poniedziałek, 29 października 2018

Niewysłany drugi list

18 czerwca naszego roku

Kochany Dziadku,

doskonale zdajesz sobie sprawę, że kocham cię najbardziej na świecie, więc chyba nie muszę ci to pisać na początku listu. Jednak wolę się upewnić, więc ci o tym przypominam. Tak profilaktycznie.
Pisząc ten list do ciebie, który oczywiście nie dostaniesz w swoje dłonie, mam łzy w oczach i ledwo wytrzymuję, żeby się nie rozpłakać. Przyszło mi na wspominki, kiedy to powinnam teraz siedzieć przy twoim łóżku i dodawać ci sił i wsparcia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że na starość twój organizm zaczyna siadać, przez co coraz częściej jeździmy z tobą do lekarza, ale nie znaczy to, że już teraz musisz mówić nam wszystkim, że niedługo umrzesz i musimy się na to przygotować. Dziadku, masz walczyć, a nie rezygnować na samym początku i już wykupywać działkę na cmentarzu.
Pamiętam, jak często mnie wspierałeś, gdy miałam gorsze dni albo coś po prostu mnie załamało. Najbardziej ceniłam to, że nigdy nie dopytywałeś, o co chodzi, a czasami nawet miałam wrażenie, że nawet jeśli nic ci nie mówię, to masz pojęcie o wszystkim, co się dzieje u mnie w życiu. Z jednej strony może się wydawać to dosyć przerażające, ale w gruncie rzeczy to nawet cieszyłam się, że jednak nie miałeś mnie głęboko gdzieś, zdając się na moich rodziców, którzy szczerze mówiąc, nawet nie są dla mnie namiastką ciebie.
Zawdzięczam ci naprawdę wiele, zaczynając od zwykłych umiejętności jak dla przykładu gotowanie, swoją drogą uwielbiam twój rosół, który jest zrobiony na bazie warzyw i mięsa, a do tego jest dobrze doprawiony, a nie to, co mamy, który jest mdły i chyba daje kostkę rosołową, idąc przez coś bardziej skomplikowanego, jak zajmowanie się całym gospodarstwem domowym, a kończąc na poradach względem uczuć i pokazanie odpowiednich wzorców i autorytetów.
Naprawdę żal mi, że musiałeś sprzedać cały swój dobytek, kiedy twoje ciało nie dawało rady już zajmować się zwierzętami, ziemią, jak i domem. Próbowałam przekonać rodziców do przeprowadzenia się do ciebie, a nie na odwrót, ale oni za bardzo się trzymają swojej pracy w biurze i szpitalu, stwierdzili, że nie opłacalne byłoby to działanie, a tak to jeszcze są pieniądze ze sprzedaży. Szkoda, że nie urodziłam się trochę wcześniej, może jakbym była wtedy pełnoletnia, pomogłabym ci z tym wszystkim i nie musiałbyś porzucać miejsca, w którym się wychowałeś. Wiem, jak wielki ból sprawiło ci pożegnanie się i oddanie kluczy jakiemuś dosyć młodemu mężczyźnie, który postanowił kupić gospodarstwo. Zauważyłam, jak bardzo nie możesz dopasować się do mieszkania w mieście, tym bardziej w apartamentowcu. Zdecydowanie brakowało ci zwykłego wyjścia na świeże powietrze albo spaceru po lasach i łąkach. Wiesz, dlatego tak często zabierałam cię do parku, bo tam mogliśmy mieć mierne zastępstwo dzikiej natury. Zdążyłeś się zapewne zorientować w moich działaniach. Zawsze byłeś bystry i szybko orientowałeś się w nowej sytuacji.
Pamiętam także, jak bardzo często opowiadałeś mi o czasach powojennych. Jak było ciężko i jak wiele osób zginęło. Zawsze uśmiechałam się, jak na koniec rozmowy, mówiłeś, że ludzie teraz mają życie jak w raju, a nadal narzekają albo jak za młodu musiałeś zapieprzać w polu, a teraz to tylko w tej elektronice siedzą wszyscy. Wychowałeś mnie na patriotę dziadku i dziękuję ci za to.
Zdecydowanie to ty zaszczepiłeś we mnie zamiłowanie do książek i starej muzyki, a także niechodzenie na skróty. Myślę, że to właśnie dzięki twojemu wychowaniu nie przechodziłam okresu dorastania na popijawach, paleniu i próbowaniu wbić się w popularność rówieśników, jak to w tych czasach robi większa część młodzieży. Tak, wydaje mi się, że to właśnie dzięki tobie nie odwalało mi tak.
Chociaż szanowałam twoją starodawność, to czasami mnie ona irytowała niezwykle. Dla przykładu nienawidziłam tego, jak ciągle wmawiałeś mi, że powinnam co najmniej co niedzielę chodzić do kościoła i się modlić, nie przyjmowałeś do wiadomości, że ja wierzę w Boga, ale już niekoniecznie w sam Kościół i te wszystkie obrzędy.
Wiesz, łzy skapują mi na papier i rozmazują niezaschnięty do końca tusz długopisu, ale czuję, że nie napisałam ci wszystkiego, co chciałam. Tylko że nie potrafię zebrać myśli i ciągle się rozpraszam. Jest tak wiele rzeczy, które powinnam ci przekazać, ale nie umiem je nawet ubrać w słowa. Wydaje mi się, że cokolwiek bym nie napisała to i tak byłoby za mało. Szczególnie teraz, gdy twoje odejście z naszego świata wydaje się bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Nie chcę cię tracić, bo ty jako jedyny w pełni mnie znasz, może nawet czytasz mi w myślach. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie robisz. Nie wiem jak ci podziękować i jedyne, co jestem w stanie zrobić to wspierać cię i dodawać ci walecznego ducha, tak jak ty to robiłeś, gdy wątpiłam w siebie. Obiecuję być z tobą, nawet do samego końca, chociaż szczerze nie pragnę, żeby on nastąpił.
Wspominałam na początku, że nie dostaniesz tego listu w swoje ręce, na których odbiły się lata ciężkiej pracy. To prawda, piszę list, żeby wyzbyć się uczuć, które mi jedynie przeszkadzają i mącą w głowie. Nie chcę cię martwić moimi kłopotami, gdy to właśnie teraz powinieneś dbać jedynie o swoje zdrowie. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do pełni sił i jeszcze nie raz postanowisz wybrać się ze mną, chociażby na spacer.

