wtorek, 31 lipca 2018

Pokrętła

Ludzie zdecydowanie zbyt często wierzą w to, co zobaczą niż w to, co jest prawdą. Wielokrotnie przecież można się przekonać, że pozory mylą. Zaraz wam pokażę, o co mi chodzi.
Dosyć młoda kobieta siedziała na drewnianym krześle i uśmiechała się delikatnie do dziewczynki siedzącej jej na kolanach, która zawzięcie o czymś mówiła do niej. Stwierdzilibyście, że to naprawdę uroczy obrazek, ale ja jeszcze dodam do niego uroku. Po pokoju biegał czarnowłosy mężczyzna, mając na ramionach chłopca wymachującego rękoma i krzyczącego różne rozkazy. Normalnie pełna i szczęśliwa rodzinka, prawda? Jednak jak wspominałam, pozory mogą nas nieźle zaskoczyć. No bo, czy zgadlibyście, że ta kobieta i ten mężczyzna to tak naprawdę Smoczy Jeździec i elf? I może macie rację, że są parą, ale w żadnych wypadku nie są to ich dzieci. Nie pomyśleliście, że w ogóle nie są do nich podobne? Chyba że wy naprawdę widzicie podobiznę, chociaż kobieta posiada bladą cerę, białe włosy i błękitne oczy, mężczyzna za to czarne włosy, zielone oczy i elfie uszy, a dzieci to niebieskoocy blondyni. Tak więc, jak niedawno wspomniałam, między dorosłymi a tą dzieciarnią nie ma żadnego pokrewieństwa.
— Ciociu Vitani? — Dziewczynka nagle przerwała swój wywód.
— Tak? — Albinoska spojrzała na nią wyraźnie zaciekawiona.
— A moi rodzice to jak się poznali? Żadne z nich nie chce nam tego zdradzić. — Ostatnie zdanie powiedziała oskarżającym tonem, marszcząc gniewnie brwi.
Vitani z ledwością zdusiła w sobie śmiech i spojrzała na równie rozbawionego Lethien'a, który zatrzymał się na chwilę, by odsapnąć.
— No właśnie, nic nie chcą mówić. — Chłopiec na ramionach podskoczył, stracił równowagę i gdyby nie refleks elfa, wylądowałby na podłodze.
Lethien dla bezpieczeństwa odstawił młodzieńca na ziemię i sam usiadł na niej z powodu ogólnego zmęczenia. Zabawa z małolatami potrafi być naprawdę męcząca. Oparł głowę o nóżki młodej damy i westchnął ciężko.
— Nie zostaliśmy dokładnie wtajemniczeni w tę historię, ale jeśli mnie pamięć nie myli, to poznali się już za takich dzieci, jakimi wy jesteście. Mieszkali w tej samej wiosce. Później musieli się rozstać na jakiś czas i spotkali się ponownie niedługo po tym, jak wujek Shiro musiał lecieć ze mną na specjalne szkolenie i Yami została sama — powiedziała Vita.
Dwójka dorosłych z całych sił starała się nie wybuchnąć nagle śmiechem, ale i tak nie powstrzymali się od szerokich uśmiechów i posyłanych sobie jednoznacznych spojrzeń. Te bliźniaki potrafiły rozłożyć na łopatki swoimi ciekawskimi pytaniami dosłownie każdego. I trudno było określić czy to wada, czy zaleta, ale pewne było, że ich rodzice nie raz będą jeszcze przez nich załamani.
— No ale jak to? Spotkali się i tak po prostu bum i się zakochali? A gdzie romantyczne randki, nieśmiałe spojrzenia, bukiety z kwiatami, czekoladki i strzały amora? — Oburzyła się dziewczynka.
— To chyba zaczęło się na pralce albo w wannie — parsknął Lethien.
— Nie słuchajcie go Pokrętła, głupoty gada — powiedziała szybko kobieta, zanim zaczęliby się pytać, o co chodziło elfowi.
Albinoska nie chciała, żeby rozmowa zeszła na temat tego, skąd się biorą dzieci, szczególnie że nie była pewny czy opowiedzieć im o kapuście, bocianie, czy wymyślić jeszcze inne historie. Nie miała serca wywinąć się od odpowiedzi słowami, że jak będą duzi to się dowiedzą. Te słodkie oczka działają cuda i wywierają naprawdę ogromną presję na ofierze.
— Nie wiemy, jak to się stało, że się zakochali. Nie tylko wam nie chcą tego wyjawić. Jednak myślę, że to była wspomniana strzała amora — dodała, widząc ciągle nieusatysfakcjonowane miny Pokręteł.
Nagły krzyk z piętra nad nimi w domu, w którym się wszyscy znajdowali, sprawił, że Lethien nie wytrzymał i zaczął się niekontrolowanie śmiać, a Vitani skrzywiła się i z zażenowaniem spojrzała na ścianę przed nią. Bliźniaki za to spojrzały zaciekawione na kobietę.
— Ciociu, co rodzice robią na górze? — zapytał chłopiec.
Vita czuła jak jej policzki stają się coraz bardziej czerwone. I co miała odpowiedzieć siedmioletnim dzieciom w takiej sytuacji, na szczęście od udzielenia odpowiedzi na pytanie uratował ją jej ukochany.
— Starają się o rodzeństwo dla was. — Ledwo wydusił między spazmami śmiechu.
Vitani chrząknęła, cała ta sytuacja stawała się dla niej coraz bardziej krępująca.
— Wujek kłamiesz, jakby robili dla nas rodzeństwo za każdym razem, jak tak krzyczą, to już dawno byłoby nas tu bardzo dużo i nie zmieścilibyśmy się w tym domu! — Oburzony chłopiec wydął policzki, przez co wyglądał jak chomik.
Yami, Isaac, jaki wy dajecie przykład swoim dzieciom, pomyślała załamana Vita.



