie w duchu, że mieszkałam w dużym mieście. Chciałam tam wrócić, chociażby na jeden dzień, na kilka godzin, ale jednocześnie zaczęłam nienawidzić tego miejsca i obiecałam sobie, że nigdy tam nie postawię swojej stopy. To był zdecydowanie jej świat i nie miałam zamiaru niszczyć pewnego rodzaju magii, jaką tam pozostawiła. Kamień koło drogi potrafił mi się z nią kojarzyć na tej pieprzonej wsi.
Gdy mój chłopak nagle mnie dotknął, wzdrygnęłam się zaskoczona, ale jedynie zacisnęłam dłoń na tej jego, chcąc odreagować swoje myśli i poczuć obecność kogoś bliskiego. Nawet nie spojrzałam na niego, ale chyba rozumiał, że nie byłam w najlepszym nastroju i jedynie chciał mi w jakiś sposób pomóc uporać się z tym wszystkim. Podejrzewam, że też dlatego uparcie stanął przy tym, żeby iść ze mną. No cóż, nie miałam wyjścia i się zgodziłam, co w sumie teraz niezwykle mi się przydaje.
Weszliśmy przez ogromną otwartą bramę, kamienne aniołki patrzyły się na nas z chłodną obojętnością, stojąc na wysokich kolumnach z cegieł. Momentalnie się zmieniła atmosfera, gdy tylko zagłębiliśmy się w ten teren. Wesołe, czasami podekscytowane i za głośne rozmowy zastąpiły ciche szepty, które ledwo się słyszało. Tłum także się o wiele zmniejszył i jedynie co jakiś czas mijało się osoby, które snuły się pomiędzy grobowymi płytami. Gęsia skórka wystąpiła na moich odsłoniętych ramionach, pomimo że temperatura wskazywała na ponad dwadzieścia stopni. Podniosłam głowę, rozglądając się, bo jako jedyna z naszego małego pochodu, wiedziałam, w którą alejkę mamy skręcić, żeby dojść do celu. Jako jedyna zapamiętałam to już po pierwszym razie. Jednak wolałabym zapomnieć o istnieniu tego jednego grobu, wolałabym żyć w iluzji, że ona gdzieś jest na tym świecie i sobie spokojnie żyje, chociaż się nie odzywa do mnie, bo się pokłóciłyśmy. Tak byłoby o wiele łatwiej. Nagle zwróciłam uwagę na kobietę idącą prosto przed nami, od razu rozpoznałam jej twarz. Przełknęłam z trudem ślinę, ale nawet nie siliłam się na uśmiech na powitanie w porównaniu do kobiety. Uśmiechnęła się do nas z niemalże matczyną troską wypisaną na jej twarzy i chociaż coś w jej postawie emanowało żalem i rozpaczą, to trzymała w ryzach przytłaczające uczucia. Mama mojej przyjaciółki zdecydowanie miała twardy charakter i mocno stąpała po ziemi. Zawsze rozsądnie radziła swojej córce, ale nieraz także i ja usłyszałam od niej dobre słowo, gdy zawitałam w ich domu. Na pewno było jej cholernie ciężko, skoro nawet ja, będąc jedynie przyjaciółką, czułam się tak okropnie po jej stracie, a co dopiero jej rodzice. Jednak kobieta uśmiechała się do nas i miałam wrażenie, że po tym, jak spełniliśmy jej prośbę, czuła się lżejsza. Jakby zdjęto z niej, chociaż połowę ciężaru związanego z tym wszystkim. Pamiętałam jej błagania, gdy przyszła do mnie. Niezwykle zależało jej, żebym znalazła ten przeklęty list. Nie rozumiałam nawet w tamtym momencie na cmentarzu, po co to wszystko było, może wyczytała coś w tym jej pamiętniku, co ją skłoniło do takiej desperacji, ale nie mogłam odmówić zrozpaczonej matce. Poza tym sama byłam ciekawa treści, tego, co napisała do mnie, ale nie chciała, żebym tego widziała. Tłumaczyła, że musi zrobić to, na co jej córka nie miała odwagi. Takie dokończenie jej spraw, żeby mogła spokojnie pójść do nieba, nie martwiąc się o to, co pozostawiła na ziemi.
— Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, za to, co zrobiłaś dla mnie, a przede wszystkim dla niej. Jestem ci wdzięczna. — Ciepły głos kobiety sprawił, że gula w gardle się powiększyła, a w oczach stanęły łzy.
Nic nie odpowiedziałam, bo nawet nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Bez zastanowienia puściłam mojego chłopaka i przytuliłam kobietę. Niemal od razu poczułam jedną obejmującą mnie jej rękę, a dłoń drugiej na swojej głowie. Delikatnie mnie głaskała, a ja wyczułam znajomy zapach. Cały dom mojej przyjaciółki był przesiąknięty tą wonią, więc pewnie osiadła się także na jej mamie, która uwielbiała kwiaty doniczkowe, którymi cały dom był zastawiony.
Pożegnanie się było za to mało wylewne i skończyło się jedynie na kiwnięciu głową, potem każda z nas poszła w swoim kierunku. Mój towarzysz przerzucił mi przez kark swoją rękę, przytulając mnie do siebie, po czym pociągnął dalej. Kiedy doszliśmy do odpowiedniego grobu, okazało się, że nie byliśmy jedynymi gośćmi. Przy płycie stał chłopak, który wpatrywał się w napisy i z ociąganiem położył na marmurze piękną czerwoną różę. Czyżby zostawiła nie także przyjaciół, ale też chłopaka? Nie miałam z nią kontaktu przez jakiś czas, więc nie wiadomo, co się wtedy mogło zadziać. Podeszliśmy, ale żadne ze zgromadzonych nie miało zamiaru się odzywać, każdy żył we własnym świecie. Nie było żadnych wielkich wieńców czy ozdobnych zniczy. Jedynie wianek zrobiony z polnych kwiatów leżał pośrodku, a w nim świeca albo otwarty znicz. Jak kto wolał to nazywać. Na czarnym kamieniu idealnie kontrastowała biała koperta, odcinała się i wyróżniała. Nie tylko u mnie była jej mama.
Nagle usłyszałam kroki, więc mimowolnie odwróciłam się w tamtą stronę. Dołączyła do nas także dziewczyna z równoległej klasy, doskonale ją pamiętałam, bo to właśnie ona darła z nią koty. Jej wróg numer jeden, jej nemezis. Jak to głupio brzmiało. Kierowała się do nas wraz ze swoją koleżanką, którą akurat nie kojarzyłam. Widać nie tylko ja wzięłam z sobą wsparcie. Podejrzewałam, że musiała się strasznie czuć z myślą, że dziewczyna, której życzyła naprawdę wiele złego, nagle w końcu zniknęła. Dosłownie. Przynajmniej ja czułabym wyrzuty sumienia. Już je czułam.
Do koperty leżącej na grobie dołączyły jeszcze dwie kolejne. Z zewnątrz wyglądające niemalże identycznie. Każda z nich była czysta, nic nie było na nich napisanego. Wszystko było zawarte w treści samego listu, to ona była najważniejsza. Chyba każdy z nas czuł, że musi powiedzieć jej to, co poczuł, czytając jej prawdziwe myśli. Ja osobiście chciałabym jej wykrzyczeć to w twarz, ale niestety nie miałam na to okazji. Pozostały jedynie listy.
Niezaadresowane.
Nie mające prawie żadnych szans spotkać się ze swoim odbiorcą.
Jednak dostarczone i przeczytane.
Niewysłane listy.