Ciągle kochająca wnuczka

P.S. Obiecuję ci, że jak tylko będę w stanie, to odkupię twój dom i zajmę się nim należycie, wiem, ile on dla ciebie znaczył. A jeśli mi się nie uda, to stworzę nowe gospodarstwo, które ci będzie przypominać dobre czasy z rodziną, o których tak często mi opowiadałeś. Masz moje słowo, że zabiorę cię tam, więc walcz dziadku.

czwartek, 25 października 2018

Niewysłany pierwszy list

23 kwietnia naszego roku

Pomińmy wszelkie formy oficjalne listów, nie muszę, przecież pisząc do ciebie, używać zwrotów grzecznościowych zaczynanych wielką literą, czy też zaczynać od pozdrowień, jak to uczyli nas w szkole podstawowej. Zresztą sama nie wiem, po co ja się tak wysilam, tłumacząc ci to wszystko, skoro i tak nigdy tego nie przeczytasz, a nawet nie dostaniesz do rąk. Nie mam zamiaru go adresować i wysyłać bądź podrzucać ci go do skrzynki.
Składam zdania tylko po to, żeby wyrzucić z siebie to, co najchętniej bym ci powiedziała prosto w twarz, jednakże człowiek inteligentny chyba wie, kiedy trzeba się przymknąć i nie komentować poniektórych spraw. A ja skromnie mówiąc, raczej się do takowych zaliczam. Przynajmniej tak twierdzą inni, więc nie będę ich zawodzić i po prostu wyrażę wszystkie swoje myśli na tym papierze, który później skrzętnie schowam. Jeszcze nie wiem dokładnie gdzie, ale na pewno tam, gdzie nikt go nie znajdzie. Może nawet zaraz potem zniszczę, nie jestem pewna. Jednak możesz być pewna, że z wielką chęcią się pozbędę tego razem z moimi negatywnymi uczuciami, które zdążyły się przez tyle lat nagromadzić.
Uchodzę w opinii publicznej za osobę spokojną i cichą, wręcz nawet trochę wycofaną ze społeczeństwa. Jednak ty, jako moja przyjaciółka z dzieciństwa doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie do końca tak jest. Po prostu nie wychylam się, by zbyt wiele ode mnie nie wymagano. Jestem egoistką, jeśli chodzi o gatunek ludzki, a do tego mam silne poczucie chęci niezależności, dlatego też nie lubię, jak ktoś mi coś nakazuje zrobić, bądź zmusza do czegoś, co w ogóle mnie nie interesuje. Robię to, co robię dla siebie, nie dla ludzi mnie otaczających. W innych okolicznościach w najprostszy sposób się buntuje, nic nie robię. Nauczyciele na każdym etapie nauczania mnie mieli ze mną niemały orzech do zgryzienia. Zresztą mogę też współczuć moim rodzicom, bo wcale nie lepiej ze mną mieli w domu.
Ty za to byłaś kompletnym przeciwieństwem i nadal się zastanawiam, jakim cudem chciałaś się ze mną zadawać, skoro ani trochę nie byłam kimś, kto mógłby nadawać na tych samych falach, co ty. Byłaś zbyt energiczna i głośna, wszędzie cię było pełno i czasami mnie to już przytłaczało. Gdy byłaś niedaleko mnie, to robiłaś mi za całą armię znajomych. Dosłownie. Potrafiłaś powtórzyć mi każdą usłyszaną plotkę, co równało się z tym, że wiedziałam tyle, czasami nieistotnych, informacji o innych, pomimo że nawet ich nie znałam z widzenia. Mogłam cię porównać do chodzącej orkiestry. Jednak mimo tego, że większość uważała twoje gadulstwo i dziecięcą naiwność wraz z rozpierającą cię energią za wady, to miałaś równie tyle, jak nie więcej zalet. Byłaś wybitną uczennicą, szczególnie że miałaś bardzo pojemną pamięć, która ci to umożliwiała. Wiedziałam jednak, że większość przyswojonego materiału uciekała ci po jakimś czasie. Nie zniechęcało cię to jednak to czynnego brania udziału we wszelakich konkursach, które niejednokrotnie wygrywałaś. Pupilek nauczycieli, pupilek rówieśników. Zawsze sympatyczna. Zawsze pomocna. Zawsze otwarta. Zawsze wesoła. Zawsze najlepsza.
Wiesz, zazdrościłam ci tego, co może wydawać się bezsensowne, skoro ja niczego w tym kierunku nie robiłam, a jakbym zaczęła, to na pewno twoja popularność by mi pomogła, zwłaszcza że uczepiłaś się mnie jak rzep psiego ogona na długie lata. Momentami wydawało mi się, że robisz to ze względu na jakąś litość czy poczucie obowiązku, ale dosyć szybko pozbywałam się tych myśli, żeby jeszcze bardziej nie dobijać swojej osoby.