Witajcie!
Ze względu, że nie było mnie przez kilka dni, bo mnie praktycznie w domu nie było i nie miałam przy sobie swojego kochanego laptopa, na którym jest cały mój dorobek pisarski, dodaję dzisiaj dwa opowiadania. Tak na przeprosiny. 
Jedno takie trochę przepełnione uczuciami, które mi towarzyszyły podczas czegoś co mnie inspirowało, nie pamiętam niestety, co to było, a drugie przepełnione moją głupotą i wygłupami podczas lekcji informatyki. Wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi c;
Ogólnie to u mnie takie wow, jak weszłam dzisiaj, bo patrzę i prawie dobiliście do 700 rozdanych niezapominajek, za co serdecznie dziękuję.
Do zobaczenia!

Matka

Czułam jak z każdym twoim słowem, moje życie rozwalało się jak domek z kart. Serce rozerwało się na milion kawałków i krwawiło obficie. Po czym zostało brutalnie wyrwane, pozostawiając pustkę. Już cię nie słuchałam, w mojej głowie obijała się tylko jedna myśl. Dlaczego? Często zadajemy sobie to pytanie, ale nie stać mnie było w tamtej chwili na nic więcej. Za bardzo cię kochałam, a ty za bardzo mnie zraniłeś. Więc odpowiedz mi, chociaż na to dlaczego? Czy nie byłam dla ciebie wystarczająca? Za mało mojej uwagi dostałeś? A może cię ignorowałam? Jeśli tak, to przepraszam. Poprawię się, obiecuję. Mogę cię błagać nawet na kolanach i bić ci pokłony, co tylko zapragniesz. Tylko wróć do mnie. Nie zostawiaj mnie samej z tym cierpieniem. Nie chcę być samotna. Strach całkowicie mnie sparaliżował i tylko twoje ostatnie słowa pożegnania zdołały mnie poruszyć, zaczęłam biec przed siebie. Uciekałam przed widokiem twojej oddalającej się sylwetki, ale nie bólu. Tutaj ucieczka nic nie da. Ciemność otoczyła moją duszę i nie pozwoliła jej ujrzeć tego, co najpiękniejsze — światła. Zniewoliły ją kłamstwa, zdrady, intrygi, a przede wszystkim ten cholerny ból, który nie chciał odejść i zostawić ją w spokoju. Czarne łańcuchy zacisnęły się, jak najmocniej umiały, nie pozwalając się jej ruszyć nawet o milimetr. Walczyła, ale to nie pomagało, a nawet pogarszało sprawę. Wrzeszczała, wołając o jakikolwiek ratunek czy najmniejszą pomoc. Nie miała sił podnieść się z klęczek. Nie miała sił więcej krzyczeć. Nie miała sił roztworzyć oczy. Poddała się. Pochłonęła ją ciemność i zatopiła w sobie. Zalała jak wielkie tsunami i zabrała wszystko na swojej drodze, wszystko, co jest dla mnie ważne. Zabrała ciepło. Byłam bezsilna, pomimo tego, że wiedziałam co dzieje się z moją duszą. Nie mogłam wyciągnąć w jej stronę dłoni. Nie dałam rady wyciągnąć ją z tej nieprzeniknionej czerni. Świat dookoła mnie stracił swoje barwy i stał się czarno-biały niczym stare filmy. Przestałam wierzyć w jakiekolwiek wartości. Miłość wydawała mi się fałszywą przykrywką ludzkiego pożądania. Zaufanie miało być tylko zwykłą zmyłką. Czułe słówka uśpiły moją czujność. A cała nasza relacja między nami była tylko fikcją. Snem na jawie. Niczym realnym. Jednak pomimo tego ja cię nadal kochałam, a moje wrażliwe wnętrze było w rozsypce. Przez ciebie wylewałam w poduszkę hektolitry łez, chociaż mi przysięgałeś, że z twojego powodu nie popłynie ani jedna. Twoje obietnice były nic niewartymi kłamstwami. Przestałam dbać o cokolwiek, szkoła nie miała dla mnie już żadnego znaczenia. Tym bardziej ze świadomością, że ciebie tam na pewno spotkam. Wyglądałam pewnie jak siedem nieszczęść. Nie byłam tym zainteresowana, od tamtego dnia nie wychodziłam z pokoju, jedynie do łazienki załatwić swoją potrzebę. Ale i to powoli zanikało, skoro nic nie jadłam i piłam. Cień to idealne określenie dla mojego stanu. Cień człowieka, którym byłam. Straciłam chęć do życia, na tym świecie pozostała tylko moja skorupa. Dusza tkwiła w ciemności i trzęsła się z zimna, strachu oraz bólu. Pewnie całkowicie bym odeszła, gdyby nie ty. Przedarłaś się przez przeszkody na twojej drodze, aby do mnie dotrzeć. Nie bałaś się, zrobiłabyś wszystko by tylko wziąć mnie w swoje ramiona. Wytrąciłaś z mojej dłoni białe proszki, a trzymana przeze mnie szklanka roztrzaskała się na podłodze razem z wodą, która rozlała się wokół. Całkiem jak ja. Zapach twoich perfum i kojący głos uspakajał mnie. Dawał nadzieję, że jednak może mnie jeszcze coś dobrego spotkać. Ciepło twojego ciała zapewniało mi bezpieczeństwo. Zostałaś moim światełkiem w ogarniającym mnie mroku. To ty wyciągnęłaś moją duszę i pozszywałaś serce. Nie poddałaś się tak jak ja i podniosłaś mnie z klęczek. Zneutralizować to cierpienie i otworzyłaś oczy na świat, który z powrotem był pełen kolorów. Pomogłaś mi, a ja znów zaczęłam wierzyć w miłość. W końcu nic nie pokona miłości matki z córką. Jeśli są razem, to nie pochłonie je ciemność, bo są sobie nawzajem światełkiem na końcu tego mrocznego tunelu.

Nigdy nie zapominajmy, że najlepszym lekarstwem na nasze rany jest własna matka.

piątek, 27 lipca 2018

Potwór

— Mamo, czy potwory istnieją naprawdę?
— Nie kochanie, nie istnieją.

