środa, 25 lipca 2018

Kotek

Zastanawialiście się kiedyś, czemu waszym najlepszym przyjacielem jest akurat ta osoba? Dlaczego ona ma miano najbliższej ci osoby, a nie ktoś inny? Cóż, ja zdążyłam rozmyślać nad tymi pytaniami przynajmniej dwa razy dziennie. Odkąd pamiętam. Jednak w dalszym ciągu nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć i szczerze wątpiłam, czy mi się to w ogóle uda. Yamiro znałam od dzieciństwa, ale nie pamiętałam, w jakich okolicznościach się poznałyśmy. Zawsze sobie pomagałyśmy, chociaż w większości to ja jej. Jednak można powiedzieć, że miała dość trudny charakter. Nie chodziło mi o to, że nie lubiła towarzystwa czy była oziębła. Było całkowicie na odwrót, po prostu nie rozumiałam, jak ja z nią wytrzymywałam. Z pewnością Yami dało porównać się do osła i leniwca. Bestia była tak samo uparta i leniwa jak oni, jeśli nie bardziej. Poza tym zachowywała się jak rozwydrzone dziecko, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Jak coś bardzo chciała to dostawała, nieważne za jaką cenę. Przez trzy miesiące potrafiła jęczeć mi za uchem, że chciała dostać kotka. A jak powiedziałam jej, żeby sobie sama go sprawiła, to się obraziła i stwierdziła, iż ona chciała go w prezencie. Myślałam, że mnie szlag trafi. Zapomniałam wam wspomnieć, że ona była bóstwem, a ja jej Shinki. Ciągle próbowałam znaleźć gościa, który zrobił z niej boginię i oddać mu ją z powrotem, albo chociaż złożyć reklamację. Bez skutku. Miałam jednak za zadanie ją chronić bez względu na własne zdrowie czy życie. Dlatego większość czasu przebywałyśmy razem, co mnie strasznie denerwowało. Proszę, powiedźcie mi, jak ja miałam ją pilnować, skoro już po dziesięciu minutach w jej towarzystwie dostawałam nerwicy. Może nie zawsze tak bywało, ale często. Dla mnie za często. Jednak wróćmy może do sprawy z tym futrzakiem. Kiedy Yamiro chyba po raz setny powtórzyła słowo kot i już nawet słodycze nie potrafiły ją skłonić do zamknięcia ust, nie wytrzymałam i po burknięciu zwykłego pożegnania, wyszłam z jej domu. Potrzebowałam chwili na uspokojenie się i przemyślenie całej sprawy. Wiedziałam przecież, że ona nie da mi żyć, dopóki nie dostanie tego zwierzaka. Odchyliłam głowę do tyłu i wciągnęłam powietrze głęboko do płuc. Delikatny powiew wiatru lekko szarpał moje białe włosy i odgarniał je z mojego czoła. Kątem oka spojrzałam na duży, jeśli nie ogromny dom z wielką ilością okien. Większość zewnętrznych ścian była w całości zrobiona ze szkła, reszta została pomalowana szarą farbą. Westchnęłam cicho i schowałam dłonie do kieszeni kurtki, jednocześnie ruszając w stronę furtki. Niewielki ogród z przodu domu był zadbany tylko dzięki mnie, bo przecież Yamiro nie chciało się podlać roślin, czy przyciąć krzaków. W sumie cały dom utrzymywałyśmy w porządku tylko ja i Katani — inne Shinki Yami. Lubiłam zajmować się podwórkiem, szczególnie wiosną, kiedy to większość kwiatów rozkwitała i wydzielała piękne zapachy. Jednak najbardziej dumna byłam z wiśni, która rosła za budynkiem. Kiedy jej pąki się roztwierały to widok był nieziemski. Katani zajmowała się raczej środkiem, nie lubiła babrać się w błocie. Kiedyś próbowałam z nią nauczyć boginię gotować, w razie jakby nas nie było to, żeby nie umarła z głodu. Skończyło się to jednak podpaleniem kuchni, więc po tym wydarzeniu skończyłyśmy zmuszać Yamiro do jakiejkolwiek pracy. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, wtedy usłyszałam szelest. Z pobliskiej grządki wybiegł rudy kot, który przebiegł przez drogę i zniknął za rogiem. Nadal jednak nie rozwiązałam swojego problemu z zachciankami mojej opiekunki. Musiałam jej wybić z głowy ten pomysł z pupilkiem domowym. Wszędzie w okolicy kręciły się bezdomne koty, nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co to by było w marcu. Jeśli miałaby kotkę to skończyłybyśmy z jeszcze innymi futrzakami, a jeśli to byłby kocur to ciągle musiałabym się za nim uganiać i zaprowadzać z powrotem do domu. Byłyby z nim same problemy, nie mówiąc o dobrej opiece. Yami myślała, że kotek to potulny zwierzak, który ciągle leżałby na jej kolanach, mruczałby uroczo i dawał się miziać. I pewnie tak by było, ale zgadnijcie, kto by musiał po nim sprzątać, chodzić do weterynarza i dawać żreć. Oczywiście, że ja albo Katani. Zastanawiałam się, czy ona czasem nie miała obsesji na punkcie kotów, nie dość, że cały czas chodziła w opasce z czarnymi uszami, to jeszcze od czasu do czasu nosiła ogon przypięty do spodni. Poza tym wielbiła je jakby miały jakąś niezmierzoną moc. Ciekawe, jak Yami wyglądałaby jako kot. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Trzeba było dać Yamiro lekcję pokory i posłuszeństwa. Bez wahania wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. Jego właściciel odebrał już po pierwszym sygnale, bez problemowo umówiliśmy się kilka ulic od domu mojej bogini, w razie jakby miała nas zobaczyć razem. Powolnym krokiem szłam na miejsce, po ulicy przechadzało się tylko paru ludzi. Dzisiaj było wyjątkowo spokojnie jak na tę okolicę. Zazwyczaj ruch był tutaj tak wielki, że z łatwością mogłam pomylić uliczki, a huk samochodów zagłuszał moje myśli. Jednak tym razem sprawnie dotarłam do celu, bez żadnych komplikacji. W zaułku zastałam osobę, z którą miałam się spotkać. Chłopak miał czarne włosy i niezwykle niebieskie oczy. Ubrany w brudny dres z wyżartą chustą na szyi, opierał się o najbliższy mur. Prawą dłonią wyłowiłam z kieszeni pięć jenów i rzuciłam w jego stronę. Yato, oficjalnie bóg wojny, bez trudu złapał lecącą monetę, podrzucił ją i się uśmiechnął.
— Zamień na jeden dzień Yamiro w kota, tylko zwykłego, domowego, a nie jakiegoś tygrysa czy coś — powiedziałam.
Odwróciłam się i już miałam znów wejść na główną drogę, ale usłyszałam za sobą jeszcze słowa.
— Twoje życzenie zostało wysłuchane.
Uniosłam delikatnie kąciki ust, po czym ruszyłam w stronę najbliższego sklepu zoologicznego. Już sobie wyobrażałam reakcje Yami, kiedy zauważyłaby, że nie była w swoim ciele. Albo raczej w swoim nowym wcieleniu. Gdy tylko weszłam do sklepu, uderzył we mnie zapach karm, wiórów i zwierząt, tak bardzo charakterystyczny dla tego typu miejsc. Nie tracąc czasu, wybrałam uroczą obróżkę dla kotów, była czerwona z małym dzwoneczkiem. Do tego małe opakowanie karmy i dwie zabawki, dzięki którym Yami by się nie nudziła. Miałam kupić jeszcze kuwetę, ale po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że nie opłaca się wydawać na to pieniędzy, skoro to tylko na jeden dzień. Zadowolona z zakupów, wróciłam do domu Yamiro. Kiedy tylko przekroczyłam próg, usłyszałam niepokojące dźwięki przypominające rozdzieranie jakiegoś materiału. Zostawiając torbę z rzeczami na korytarzu, poszłam za odgłosami. Tylko dzięki wyćwiczonej zwinności i szybkości reakcji podczas walk z ayakashi zdołałam złapać małą kulkę futra, która się na mnie rzuciła, jak wchodziłam do salonu. Był to niewielki kotek, czarny z białym pyszczkiem, łapkami i końcówką ogona. Wyglądał, jakby chciał mnie rozszarpać żywcem, wpadł w furię. Albo raczej wpadła. Byłam pewna, że to zmieniona Yamiro i miałam rację. Zwierzak rzucał się na wszystkie strony, próbując mnie podrapać i pogryźć. Rozejrzałam się po zdemolowanym pokoju, wszystkie poduszki z kanapy były porozrywane, tak samo zasłony w oknach. Nawet stół ucierpiał, mając na blacie głębokie rysy. Trzymałam ją mocno za skórę na karku i przyglądałam się jej w ciszy.