O ile na początku było to tylko lekkie ukłucia, które dało się wytrzymać, tak wiesz, okres dorastania jest niezłą suką i potrafi naprawdę zniszczyć ci życie psychiczne. Nawet nie zliczę, ile razy w myślach nazwałam cię suką i dziwką oraz innymi mocniejszymi określenia, które na potrzeby tego, że nie mogę być w stu procentach pewna czy nikt nie znajdzie listu, nie wymienię. Mimo tego nadal miałam cię za moją jedyną zaufaną przyjaciółkę, dlatego też, gdy postanowiłaś poszerzyć swoje grono bliskich przyjaciółka o kilka innych osób, a także swojego chłopaka, poczułam się zdradzona. Przyznam ci, że nie jest to za fajne uczucie. Tak więc jako ta, która była zagubiona w tym, co chce zrobić, co powinna zrobić, a tym, co miała siłę zrobić, kompletnie nie nadawałam się na wsparcie, gdy nie układało ci się w życiu i przychodziłaś do mnie się żalić. Zdecydowanie nie chciałabyś słyszeć ode mnie, jak bardzo się cieszę, że chociaż raz ci coś nie wyszło, kiedy ty zalewałaś się łzami. Cóż, a taka była prawda. Natura ludzka, a szczególnie egoizm z mojej strony zdecydowanie przebijały się do moich myśli. A uczyli na religii, że to grzech i trzeba się go wystrzegać.
Chociaż ci pomagałam i tym podobne rzeczy, to raczej wątpię, żebym zasługiwała na odznakę najlepszej przyjaciółki na świecie, skoro potrafiłam cię krytykować tak ostro. Ubiera się jak dziwka, przecież widać jej dupę i cycki, a jej ciuchy to co najmniej dwa rozmiary za małe. Ten makijaż to nie makijaż, tylko jakaś szpachla na ryju. Czym oni wszyscy się tak interesują, przecież jedyne co posiada to ciało do macania, charakter ma przecież tak paskudny.
Nie znaczy to, że przez cały czas taka byłam i każde moje zachowanie było fałszywe. Naprawdę cieszyłam się, gdy udało ci się wybrać to, co chciałabyś w życiu robić albo jak uzbierałaś pieniądze na swój ukochany aparat. Wiedziałam, jak bardzo fotografia była dla ciebie ważna, ale wahałaś się, bo nie byłaś pewna czy wyżyjesz w takim zawodzie. W końcu musiałaś już od początku wiele z siebie dać, bo twoi rodzice nie byli w stanie finansowo cię wspierać. Pamiętam, jak bardzo piszczałaś z radości, gdy wygrałaś ten jeden konkurs, który naprawdę był dla ciebie ważny, a nie jedynie spełniał oczekiwania innych. Cieszyłam się z tobą, twoja pozytywna energia wręcz mnie wtedy ogarniała. Płakałam razem z tobą, gdy porzucił cię chyba drugi z kolei chłopak, wiesz, nawet ja go polubiłam. Nie był zapatrzony tylko w to, żeby cię przelecieć, jak jego poprzednik i reszta adoratorów.
Dlaczego piszę? Teraz po tylu latach, a szczególnie po naszej kłótni, gdzie uznałaś, że ignoruję twoje szczęście i najchętniej bym się ciebie pozbyła ze swojego życia, jest mi ciężko. Wiesz, twoje stwierdzenie nie jest tak do końca błędne, prawdą jest, że kiedyś to najchętniej bym cię zamordowała i zakopała gdzieś twoje zwłoki. Tylko że teraz aktualnie nie mam ci nic za złe i w sumie dopiero niedawno uporządkowałam wszystkie swoje myśli i przekonania. A właśnie teraz, gdy już wszystko u mnie dobrze, postanowiłaś mnie opuścić. W sumie w dalszym ciągu kieruję się egoistycznym pragnieniem, bo pisząc, chcę oczyścić się z tego wszystkiego, co mnie tak bardzo męczy i nie daje spokojnie żyć. Wiem, że nie jestem w stanie ci się do niczego przyznać, więc jako jedyna winna zniosę stratę ciebie i wyżalę się na kawałku kartki. Może to nie jest najlepsze rozwiązanie i zapewne powinnam z tobą szczerze porozmawiać o całej sytuacji, ale nie czuje się na siłach psychicznych. Może to strach przed odkryciem wszystkich moich oszustw, a może coś całkiem innego. Nie jestem pewna, ale po prostu zostawię to, jak jest i może samo się wszystko ułoży. Cóż, życie jest brutalne.
Tak, jak wspominałam, nie dam ci tego, żebyś przeczytała, chyba bym się ze wstydu spaliła. Schowam to na razie tam, gdzie trzymam pamiętnik, który prowadzę od dawna. Później znajdzie się inną kryjówkę, ewentualnie spalę gdzieś na jakimś bezludnym zadupiu, a popiół jeszcze specjalnie roztrzepię po całej okolicy, żeby żadna nadnaturalna moc tego nie naprawiła.