Rzucony nóż, idealnie wycelowany, dosięgnął swoją ofiarę. Wbił się gładko prosto w gardło. Krew trysnęła obficie z rany. Kilka zagubionych kropel rozbiło się i powoli sunęło do dołu po ścianie. Dławiące krzyki i bulgot rozchodziły się po pokoju. Kobieta zachwiała się i runęła na podłogę z głuchym hukiem. Szkarłatna ciecz nadal wypływała z niej, wokół ciała pojawiła się coraz to większa kałuża. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, świecąc prosto na ciemną posokę, lśniła ona i mieniła się jakby obsypana brokatem. W powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi, który pobudziłby niejednego drapieżnika. Szeroko otwarte oczy powoli robiły się mętne, uszły z nich iskierki życia. Ciało straciło swoje barwy i stało się blade, niemal białe jak prześcieradło. Ponury żniwiarz przyszedł na miejsce zbrodni i zabrał następną zagubioną duszę, by poprowadzić ją do Krainy Zmarłych. Na tym świecie zostały już same zwłoki, które zostały po to, aby zakopać je kilka metrów pod ziemię. Zostały, żeby bliscy mogli pożegnać się ten ostatni raz i przeprowadzić pogrzeb. By mogli przychodzić na grób zmarłej zmieniać kwiaty w wazonie i zapalać znicza. Aby nie zapomnieli o niej.

— Ale mamo, zawsze jak czytasz gazety, albo oglądasz wiadomości to mruczysz pod nosem „potwór”.
— Wiesz córciu, tak dorośli czasem mówią na złych ludzi.

Przerażającą ciszę przerwał głośny odgłos kroków. Jednym pewnym ruchem ręki broń została wyrwana z ciała, przez co krew znów zaczęła wypływać. Morderca spokojnie uniósł dłoń z nożem i oblizał ostrze, delektując się niezwykłym smakiem. Przymknął oczy z rozkoszy, jaką dała mu ta niewielka ilość życiodajnego płynu. Kucnął przy swojej następnej ofierze, po czym naciął jej policzek i kształcie litery „x”. Zostawił swój znak rozpoznawczy, podpis. Nie mógł pozwolić, aby ktoś zgarnął jego dzieło. Podniósł się i wdychał głęboko do płuc zapach śmierci unoszący się w pomieszczeniu. Był niczym narkoman, który zaciąga się dymem palącej się marihuany. On także był od tego uzależniony. Posmakował raz i teraz nie mógł się uwolnić od tego pragnienia. Pragnienia krwi. Ciągle tkwił w błędnym kole i nie mógł się stamtąd wydostać. I nawet jeśli próbował z tego zrezygnować, to nie mógł. Jego żądze przezwyciężały go, bo nie miał dostatecznie silnej woli. Jednak on nawet nie chciał z tym walczyć. Dał się ponieść czerwonej fali. Wpadł w ramiona szkarłatnej bogini i zamiast próbować się wyrwać, jeszcze bardziej się w nią wtulił. Uważnie słuchał co szepcze mu na ucho i wykonywał każde jej rozkazy. Był jej wierny niczym pies. A wystarczyło tylko, że raz spojrzał w jej ślepia.

— Mamo, ja nigdy nie będę złą osobą.
— Oczywiście kochanie.

To prawda, że nikt nie urodził się złym. Jednak wszyscy z nas nimi się stajemy. Tylko każdy w innym stopniu. Taka jest już natura ludzka. Drobne kłamstewka, niewielkie kradzieże, tam mała bójka, tutaj się kogoś obrażało. Sam nawet nie wiesz, kiedy to się stało, że stoisz po śmierci u wrót piekła. Nikt nie chce być tym złym, nawet on. Jednak życie i błędne decyzje popchnęły go tą ciemną ścieżką. Z każdym krokiem, każdym zabójstwem, oddalał się od światła i zbliżał ku nieprzerwanej ciemności. Został sam i nikt nie wyciągnął w jego stronę pomocnej dłoni. Nikt nie rozjaśnił tego mroku swoim promiennym uśmiechem i słowami otuchy. Źli ludzie to zagubione w świecie dusze, które błądzą i szukają swojego celu, który będzie prowadził ich przez życie. Nie wszystkim ktoś pomógł i po prostu zabłądzili w swoich decyzjach i problemach. Chodzą po ciemku. Zadają taki sam ból i cierpienie, jaki oni przechodzą codziennie. To wyniszcza ich od środka. Samotność.

— Kocham cię, mamo.
— Ja ciebie także, skarbie.

W ciemnym kącie pokoju siedziała skulona postać. Mała dziewczyna cicho łkała, ale nie odwróciła wzroku od swojej zamordowanej matki. Widok się jej rozmazywał, więc co chwila ocierała oczy przedramieniem. Nie rozumiała co się wokół niej dzieje. Nie wiedziała, dlaczego zostały napadnięte i to jeszcze w ich własnym domu. Kompletnie nie miała pojęcia co ma robić. Trzęsła się i zaciskała dłonie na nogawkach spodni. Lekcje, podczas których były omawiane zasady bezpieczeństwa i pierwszej pomocy całkowicie wyleciały z jej głowy. Była roztrzęsiona. Kiedy zobaczyła, że zabójca powolnym krokiem zbliża się w jej stronę, zamknęła oczy. Całe jej ciało krzyczało, aby uciekała, ale nie mogła się poruszyć. Szok ją sparaliżował. Zdała sobie sprawę, że za chwilę umrze. Nowy potok łez spłynął po jej policzkach i wchłaniał się w białą koszulkę. Przywołała stare wspomnienia z dzieciństwa, próbując zapomnieć o tym co się dzieje. Chciała, aby nie bolało. Pogodziła się ze śmiercią, więc miała nadzieję, że tak po prostu usunie się w ciemność, po czym dołączy do swojej rodziny. Do ojca, który zmarł kilka dni temu w wypadku samochodowym i matki, która została zabita kilka minut wcześniej. Jeszcze mocniej zacisnęła pięści i krzyknęła, zdzierając sobie gardło. W ten wrzask przelała swoje uczucie straty, strachu, rozpaczy i prośby o pomoc. Nagle jednak krzyk został brutalnie przerwany. I już nic nie pozostało, nawet nadzieja, chociaż to właśnie ona umiera ostatnia. Na świecie znajdzie się taki człowiek, który nawet ją potrafi zabić.