Ciągle zazdrosna

P.S. Przyszła mi myśl, że może po prostu jestem zbyt dumna, żeby przyznać się do błędu. W każdym razie zrobiłam to w tym liście, więc może w końcu w tę noc spokojnie się wyśpię.

sobota, 20 października 2018

Zapomnieć

Ciemność napierała na mnie, miażdżąc bezlitośnie moje ciało i wyciskając ze mnie ostatni dech w piersi. Jednocześnie jednak opatulała mnie swoimi ramionami, jak najmilsza matka, starająca się zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa. Zawieszona w niej straciłam poczucie przestrzeni. Gdzie dół, gdzie góra. Przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie.
Przełyk zaczął palić żywym ogniem, przy czym nawet najostrzejsza zgaga nie miała żadnych szans na wygraną. Czułam, jakby moje płuca zaczynały się kurczyć, a mięśnie klatki piersiowej nie dawały rady opierać się napierającej sile. Nie mogłam zrobić ani wdechu, ani wydechu. Wstrzymywałam powietrze, póki tylko mogłam, a gdy tylko zrobiło mi się już słabo, poruszyłam nogami i rękoma parę razy, wynurzając się ponad powierzchnie lustra wody. Łapczywie oddychałam i pomimo przyzwyczajenia organizmu, wyczułam słoną nutkę zapachu morza. Otarłam oczy dłońmi, by zetrzeć nadmiar cieczy i zaczesałam palcami włosy do tyłu, żeby mi nie przeszkadzały.
Gdy tylko uspokoiłam oddech i serce, które wcześniej biło, wręcz boleśnie, rozejrzałam się po okolicy. Było już ciemno, więc nawet nie zauważyłam, że na plaży znajdowałam się od kilku godzin. Gwiazdy i księżyc na bezchmurnym niebie jako tako oświetlały mi drogę na brzeg, który znajdował się jakieś dwieście metrów ode mnie. Jednakże pierw chciałam popatrzeć na widok, jaki miałam dookoła siebie, przez to, że fale były wręcz minimalne, całe nocne niebo odbijało się w tafli, przez co miałam wrażenie, że wręcz znajduje się w kosmosie pośród tych wszystkich świecących punkcików. Westchnęłam ciężko i zdałam sobie sprawę, że tłum ludzi, który zastałam tutaj, gdy przyszłam, już zapewne dawno temu się rozszedł, bo nikogo nie było, chociaż całkiem możliwe, że jakieś pary siedziały na brzegu i obściskiwały się pod niebem pełnym gwiazd. Pełen romantyzm.
Zmusiłam zmęczone już mięśnie do ostatniego wysiłku i zaczęłam płynąć w stronę plaży. Mimo że miałam dno kilka metrów pod sobą, nie czułam strachu, bo dobrze pływałam, a do tego zasolenie wody było na tyle wysokie, że z łatwością ta mnie wypierała na powierzchnię.
Gdy tylko poczułam pod stopami kamienie, skrzywiłam się, przypominając sobie, że muszę się na bosaka dostać do rzeczy, idąc przez żwir. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam, jednocześnie sycząc za każdym razem, gdy tylko ostra krawędź wbijała mi się w stopę. Opadłam w końcu na rozłożony ręcznik, dając sobie chwilę na odpoczynek. Może i straciłam rachubę czasu, pływając, ale moje ciało doskonale mi pokazywało, jak bardzo pragnie położyć się i nie wstawać. Tak, więc przez dobre pół godziny siedziałam, wpatrując się w krajobraz, który zapewne nie jednemu ujął serce. Nikły kształt wyspy widziałam tylko, dlatego że wiedziałam, iż tam ona jest. Gdzieś tam na horyzoncie widać było światła pobliskiego, sąsiadującego miasta.
Dobitność mojej samotności uderzyła we mnie mocniej niż zazwyczaj. Potrząsnęłam głową, chcąc się pozbyć natrętnych myśli, po czym wytarłam ręcznikiem pozostałości wilgoci na moim ciele, założyłam na dwuczęściowy strój kąpielowy spódnicę, która moim zdaniem była najlepsza do ubrania na nie do końca suchą skórę i zarzuciłam na ramiona przydużą bluzę. Zebrałam i spakowałam do torby wszystkie rzeczy, jakie miałam i pożegnałam szum fal, ruszając do wyjścia z plaży.
Idąc wąskimi uliczkami, w dalszym ciągu, jak to było przez kilka dni, zastanawiałam się jakim cudem te wszystkie budynki były tak ciasno siebie postawione. Wydawało się, że dom stoi na domu, a jednak miało to swój własny urok. Nie było tutaj żadnych latarni i często droga niknęła w ciemności, jednak nie było czego się bać, to miasteczko wydawało się bardziej bezpieczne niż wiele innych podobnych. Idąc asfaltem, od czasu do czasu słyszałam rozmowy bądź muzykę z okolicy. Nawet po zmroku ludzie tutaj nadal napawali się zapewne wakacjami, na jakie zjechali. Z tego głównie żyli tutaj miejscowi, w końcu górowała tutaj turystyka.
Z pamięci instynktownie lawirowałam ulicami, nie patrząc nawet, jak idę i którędy skręcam na rozwidleniach bądź skrzyżowaniach. Tutaj wszędzie było blisko, dlatego zazwyczaj wszyscy poruszali się pieszo albo ekologicznymi środkami transportu, jak dla przykładu rowery, więc mimo braku chodników nie groziło mi potrącenie przez samochód.
Z każdą następną chwilą czułam się coraz bardziej pusta, więc wiedziałam, że znowu mój humor spada drastycznie w dół. Mimowolnie wspomnienia zalewały mi myśli, co chyba jedynie jeszcze bardziej dobijało mnie, jak i zmotywowało, żeby jak najszybciej dostać się do domu, dzięki czemu przyspieszyłam kroku, szczególnie że została mi sama droga pod górkę. Powinnam się przez tyle lat przyzwyczaić do samotności, w końcu już w szkole ludzie nie przepadali za mną. Trafiłam na klasę bardzo podzieloną i mało zdystansowaną do siebie, przez co nie podpadłam do ich gust. Byłam osobą zbyt bezpośrednią i niebojącą się zaczynać rozmowy na tematy tabu. Odważnie wyrażałam swoją opinię, nawet na temat zachowania moich koleżanek, przez co dosyć szybko postanowiły nie zadawać się ze mną. Później było tylko gorzej. Nie dość, że nie miałam kolegów czy przyjaciół, a jedynie platoniczne znajomości, to jeszcze moje związki kończył się po kilku tygodniach, bo moi partnerzy nigdy nie brali tego wszystkiego na poważnie. Jako że nawet moi rodzice dawali mi w miarę wolną rękę do działania, jeśli tylko dobrze się uczyłam i nie sprawiałam im problemów, zaczęłam imprezować, by chociaż mieć namiastkę uwagi społeczeństwa. Tak się zaczęło, a później to już poszło samo. Nie przemyślałam jednak sprawy, że z reputacją imprezowiczki i dziewczyny na jedną noc, nie znajdę sobie nikogo na stałe. Później już się przyzwyczaiłam do tego, że nie miałam nikogo bliskiego, który pomógłby mi w każdej sytuacji. Pozostały jedynie przykre uczucia, które raz na jakiś czas dawały o sobie znać.
Pokonałam ostatnią prostą i weszłam na taras budynku, w którym na parterze mieszkałam na czas urlopu. Rzuciłam torbę na ziemię obok drzwi wejściowych, a po chwili do niej dołączyła para japonek. Stanęłam przy barierce i spojrzałam na idealny widok morza, w którym jeszcze niedawno pływałam. Jako że budynek znajdował się na wzniesieniu, widać było praktycznie całą okolicę, wraz z większością zabudowań miasta, znowu z kolei brak budynków przed powodował, że można było podziwiać, jak słońce zachodzi za horyzont, chowając się za wodą. Zdecydowanie to było plusem tego miejsca. Wsłuchałam się w dźwięki cykad, które grały nie tylko w dzień, ale także w nocy.
Trochę uspokoiłam nadszarpnięte emocje, gdy przez drzwi tarasowe wyszedł na zewnątrz Nath. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, co robi. Zbliżył się do mnie i objął od tyłu, kładąc swój podbródek na moim ramieniu.
— Znowu twoja pseudodepresja? Przecież nie jesteś sama Meinu, masz mnie. Masz tych wszystkich znajomych ludzi tutaj, jak i w domu. To nie jest już szkoła. Możesz wszystko, jeśli tylko zechcesz.
No tak, mężczyzna znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Chociaż nasza relacja nie jest określona, to w dalszym ciągu trzymamy się razem. Na ogół mówimy innym, że jesteśmy przyjaciółmi, jednak chyba bardziej pasowałoby określenie przyjaciół z korzyściami. Spotykamy się zazwyczaj, gdy jedno z nas ma zły humor i po prostu potrzebuje kogoś. Wtedy też zazwyczaj uprawiamy seks, który daje namiastkę bliskości innej osoby, którą się kocha. Takie zastępcze ciepło wewnętrzne.
Może w innej rzeczywistości zeszlibyśmy się razem i stworzyli całkiem trwały związek, ale w tej alternatywie po prostu nie wyszło. Nie ułożyło się nam.
— Chodź — szepnęłam mu na ucho i pociągnęłam za sobą w stronę mieszkania.
Zapomnieć, to był jedyny cel tej nocy, a skoro wiązał się z przyjemnością...



Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do was z jakimiś dosyć żałosnymi smętami, które miały być wyjaśnieniem puszczalstwa jednej z mojej OC, ale jak może zauważyliście, nie wyszło. Zdecydowanie nie jestem z tego zadowolona, no ale cóż, dawno nie pisałam, więc postanowiłam dodać to tutaj. A może się komuś przypadkiem spodoba. 
Zresztą jaki humor, takie opowiadanie.
Nie przedłużając,
do zobaczenia!

wtorek, 16 października 2018

Konkurs literacki

Witajcie!
Dość długo mnie nie było, przepraszam wszystkich, którzy oczekiwali kolejnych postów na tym blogu. Trochę dużo się u mnie dzieje, a mam tylko dwadzieścia cztery godziny doby. Przydałoby mi się jeszcze z pięć dodatkowych. Jednak nie o tym dzisiaj.
Dzisiaj przybywam do was z pewną reklamą, a dokładniej z reklamą pewnego konkursu. Jeszcze dokładniej to II edycji przedwojennego konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”.
Ja osobiście nie przepadam za klimatami wojny, czy czasów pomiędzy, jednakże mam wielki szacunek do tego, a jako, że Sovbedlly zaproponowała mi współpracę, to chętnie się na nią zgodziłam. Dlatego też wszystkich zainteresowanych zapraszam do niej na bloga, gdzie wszystko dokładnie jest opisane. Zachęcam do udziału, wierzcie, że konkursy motywują do działania.
Także tym akcentem dzisiaj się żegnam i postaram się częściej coś dodawać, a nie raz na ruski rok.
Do zobaczenia!

Biegnij

Kiedy ludzie wokół mówią ci „stój”
Nie patrz na nich i brnij dalej
Nie zatrzymuj się choćby świat miałby się walić
Ale jeśli jednak się zatrzymasz
Spójrz na tych, którzy cię wymijają
Po czym powiedz sobie głośno
„Będę lepszy od nich”
I biegnij przed siebie
Nawet gdy płuca będą palić
A nogi będą drżeć z przemęczenia
Gdy staniesz w miejscu na zbyt długo
Pozostanie ci jedynie ciemność
Ona cały czas wszystkich goni

wtorek, 9 października 2018

Ponad dwa tysiące wyświetleń, czyli pora na kolejne niezapomniane historie

Witajcie znowu!
Jako, że wybiło ponad dwa tysiące wyświetleń, za co serdecznie wam dziękuję, jesteście wielcy, to postanowiłam dodać kolejne historie.
Nie przedłużając, zaczynajmy!