Potwór



Witajcie!
Dzisiaj w trochę innym stylu i z innym motywem. Jeśli dobrze pamiętam, napisałam to opowiadanie pod wpływem jakiegoś innego dzieła, ale niestety nie pamiętam tytułu ani autora. 
Standardowo czekam na jakieś opinie z waszej strony. 
I co tam jeszcze... a właśnie wybiło ponad 500 rozdanych niezapominajek, za co wam wszystkim dziękuję c;
Do zobaczenia!

środa, 25 lipca 2018

Kotek

Zastanawialiście się kiedyś, czemu waszym najlepszym przyjacielem jest akurat ta osoba? Dlaczego ona ma miano najbliższej ci osoby, a nie ktoś inny? Cóż, ja zdążyłam rozmyślać nad tymi pytaniami przynajmniej dwa razy dziennie. Odkąd pamiętam. Jednak w dalszym ciągu nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć i szczerze wątpiłam, czy mi się to w ogóle uda. Yamiro znałam od dzieciństwa, ale nie pamiętałam, w jakich okolicznościach się poznałyśmy. Zawsze sobie pomagałyśmy, chociaż w większości to ja jej. Jednak można powiedzieć, że miała dość trudny charakter. Nie chodziło mi o to, że nie lubiła towarzystwa czy była oziębła. Było całkowicie na odwrót, po prostu nie rozumiałam, jak ja z nią wytrzymywałam. Z pewnością Yami dało porównać się do osła i leniwca. Bestia była tak samo uparta i leniwa jak oni, jeśli nie bardziej. Poza tym zachowywała się jak rozwydrzone dziecko, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Jak coś bardzo chciała to dostawała, nieważne za jaką cenę. Przez trzy miesiące potrafiła jęczeć mi za uchem, że chciała dostać kotka. A jak powiedziałam jej, żeby sobie sama go sprawiła, to się obraziła i stwierdziła, iż ona chciała go w prezencie. Myślałam, że mnie szlag trafi. Zapomniałam wam wspomnieć, że ona była bóstwem, a ja jej Shinki. Ciągle próbowałam znaleźć gościa, który zrobił z niej boginię i oddać mu ją z powrotem, albo chociaż złożyć reklamację. Bez skutku. Miałam jednak za zadanie ją chronić bez względu na własne zdrowie czy życie. Dlatego większość czasu przebywałyśmy razem, co mnie strasznie denerwowało. Proszę, powiedźcie mi, jak ja miałam ją pilnować, skoro już po dziesięciu minutach w jej towarzystwie dostawałam nerwicy. Może nie zawsze tak bywało, ale często. Dla mnie za często. Jednak wróćmy może do sprawy z tym futrzakiem. Kiedy Yamiro chyba po raz setny powtórzyła słowo kot i już nawet słodycze nie potrafiły ją skłonić do zamknięcia ust, nie wytrzymałam i po burknięciu zwykłego pożegnania, wyszłam z jej domu. Potrzebowałam chwili na uspokojenie się i przemyślenie całej sprawy. Wiedziałam przecież, że ona nie da mi żyć, dopóki nie dostanie tego zwierzaka. Odchyliłam głowę do tyłu i wciągnęłam powietrze głęboko do płuc. Delikatny powiew wiatru lekko szarpał moje białe włosy i odgarniał je z mojego czoła. Kątem oka spojrzałam na duży, jeśli nie ogromny dom z wielką ilością okien. Większość zewnętrznych ścian była w całości zrobiona ze szkła, reszta została pomalowana szarą farbą. Westchnęłam cicho i schowałam dłonie do kieszeni kurtki, jednocześnie ruszając w stronę furtki. Niewielki ogród z przodu domu był zadbany tylko dzięki mnie, bo przecież Yamiro nie chciało się podlać roślin, czy przyciąć krzaków. W sumie cały dom utrzymywałyśmy w porządku tylko ja i Katani — inne Shinki Yami. Lubiłam zajmować się podwórkiem, szczególnie wiosną, kiedy to większość kwiatów rozkwitała i wydzielała piękne zapachy. Jednak najbardziej dumna byłam z wiśni, która rosła za budynkiem. Kiedy jej pąki się roztwierały to widok był nieziemski. Katani zajmowała się raczej środkiem, nie lubiła babrać się w błocie. Kiedyś próbowałam z nią nauczyć boginię gotować, w razie jakby nas nie było to, żeby nie umarła z głodu. Skończyło się to jednak podpaleniem kuchni, więc po tym wydarzeniu skończyłyśmy zmuszać Yamiro do jakiejkolwiek pracy. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, wtedy usłyszałam szelest. Z pobliskiej grządki wybiegł rudy kot, który przebiegł przez drogę i zniknął za rogiem. Nadal jednak nie rozwiązałam swojego problemu z zachciankami mojej opiekunki. Musiałam jej wybić z głowy ten pomysł z pupilkiem domowym. Wszędzie w okolicy kręciły się bezdomne koty, nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co to by było w marcu. Jeśli miałaby kotkę to skończyłybyśmy z jeszcze innymi futrzakami, a jeśli to byłby kocur to ciągle musiałabym się za nim uganiać i zaprowadzać z powrotem do domu. Byłyby z nim same problemy, nie mówiąc o dobrej opiece. Yami myślała, że kotek to potulny zwierzak, który ciągle leżałby na jej kolanach, mruczałby uroczo i dawał się miziać. I pewnie tak by było, ale zgadnijcie, kto by musiał po nim sprzątać, chodzić do weterynarza i dawać żreć. Oczywiście, że ja albo Katani. Zastanawiałam się, czy ona czasem nie miała obsesji na punkcie kotów, nie dość, że cały czas chodziła w opasce z czarnymi uszami, to jeszcze od czasu do czasu nosiła ogon przypięty do spodni. Poza tym wielbiła je jakby miały jakąś niezmierzoną moc. Ciekawe, jak Yami wyglądałaby jako kot. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Trzeba było dać Yamiro lekcję pokory i posłuszeństwa. Bez wahania wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. Jego właściciel odebrał już po pierwszym sygnale, bez problemowo umówiliśmy się kilka ulic od domu mojej bogini, w razie jakby miała nas zobaczyć razem. Powolnym krokiem szłam na miejsce, po ulicy przechadzało się tylko paru ludzi. Dzisiaj było wyjątkowo spokojnie jak na tę okolicę. Zazwyczaj ruch był tutaj tak wielki, że z łatwością mogłam pomylić uliczki, a huk samochodów zagłuszał moje myśli. Jednak tym razem sprawnie dotarłam do celu, bez żadnych komplikacji. W zaułku zastałam osobę, z którą miałam się spotkać. Chłopak miał czarne włosy i niezwykle niebieskie oczy. Ubrany w brudny dres z wyżartą chustą na szyi, opierał się o najbliższy mur. Prawą dłonią wyłowiłam z kieszeni pięć jenów i rzuciłam w jego stronę. Yato, oficjalnie bóg wojny, bez trudu złapał lecącą monetę, podrzucił ją i się uśmiechnął.
— Zamień na jeden dzień Yamiro w kota, tylko zwykłego, domowego, a nie jakiegoś tygrysa czy coś — powiedziałam.
Odwróciłam się i już miałam znów wejść na główną drogę, ale usłyszałam za sobą jeszcze słowa.
— Twoje życzenie zostało wysłuchane.
Uniosłam delikatnie kąciki ust, po czym ruszyłam w stronę najbliższego sklepu zoologicznego. Już sobie wyobrażałam reakcje Yami, kiedy zauważyłaby, że nie była w swoim ciele. Albo raczej w swoim nowym wcieleniu. Gdy tylko weszłam do sklepu, uderzył we mnie zapach karm, wiórów i zwierząt, tak bardzo charakterystyczny dla tego typu miejsc. Nie tracąc czasu, wybrałam uroczą obróżkę dla kotów, była czerwona z małym dzwoneczkiem. Do tego małe opakowanie karmy i dwie zabawki, dzięki którym Yami by się nie nudziła. Miałam kupić jeszcze kuwetę, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że nie opłaca się wydawać na to pieniędzy, skoro to tylko na jeden dzień. Zadowolona z zakupów, wróciłam do domu Yamiro. Kiedy tylko przekroczyłam próg, usłyszałam niepokojące dźwięki przypominające rozdzieranie jakiegoś materiału. Zostawiając torbę z rzeczami na korytarzu, poszłam za odgłosami. Tylko dzięki wyćwiczonej zwinności i szybkości reakcji podczas walk z ayakashi zdołałam złapać małą kulkę futra, która się na mnie rzuciła, jak wchodziłam do salonu. Był to niewielki kotek, czarny z białym pyszczkiem, łapkami i końcówką ogona. Wyglądał, jakby chciał mnie rozszarpać żywcem, wpadł w furię. Albo raczej wpadła. Byłam pewna, że to zmieniona Yamiro i miałam rację. Zwierzak rzucał się na wszystkie strony, próbując mnie podrapać i pogryźć. Rozejrzałam się po zdemolowanym pokoju, wszystkie poduszki z kanapy były porozrywane, tak samo zasłony w oknach. Nawet stół ucierpiał, mając na blacie głębokie rysy. Trzymałam ją mocno za skórę na karku i przyglądałam się jej w ciszy.
— Yami wyglądasz uroczo jako kot, ale wiem, co doda ci jeszcze więcej słodkości. — Uśmiechnęłam się szeroko.
Mając rękę wyciągniętą na bezpieczną odległość, wróciłam do pozostawionej przeze mnie reklamówki. Nie odwracając wzroku od zwierzaka, wyciągnęłam obrożę. Chciałam ją założyć jedną ręką, ale Yami strasznie się rzucała.
— Uspokój się, bo inaczej zostaną z ciebie same kłaki — powiedziałam na pozór spokojnie.
Pozwoliła mi postawić siebie na komodzie i założyć obróżkę. Chwilę potem idąc po meblu, podeszła bliżej wiszącego na ścianie lustra i przejrzała się w nim. Widok ten był tak śmieszny, że z ledwością zdołałam powstrzymać parsknięcie śmiechem. Futrzak nadal przyglądał się sobie z każdej możliwej strony.
— Widzisz Yamirocchi, chciałaś mieć kotka, to teraz nim jesteś — rzuciłam radośnie.
Jednak jej się najwyraźniej to nie spodobało, ponieważ machnęła łapką i przejechała pazurami po moim przedramieniu. Skrzywiłam się, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Za to moja opiekunka wydawała się dumna być z siebie. Złapałam za stojący na parapecie spryskiwacz do roślin i popsikałam nim na kota.
— Zła Yamiro. — Skarciłam ją.
Ta tylko syknęła i wściekła uciekła gdzieś w głąb domu. Westchnęłam głośno, wyobrażając sobie, jakie to kary czekały na mnie jutro. Może będzie mi kazała wysprzątać cały dom na błysk? Albo będzie mi dawała rozkazy jak do psa? Nie wiedziałam, ale miałam pewność, że to nic przyjemnego. Przynajmniej dla mnie. No nic, później się martwiłam tym, wtedy musiałam znaleźć Yami. Nie trudno było to zrobić, rozwścieczona bogini zostawiała za sobą istne pobojowisko. Potłuczone wazony, z których wylała się woda, porozrzucane szczątki niezidentyfikowanych rzeczy, rozszarpane poduszki i firanki. Pewnie będę to musiała posprzątać. Zaczęłam się zastanawiać czy to był dobry pomysł zamieniać Yami w kota, dotychczas były z tego same kłopoty. Może jednak nie trzeba było tego robić? Jeśli miała zamiar zdemolować cały dom, to chyba pozostało mi się załamać. Co z tego, iż ja nie mieszkałam w tym budynku. Znając życie pierwsze co, to Yami na czas porządków przeprowadzi się do mnie. A wierzcie mi, nie chcielibyście z nią mieszkać. Pomimo tego, że do jej szczęścia potrzebne jej były tylko słodycze, łóżko, gry i internet to potrafiła być nieznośna. Zastałam ją podczas gryzienia pilota od telewizora w moim starym pokoju. Kiedy tylko mnie zobaczyła, zjeżyła sierść i zaczęła syczeć. A wyglądała na takie niewinne stworzonko.
— Yamiro, pójdźmy na kompromis. Do czasu aż się nie odmienisz, zakopiemy topór wojenny. Jak tylko wrócisz to człowieczej postaci, będziesz mogła na mnie nawrzeszczeć. Co ty na to? Ja posprzątam ten bałagan, co ty narobiłaś, a ty w tym czasie grzecznie się gdzieś ułożysz i będziesz spać. Pasuje ci taki układ?
Osoby postronne mogłyby uznać, że zwariowałam. W końcu mówiłam do kota i to jeszcze jak do człowieka. Raczej nie wyglądało to normalnie, tym bardziej że znajdowałyśmy się w takiej, a nie innej sytuacji. Delikatne kiwnięcie główką uznałam za odpowiedź twierdzącą, więc już spokojniejsza zabrałam się za sprzątanie, wydając z siebie cierpiętniczy jęk. Nie chciało mi się tego robić, szczególnie samej, ale Katani aktualnie miała wolny dzień, nie mogłam prosić ją o pomoc. Jak najszybciej pozbierałam szklane odłamki wazonów, figurek i innych roztrzaskanych rzeczy. Nie obyło się bez zadrapań. Pozbyłam się także zniszczonych poduszek, zbierając także to, co się w nich znajdowało. Wytarłam wodę z podłogi i ośliniony pilot. Stół niestety, nie udało mi się naprawić, dlatego położyłam na nim obrus. Śladów nie było widać. Zmęczona, udałam się do sypialni Yami, w której pośród kołdry, spała kotka. Rzuciłam się na łóżko obok niej i zaczęłam głaskać ją za uchem. Na początku spojrzała na mnie krzywo, ale po chwili już mruczała uroczo. Chyba natura i zwierzęcy instynkt wygrały z ponad trzystoletnim rozumem. Sama nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, jednak gdy się obudziłam Yamiro niestety, ale już była człowiekiem. Szkoda, bo nie zdążyłyśmy się pobawić zabawkami, które kupiłam, a kocia karma została nietknięta. Zdziwiło mnie, że obroża, którą założyłam jej wczoraj, dostosowała się do rozmiaru szyi. Do tego nadal miała tę swoją opaskę z uszami i ogon przypięty do spodni. Zaśmiałam się cicho i przetarłam oczy dłonią.
— Jak tam Yamirocchi. Powtórzymy to kiedyś? — zapytałam wesoło.
— Ani mi się waż. I zamknij się, głupia. Chcę jeszcze pospać — burknęła.
Odwróciła się na drugi bok i znowu zasnęła albo udawała, czego nie wykluczałam. Z lekkim uśmiechem wstałam i poszłam do kuchni zrobić nam śniadanie. Naleśniki z powidłami śliwkowymi trochę ją udobruchały. Pomimo tego, iż ciągle zastanawiałam się, dlaczego to właśnie Yamiro była moją najlepszą przyjaciółką, to nie wątpiłam, że była moją najbliższą osobą. Nawet jeśli była bardzo niegrzecznym kotkiem.