  1. Vita w klasie piątej, może szóstej na zajęciach wychowania fizycznego, podczas gry w piłkę nożną na boisku stała na bramce. Jednak nieszczęśliwie dostała z około dwóch metrów z całej siły piłką prosto w twarz od kolegi. Aż ją zamroczyło. Od tamtej pory ma uraz i nigdy nie stanie na bramce. Nikt jej do tego nie zmusi. 
  2. Pierwszym zwierzęciem Vity trzymanym w klatce był chomik dżungarski, który dzięki temu, że zazwyczaj spędzał czas pod wiórami został nazwany Krecik. 
  3. Ten sam chomik podczas sprzątania klatki biegał po domu w plastikowej kulce, w tym czasie Toffik biegał za nim, szczekał i próbował wziąć kulkę w zęby, jednak była za duża na jego pyszczek. 
  4. Jeden ze szczurów Vity, Galaxy, jest alergikiem, może przebywać jedynie w ściółce hipoalergicznej, a do tego już dwa razy miał atak alergiczny i miał zmiany skórne. Raz nawet został częściowo ogolony. 
  5. Raz Vita pojechała na targi pracy i tam została poproszona na krótki wywiad, nie poszło jej tak źle i odpowiadała na pytania w miarę składnie, ale w stresie zapomniała oddychać.
  6. Na tych samych targach Vita razem z grupą znajomych zbierała wszystkie darmówki, jakie mieli na stoiskach, dzięki czemu teraz jej nie brakuje długopisów w domu. 
  7. Vita na lekkim nielegalu zaczęła uczyć się jeździć samochodem z Piną. Do tej pory już przeszłą chrzest bojowy, po tym jak wyskoczyła jej na drogę sarna, zając i z krzaków przy drodze wyleciały jej ptaki, które prawie wylądowały na jej przedniej szybie. Na szczęście nikt nie ucierpiał, a auto jest całe. Na szczęście tym bardziej, że nie było ono ani Vity, ani Piny. 
  8. Raz na zastępstwie Vita wraz z klasą wbiła na halę, gdzie był jedynie wicedyrektor, który rozkładał sprzęt na apel i zaczęli sobie grać w siatkówkę. Podczas tych dwóch godzin klasa była tak zgrana, jak jeszcze nigdy od dobrych kilku lat, co wywołuje miłe wspomnienia i lekką tęsknotę za czasami, gdzie prawie całą klasą ganialiśmy się po korytarzach w klasach 1-3 podstawówki. 
  9. Co do zgrania klasy, od dawna grupa Vity jest bardzo podzielona, co widzą nawet osoby trzecie. Jednak w tym ostatnim roku gimnazjum, gdzie niedługo wszyscy się rozejdą do różnych szkół, ludzie zaczęli się dogadywać i razem komunikować, poza paroma wyjątkami, co jest smutne, że dopiero teraz.
  10. Vita ma jeden sekret, o którym wie jedynie jedna osoba, która irytująco szantażuje teraz tym biedną Vitę. Oczywiście robi to tak po przyjacielsku, w końcu to jej przyjaciółka, jednak jeśli Vita kiedyś nie wytrzyma, to będzie musiała tuszować morderstwo. 
  11. W szkole Vity zrobili grządki dla klas 1-3 podstawówki, by mogły tam coś hodować, jakieś warzywa i zioła. W każdym razie są ładnie usypane i ogrodzone niskim płotkiem. Problem w tym, że prawie wszystkim uczniom, szczególnie starszym, kojarzy się to bardziej z grobami, a w klasie Vity mówi się nawet o grobach anonimowych palaczy ze szkoły. 
  12. Vita przez pewien okres, gdy miała fazę na anime, posiadała szesnastu mężów w 2D. Jednak po jakimś czasie o nich zapomniała i pamiętała tylko kilku, ale ostatnio, gdy robiła porządki w szafce znalazła kartkę, na której zostali oni wszyscy wypisani. 
  13. Vita wraz z Mass raz na nocowaniu oglądały horrory, tylko, że wszystkie okazały się być jakimiś zjebanymi filmami, z których raczej pośmiać się dało niż wystraszyć. Gdy niedawno opowiadały o tym znajomym, uznali, że oglądali coś dziwnego i chętnie zrobią dzień oglądania filmów, właśnie takich zjebanych. 
  14. W pierwszej klasie gimnazjum, podczas gry w pytanie czy wyzwanie, Vita musiała przypadkowej osobie dać karteczkę, na której coś pisało, aczkolwiek nie pamięta co dokładnie. Wybrany chłopak wraz z siedzącym obok niego kolegą zareagowali jakby co najmniej list miłosny mu dała. Ich miny po przeczytaniu były bezcenne. 
  15. Vita we wszystkich zeszytach, szczególnie z teraźniejszej trzeciej gimnazjum nie ma swojego prawdziwego nazwiska. Mass zawarła koalicję z paroma osobami z klasy przez nagminnie ma zmieniane nazwisko na swojego kolegi z klasy. Ostatnio nawet przerzucili się na podręczniki i sprawdzone kartkówki, a i jeszcze piórnik. Vicie już się nie chce tego zmieniać, a sama osoba, której wykorzystywane jest nazwisko nie jest tym szczególnie poruszona i nie raczy pomóc biednej Vicie z tymi przestępcami. 
  16. Co do shipowanych chłopaków z Vitą. Jej przyjaciółki przez całe jej życie zdążyły ją za mąż wydać już pięć razy. W tym raz w podstawówce i w gimnazjum czterokrotnie, chociaż jednego chłopaka trzeba raczej liczyć jako dwa razy, bo zaczęło się od nowa. W takim razie sześć razy.
  17. Vita w swoim gimnazjum ma nauczycielkę, którą nikt nie lubi, nawet inni nauczyciele. Na szczęście ją nie uczy. W każdym razie nigdy nie zapomni tekstu, który ta nauczycielka użyła kiedyś w stosunku do któregoś ucznia. Nie jestem twoją koleżanką byś mi mówił dzień dobry, mówi się dzień dobry proszę pani. 
  18. Vita będąc na wakacjach w Chorwacji po raz pierwszy w życiu widziała spadającą gwiazdę. Złożyła życzenie i ma nadzieję, że się spełni. 
  19. Vita pomimo wahań prawdopodobnie będzie dążyć do tego, żeby zostać weterynarzem. Od zawsze kocha zwierzęta i ma dosyć twardą psychikę, między innymi dlatego myśli, że ta praca będzie dla niej idealna. Jednak nadal się waha.
  20. Oprócz zapędów sadystycznych wspomnianych w jednej z części Niezapomnianych Historii, Vita posiada także te masochistyczne. Ostatnio dźga się na lekcjach z kolegą cyrklem, a raz wbił jej go z impetem w dłoń, aż zrobiła się mała dziurka w skórze, dosyć głęboka, a jej jeszcze się to spodobało. 

Połączyła nas ławka szkolna

Według uczniów z jakiejkolwiek szkoły, czy to podstawówki, czy nawet z różnych kierunków studiów lekcje były nudne. Nie ma w tym większego przekazu, po prostu na większości godzin nudzą się i próbują robić cokolwiek innego, a najlepiej w ogóle się zerwać. Tak było, jest i będzie. Nawet jeśli nauczyciele nie wiadomo jak się starali, to ciągle były one nieciekawe. Mogli robić różne zadania, dzielić na grupy, zadawać pracę domową z długoterminową datą oddania jej, zmieniać taktyki prowadzenia lekcji, uśmiechać się bądź krzyczeć. To nie pomogło. W końcu młodzi ludzie to istoty o bardzo leniwym usposobieniu, którym wydaje się, że dorośli na tyle, że nie muszą się już uczyć, ewentualnie nie przyda im się to w życiu. Dopiero jako dorośli myślą, jak to dobrze by było powrócić do szkoły. Jednakże są wyjątki i nie zapominajmy o tym, bo nie zawsze było aż tak źle.
Ja jednak praktycznie leżałam na ławce szkolnej i wystukiwałam na niej palcami niezidentyfikowany rytm. Nudziłam się tak bardzo, że najchętniej to bym poszła spać, gdyby nie matematyczka, która obserwowała każdego bacznie i tylko czekała, aż ktoś popełni błąd i będzie mogła wstawić mu uwagę, albo chociaż powrzeszczeć na niego. Szkoda tylko, że nie zwracała uwagi na te osoby, które nagminnie przeszkadzały innym, podczas gdy tym, którzy dla przykładu, raz odpowiedzieli coś koleżance z ławki, już chciała uwagi i jedynki wstawiać.
Nigdy nie lubiłam siedzieć w klasach, bo kurz startej kredy dusił mnie, a krzesła były tak niewygodne, że musiałam siedzieć w dziwnych pozycjach, aby nie drętwiały mi nogi, jak i tyłek. Ziewnęłam głośno, nie fatygując się zasłonięciem ust dłonią. Tępo wpatrywałam się w powierzchnię ławki, próbując się skoncentrować na tym, co mówiła pani. To wcale nie było takie proste, szczególnie jak dekoncentrowało mnie otoczenie. Rozmowy, podawane liściki, podbieranie rzeczy niczym małe dzieci. Westchnęłam zrezygnowana i rozejrzałam się po naszej niewielkiej klasie. Widząc zachowanie poniektórych osób, zastanawiałam się, czy trafiłam do właściwej grupy edukacyjnej, bo oni wyglądali mi na przedszkolaki. Oczywiście były osoby normalne, ale chyba zawsze w klasie jest ktoś, przez kogo załamujesz ręce.
Trzymałam między palcami ołówek i machałam nim energicznie. Na początku miałam w planach narysować coś lub napisać jakieś opowiadanie, ale nie miałam weny twórczej. W końcu postanowiłam sobie po bazgrać po ławce, przecież od tego chyba jest, no nie? Robiłam to ołówkiem, aby w razie, gdyby nauczycielka się czepiała, to mogłabym to zetrzeć. Wolałam to niż odkupywać ławkę. Rysując szlaczki i dziwne wzorki, wpadałam na genialny pomysł. Starłam gumką wszystko, co zdołałam wytworzyć i zaczęłam pisać. Musiałam kilka razy poprawiać litery, aby mieć pewność, że nie zetrą się przypadkiem. Nie było to coś wymyślnego, po prostu „Kto tutaj siedzi?”. Starałam się, żeby to zdanie nie było duże, ale dobrze widoczne i rzucające się w oczy. Uśmiechnęłam się zadowolona ze swojej pracy, po czym znów wróciłam do bezczynnego patrzenia się, tym razem w okno. Lało i to całkiem porządnie. Nie wiem, jak mogłam nie zauważyć kropel deszczu rozbijającego się na szybach i nie usłyszeć charakterystycznego dźwięku. Pomimo wszystko lubiłam ulewy, zawsze wydawały mi się przyjemne. Może i było wtedy zimno i zazwyczaj do tego wszystkiego wiało, ale uczucie kropel spadających na moje ciało, szczególnie na twarz było dla mnie kojące i odprężające. Dziwne, nie? A jeszcze dziwniejsze jest to, że jeszcze nigdy się nie pochorowałam po tym.
Dzwonek ogłosił koniec lekcji, co mnie uszczęśliwiło, jednak skrzywiłam się na myśl, że czekają mnie jeszcze trzy następne. Chętnie wyszłabym wtedy na dwór i pokręciła się po dziedzińcu szkolnym, ale woźne mnie nie puściłyby i pewnie by się darły, że tylko zostawię za sobą kałuże wody i będą musiały to sprzątać. Nie rozumiem tego, przecież i tak nie mają co robić w tej szkole. Normalnie powinny sprzątać i tym podobne, ale one jedynie siedziały i plotkowały, sterowały dzwonkami, często się spóźniając, zazwyczaj na koniec zajęć i darły się na ludzi, za to, że nie zmienili obuwia. A jak przyszło usiąść na podłodze, bo ławek brak na korytarzu to całe spodnie usyfione.
Zerwałabym się z ostatnich lekcji, ale, jako że miałam reputację grzecznej dziewczynki i porządnej uczennicy nie wypada mi to robić. Westchnęłam i powlokłam się do sali od historii. Następne męczące i nudne czterdzieści pięć minut w moim życiu.
Kolejnego dnia czekałam przed klasą i gadałam z dziewczynami, matematyczka sprawnie otworzyła drzwi i kazała zająć swoje miejsca. Szybko dotarłam do swojej ławki i dokładnie ją obejrzałam. Jakie było moje zdziwienie, kiedy znalazłam pod moim pytaniem czyjąś odpowiedź. „Jestem Kuroko Tetsuya, a ty?”. Myślałam, że zacznę piszczeć z radości, jednak udało mi się utrzymać emocje na wodzy i tylko się uśmiechnęłam. Nie wiedziałam, że ktoś mi odpiszę i szczerzę w to wątpiłam, a tu taka niespodzianka. Od razu zabrałam się za odpisywanie, nie zwracając uwagi na nauczycielkę. O dziwo, chyba nawet nie zauważyła, że nie zajmuję się tym, co potrzeba, a przynajmniej nie czepiała się mnie. Trzymając naostrzony ołówek, zastanawiałam się, czy podać swoje prawdziwe imię. A może bezpieczniej będzie podać swój pseudonim albo coś wymyślić? W końcu napisałam skrót od imienia, przecież nie może mi nic zrobić. „Cześć, jestem Vita. Miło mi cię poznać, Tetsu”.
Następne trzy miesiące pisaliśmy do siebie na ławce. Już po tygodniu była cała zapełniona i musiałam zetrzeć początek, aby coś napisać. Świetnie mi się z nim rozmawiało, jednak niestety, ale zajęcia w tej sali miałam tylko raz dziennie, więc musiałam czekać do następnego na odpowiedź. Zdziwiło mnie to, że żadna osoba, którą się pytałam o to, czy wie, kim jest Kuroko, nie mogła mi odpowiedzieć, bo nikt go nie znał. Zdawało mi się to dziwne, ale stwierdziłam, że może po prostu podał fałszywe imię i nazwisko, co nie zniechęciło mnie do pisania z nim. Mieliśmy dużo wspólnych zainteresowań, dzięki czemu mogliśmy z łatwością nawiązać ciekawą rozmowę.
Pewnie zastanawiacie się, czemu po prostu nie możemy pisać przez portale społecznościowe czy poprzez wymianę numerów telefonów. Sama nie wiem, czemu tak nie zrobiliśmy, może dlatego, że to po prostu jest nudne? W tej epoce można komunikować się w różne sposoby i na naprawdę wielkie odległości. Jednak to dla mnie jest już monotonne, przereklamowane. Możliwe, że potrzebowałam jakiejś odskoczni w swoim życiu. Musiałam poczuć tę niepewność, kiedy zastanawiałam się, czy mi odpisze, czy nie. Adrenalinę, kiedy nie byłam pewna, że nikt oprócz naszej dwójki tego nie czyta. Sama nie wiem, po co to robiłam, nie rozumiałam się. Tak się stało i się nie odstanie. Poza tym zawsze chciałam, by w moim życiu wydarzyło się coś nieszablonowego. Oczywiście w pozytywnym sensie.
Jednak serce zabiło mi szybciej, chciało wyrwać się z mojej klatki piersiowej, wtedy jak na ławce zobaczyłam te dwa słowa. Czy to w ogóle się działo? Czy to możliwe, że nie śnię? Ręce zaczęły mi się trząść, więc zacisnęłam je w pięści i ułożyłam na kolanach. Powoli ogarniała mnie panika, nie wiedziałam co mam z tą sytuacją zrobić. Może nie wydawała się aż tak poważna, ale te wyrazy mnie przeraziły. Nie byłam pewna, co czuję. Strach, niepewność, zmieszanie. A wystarczyły dwa słowa, aby wywołały we mnie takie emocje. „Spotkajmy się”.