Witajcie!
Jako, że blog dopiero zaczyna swoją działalność, postanowiłam trochę częściej dodawać, żeby mógł się rozkręcić i coś się na nim działo. Jednak w dalszym ciągu nie będzie to w bardzo ograniczonym terminie, np. w ustalone dni tygodnia, bo po prostu kiedyś zapomnę dodać i będzie trochę lipa. 
Dzisiejszym gościem specjalnym jest Yato, taki tam gościu, możecie sobie go wygooglować, jeśli chcecie. Wkleiłabym przypadkowe zdjęcie z grafiki google, ale prawa autorskie itd., za dużo roboty z tym wszystkim.
Pochodzi on z mangi Adachitoki pt. Noragami. Może ktoś się spotkał, może nie. Na jej podstawie powstało anime, które oglądałam i serdecznie polecam, nawet tak dla zabicia nudy. Mają tam genialny soundtrack. Ogólnie całe anime ma miejsce w moim serduszku i oceniam 9/10, a ten jeden punkt odjęłam, bo na razie stanęli na dwóch sezonach i kontynuacji gdzieś nie widać. 
Okey, i jeszcze tak na koniec, dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy się tutaj pojawili, a szczególnie tym, którzy się udzielili. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jak najdłużej c;

poniedziałek, 23 lipca 2018

Czy można urodzić pięć jenów?