Witajcie!
Strasznie przepraszam, że aż tak długo mnie nie było. Chyba to już równy tydzień. Szkoła to zło. Szczególnie, że poza normalną nauką, bierzmowaniem, wzięłam na siebie zbyt dużo nauki dodatkowej. 
W każdym razie po serii wierszy, dzisiaj przychodzę z odnalezionym starym opowiadaniem. Jako, że jest stare i pisałam je chyba jeszcze w podstawówce albo na początku gimnazjum to musiałam przeczytać od nowa i myślałam, że mi brzuch ze śmiechu pęknie. Mój obraz szkoły tutaj jest tak oparty na jedynie nienawiści, że to śmieszne. A bohaterka zachowuje się jak Mary Sue. Ona najlepsza, reszta to przedszkolaki. Dlatego proszę o wzięcie tego z dystansem. Tak na poprawę humoru. 
Oczywiście mamy tutaj gościa specjalnego, Kuroko Tetsuya z Kuroko no Basket. Miło nam go poznać, chociaż już nie pierwszy raz gości na tym blogu. 
Nie wiem czy zauważyliście, ale opowiadanie jest przerwane niczym najprawdziwszy Polsat. Z tego co pamiętam, miało to być dwu częściowe. Pewnie dlatego miałam to w innym folderze. Postanowiłam to dodać w takiej postaci i dać wam wybór. Jeśli wam to starcza, zostawimy to tak, jak jest. A jeśli chcecie poznać ciąg dalszy, to piszcie w komentarzach razem z pomysłami, co się może stać i czemu nikt nie zna Tetsu. Czekam na wasz odzew. 
Jak fajnie jest wrócić.
Do zobaczenia!

wtorek, 2 października 2018

Swoje

Byłam tylko dzieckiem
Niewinnym i naiwnym
Myślałam, że to dobrze
Mieć swój styl
Swoje zdanie
Swoją oryginalność
Być jedynym w swoim rodzaju
Ale dość szybko sprowadzono mnie na ziemię
Boleśnie i brutalnie
Z całym impetem rzucając o grunt
Nie bacząc czy się połamię
Zginę
A zapewniam, że skończyłam w kawałkach
Zdezorientowana
Zagubiona
Zraniona
Ale zrozumiałam jedno
Jeśli wybijesz się z schematu
Skończysz równie marnie jak natrętny komar