Próbowałam to zignorować, ale na nic to się nie zdało, tylko jeszcze bardziej pogarszało sprawę. Później spróbowałam to wyłączyć i skończyć moje męki, jednak i to stało się niewypałem. To dziwne, że to o czym marzyłam w tamtej chwili, było poza moim zasięgiem. Tak strasznie daleko ode mnie. Pragnęłam tylko spokoju mojej udręczonej duszy. Czy to tak wiele? A ten cholerny telefon nadal dzwonił, pomimo moich usilnych starań, żeby go uciszyć. Po omacku szukałam go na półce nocnej. Już łatwiej mi było strącić rano budzik przykryta całkowicie kołdrą niż znaleźć komórkę w godzinach nocnych. Kto był na tyle głupi, aby dzwonić do mnie o tak późnej godzinie? W końcu wyczułam pod palcami zimną i gładką powierzchnię ekranu. Z lekko uchylonym okiem odebrałam połączenie, nie sprawdzając nawet kto zakłóca mój sen.
— Tutaj prywat... a szlag z tym. Czego? — warknęłam.
Nie stać mnie było w tamtej chwili na żadne uprzejmości. Jak chcieli ze mną rozmawiać dostatecznie kulturalnie, to musieliby poczekać aż się wyśpię. Wtedy mogli sobie dzwonić do woli.
Tutaj Katani.
Jęknęłam przeciągle i cierpiętniczo. A ona czego chciała? Jeśli znowu miała zamiar mi opowiadać, jak to jej Edward ją rozpieszczał, jakie prezenty od niego dostała i tym podobnych rzeczach, to obiecuję, własnoręcznie uduszę nie tylko ją, ale też i tego jej chłopaka. To, że zamienił ją w wampira i nie potrzebowała żadnej dawki snu, nie znaczy, że musiała budzić mnie w środku nocy i to tylko po to, aby podzielić się nowymi plotkami. Przetarłam dłonią twarz i uniosłam się na łokciach, spoglądając na zegarek - 23:27. Ona sobie jaja robiła? Przecież następnego dnia nie podniosłabym się do pracy.
— O co chodzi tym razem? Edzio kupił ci nową parę butów? A może zabrał cię na jakąś romantyczną randkę? — zapytałam zrezygnowana.
Nie zrozumcie mnie źle. Kochałam swoją siostrę i tolerowałam to, jak bardzo się różniłyśmy nie tylko pod względem wyglądu, ale także charakteru. Tylko czasami po prostu miałam już dość wysłuchiwania jej potoku słów, a szczególnie w nocy. Kiedy mogłabym sobie smacznie spać pod ciepłą kołdrą, przykryta po sam czubek głowy.
Yamiro trafiła do szpitala. Prawdopodobnie teraz rodzi.
Zakrztusiłam się własną śliną i zaczęłam kaszleć, próbując złapać oddech. Zaskoczona tym, co do mnie powiedziała, usiadłam na łóżku i z szokiem wpatrywałam się wielkimi oczami w ścianę naprzeciw mnie. Słowa nie docierały do mojej świadomości. Jak to możliwe, że Yami była w ciąży? W ogóle bóstwa chodzą do ośrodków zdrowia takich jak szpitale? Przecież większość z nich nie była widziana przez ludzi bądź szybko o tej osobie zapominali. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że akurat ta bogini była wyjątkowa, bo wcześniej była zwykłym człowiekiem. A przynajmniej tak nam mówiła, a ile w tym wszystkim prawdy?
Vita.
Niepewny ton głosu Katani ściągnął mnie na ziemię. Westchnęłam ciężko, w co ja się władowałam? Mogłam znaleźć sobie innego boga. Mniej kłopotliwego i egoistycznego.
— Zaraz będę. Gdzie jesteś? — Ledwo zdołałam wykrztusić te kilka wyrazów.
Przy sali zabiegowej. Zadzwoń, jakbyś miała problem ze znalezieniem mnie.
Rozłączyłam się i jeszcze przez chwilę siedziałam bezczynnie na miękkim materacu łóżka. Nadal przyswajałam sobie te wszystkie informacje. Praca jako shinki Yami mogła naprawdę wykończyć. Z trudem zwlekłam się z ciepłej pościeli i po ubraniu się ruszyłam w drogę do szpitala. Pomimo wszystko całkiem sprawnie udało mi się odnaleźć odpowiednią salę, nie musząc pytać się Katani przez telefon.
— Cześć! To, co się dzieje? — zapytałam, siadając na plastikowym krzesełku obok niej.
— Wydaje mi się, że nasza pracodawczyni właśnie rodzi — odparła spokojnie z lekkim uśmiechem.
— A na jakiej podstawie tak twierdzisz? Powiedziała ci?
— Nie musiała. Ostatnio miała zachcianki na wszystko, szczególnie jagody, maliny i borówki. Poza tym przytyło jej się. Niby maskuje to tymi za dużymi, męskimi podkoszulkami, ale ja wiem, co ona tam kryje. Poza tym widziałam raz jak wymiotowała. Nie wspominając już o tym, że ciągle ma te swoje humorki. A właśnie dzisiaj trafia tutaj. Na pewno jest w ciąży — odpowiada z wielkim entuzjazmem, myślałam, że zaraz od tego podniecenia pęknie.
Zastanowiłam się, jak to się stało, że Katani wyciągnęła takie nieprawdopodobne wnioski. Jednak po dłuższym wpatrywaniu się w jej twarz, miało się wrażenie, że ona była święcie przekona o tym, co powiedziała. Po moich plecach przeszedł dreszcz i tym razem nie był on spowodowany mrozem panującym na dworze. A jeśli to wszystko prawda? Co Yami zrobiłaby z tym dzieckiem? Czy dałaby radę je wychować? I w ogóle czyje było to dziecko? Przeanalizowałam dokładnie wszystkie fakty podane przez moją siostrę. Rzeczywiście, bogini często kazała nam chodzić do sklepu, aby kupić jej do jedzenia przeróżne rzeczy. Od owoców leśnych, przez różne mięsa, do słodyczy. Ale odkąd pamiętam tak miała, zresztą z jej humorkami było tak samo. Przytyła pewnie dlatego, że ostatnio ciągle się leniła i nam dwóm kazała wszystko robić za siebie. A co do wymiotowania... może się czymś zatruła albo za dużo zjadła. Dlatego mogła trafić tutaj. Miałam nadzieję, że nie musiałyśmy się niczym martwić i wszystko było pod kontrolą.
Czas strasznie nam się dłużył, tylko dzięki dziwnym i podejrzanym krzykom zdołałam nie usnąć. Spojrzałam na Katani kątem oka, wydawała się promieniować radością i szczęściem. Ja tam nie miałam powodów do uśmiechu. Byłam niewyspana, zmarzłam tak bardzo, że ledwo poruszałam palcami, a do tego wszystkiego ten nieprzyjemny zapach chemii szpitalnej podrażniał mój nos. Byłam wykończona fizycznie, jak i psychicznie. A Yami jak nie widziałam, tak nie zobaczyłam. Już miałam zasnąć na tym zielonym, niewygodnym krzesełku, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich stała uradowana bogini. Katani od razu do niej podbiegła.
— Chłopiec czy dziewczynka? Masz już wybrane imię? Mogę zobaczyć? — Pytania były zadawane z prędkością karabina maszynowego.
Wstałam i podeszłam trochę bliżej. Dokładnie przyjrzałam się zbaraniałemu wyrazowi twarzy Yamiro.
— O co chodzi? — odezwała się wreszcie lekko zachrypniętym głosem.
— Katani myśli, że właśnie urodziłaś dziecko. Czy to prawda? — powiedziałam bez owijania w bawełnę.
— Co?! Ja i ciąża?! Czy wyście zgłupiały do reszty?! Ja tylko połknęłam przez przypadek pięć jenów, które utknęło w moim przełyku. Musieli je usunąć. I tyle. Żadnych bachorów! — wrzasnęła na cały budynek.
Z westchnieniem ulgi znów opadłam na siedzenia i przymknęłam oczy. To tylko czysta głupota, nie było dzieci do wychowywania. Uśmiechnęłam się lekko, wtedy do szczęścia brakowało mi tylko ciepłe łóżko i długi sen.
— A te krzyki? — zapytała zawiedziona Katani.
— To tylko... strzykawka — zawahała się Yami.
No tak, strzykawki to wróg numer jeden. Odkąd pamiętam, nie lubiła widzieć tych rzeczy i ogólnie nienawidziła przychodzić w takie miejsca jak to, ale jak widać, wtedy nie miała już wyboru. I dobrze jej tak, mogła nie łykać tej monety.
Zostawiając dziewczyny bez pożegnania, ruszyłam w stronę wyjścia. Jeszcze szybciej wróciłam do domu, niż z niego wyszłam. Od razu przebrałam się w piżamę i bez żadnych oporów rzuciłam się na łóżko oraz zakopałam pod pierzyną. Jednak jeszcze za nim zamknęłam oczy, wyłączyłam telefon. Na pewno nikt mi nie mógł przeszkodzić w spaniu. I mogłam spokojnie zasnąć.



Witam wszystkich!
Co tu napisać, pierwsze moje opowiadania najwyższych lotów nie były, głównie opierały się na spontanicznych i szalonych pomysłach. Do tego są ukierunkowane na japońską kulturę, bo jak wiadomo (bądź nie) jeny to waluta w Japonii. Zaczynając pisać shoty, przechodziłam ogromną fazę na anime itp., to w sumie dlatego. Mam jednak nadzieję, że drobne niewyjaśnione do końca wątki nie będą przeszkadzać osobom niewtajemniczonym. Mimo wszystko starałam się pisać tak, żeby do wszystkich dotarło, o co w tym wszystkim chodzi. 
Jednak jeśli nie jesteście przekonani co do tego, to proszę o chwilę cierpliwości, z czasem pojawią się bardziej uniwersalne opowiadania. Nie zrażajcie się. 
Życzę wszystkim miłego dnia/nocy (nie wiem o jakiej porze to czytacie) i do zobaczenia!

sobota, 21 lipca 2018

Słowem wstępu

Witam wszystkich, którzy postanowili zajrzeć do mojego skromnego dzieła!

Bardzo miło mi was poznać, przedstawię się moim pseudonimem twórczym — możecie na mnie mówić Vita. Mam nadzieję, że spodoba się wam moja twórczość i chociaż trochę zapadnie wam w pamięć.
Zanim przejdę do bardziej oficjalnych informacji chciałabym podziękować i zadedykować wszystkie moje utwory ludziom wymienionym w stronie o nazwie Dedykacja. Zawdzięczam im naprawdę wiele, chociaż nie wszyscy z nich zdają sobie z tego sprawę. Dziękuję wam bardzo, kochani!
W każdym razie przejdźmy dalej, dodane opowiadania w większości, będą z moimi oc - postaciami wymyślonymi przeze mnie, ewentualnie przez moje kochane przyjaciółki. Przez moje lenistwo nad wymyślaniem coraz to nowych bohaterów, a także sentyment do tych już stworzonych, możliwe, że zdarzy się coś takiego jak, na przykład to, że jedna postać będzie miała w kilku shotach innego partnera. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i się w tym nie pogubicie. Opowiadania, nie są w żaden sposób powiązane, więc śmiało możecie uznać, że w każdym z nich jest ocka zaczynająca od zera. Do tego czasami może pojawiać się bohater skądś zaczerpnięty, zazwyczaj z anime, ale wtedy będę wam wspominać kto to i skąd on się wziął. Myślę, że z czasem będą się tutaj pojawiać także kilku (kilkunastu) rozdziałowe utwory.
Na samym początku będą dodawane opowiadania starsze, chyba nawet z przeszło dwóch lat. Z czasem będą pojawiać się te nowsze, myślę, że nie będzie to dla was wielkim problemem, a do tego będziecie mogli porównać, jak mam nadzieję, mój progres.
Postaram się dodawać posty w miarę regularnie, dwa na tydzień tak myślę, jednak nie chcę narzucać sobie dokładnych dni tygodnia, bo wiem, że będę was zawodzić z powodu zwykłej sklerozy.
Myślę, że to już wszystko, co chciałam powiedzieć (a może napisać?).

Zapraszam do czytania!


Niezapominajki znaczą tyle, co „nie zapomnij o mnie”.
Tym jakże krótkim, ukrytym znaczeniem kwiatów chciałabym przekazać jednocześnie swoją nadzieję, pragnienie, a nawet prośbę. Dążę do tego, aby moje dzieła zapadały na długo w pamięci i przynosiły przyjemność czytelnikom. Dlatego stworzyłam tego bloga, żebyście pomogli mi się rozwijać, liczę na komentarze i opinie od was, które pozwolą mi dostrzec moje błędy, ale także przekażecie co się wam podoba i co chcielibyście przeczytać.
Mam nadzieję, że przyjmiecie ode mnie niezapominajkę.