— Yami wyglądasz uroczo jako kot, ale wiem, co doda ci jeszcze więcej słodkości. — Uśmiechnęłam się szeroko.
Mając rękę wyciągniętą na bezpieczną odległość, wróciłam do pozostawionej przeze mnie reklamówki. Nie odwracając wzroku od zwierzaka, wyciągnęłam obrożę. Chciałam ją założyć jedną ręką, ale Yami strasznie się rzucała.
— Uspokój się, bo inaczej zostaną z ciebie same kłaki — powiedziałam na pozór spokojnie.
Pozwoliła mi postawić siebie na komodzie i założyć obróżkę. Chwilę potem idąc po meblu, podeszła bliżej wiszącego na ścianie lustra i przejrzała się w nim. Widok ten był tak śmieszny, że z ledwością zdołałam powstrzymać parsknięcie śmiechem. Futrzak nadal przyglądał się sobie z każdej możliwej strony.
— Widzisz Yamirocchi, chciałaś mieć kotka, to teraz nim jesteś — rzuciłam radośnie.
Jednak jej się najwyraźniej to nie spodobało, ponieważ machnęła łapką i przejechała pazurami po moim przedramieniu. Skrzywiłam się, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Za to moja opiekunka wydawała się dumna być z siebie. Złapałam za stojący na parapecie spryskiwacz do roślin i popsikałam nim na kota.
— Zła Yamiro. — Skarciłam ją.
Ta tylko syknęła i wściekła uciekła gdzieś w głąb domu. Westchnęłam głośno, wyobrażając sobie, jakie to kary czekały na mnie jutro. Może będzie mi kazała wysprzątać cały dom na błysk? Albo będzie mi dawała rozkazy jak do psa? Nie wiedziałam, ale miałam pewność, że to nic przyjemnego. Przynajmniej dla mnie. No nic, później się martwiłam tym, wtedy musiałam znaleźć Yami. Nie trudno było to zrobić, rozwścieczona bogini zostawiała za sobą istne pobojowisko. Potłuczone wazony, z których wylała się woda, porozrzucane szczątki niezidentyfikowanych rzeczy, rozszarpane poduszki i firanki. Pewnie będę to musiała posprzątać. Zaczęłam się zastanawiać czy to był dobry pomysł zamieniać Yami w kota, dotychczas były z tego same kłopoty. Może jednak nie trzeba było tego robić? Jeśli miała zamiar zdemolować cały dom, to chyba pozostało mi się załamać. Co z tego, iż ja nie mieszkałam w tym budynku. Znając życie pierwsze co, to Yami na czas porządków przeprowadzi się do mnie. A wierzcie mi, nie chcielibyście z nią mieszkać. Pomimo tego, że do jej szczęścia potrzebne jej były tylko słodycze, łóżko, gry i internet to potrafiła być nieznośna. Zastałam ją podczas gryzienia pilota od telewizora w moim starym pokoju. Kiedy tylko mnie zobaczyła, zjeżyła sierść i zaczęła syczeć. A wyglądała na takie niewinne stworzonko.
— Yamiro, pójdźmy na kompromis. Do czasu aż się nie odmienisz, zakopiemy topór wojenny. Jak tylko wrócisz to człowieczej postaci, będziesz mogła na mnie nawrzeszczeć. Co ty na to? Ja posprzątam ten bałagan, co ty narobiłaś, a ty w tym czasie grzecznie się gdzieś ułożysz i będziesz spać. Pasuje ci taki układ?
Osoby postronne mogłyby uznać, że zwariowałam. W końcu mówiłam do kota i to jeszcze jak do człowieka. Raczej nie wyglądało to normalnie, tym bardziej że znajdowałyśmy się w takiej, a nie innej sytuacji. Delikatne kiwnięcie główką uznałam za odpowiedź twierdzącą, więc już spokojniejsza zabrałam się za sprzątanie, wydając z siebie cierpiętniczy jęk. Nie chciało mi się tego robić, szczególnie samej, ale Katani aktualnie miała wolny dzień, nie mogłam prosić ją o pomoc. Jak najszybciej pozbierałam szklane odłamki wazonów, figurek i innych roztrzaskanych rzeczy. Nie obyło się bez zadrapań. Pozbyłam się także zniszczonych poduszek, zbierając także to, co się w nich znajdowało. Wytarłam wodę z podłogi i ośliniony pilot. Stół niestety, nie udało mi się naprawić, dlatego położyłam na nim obrus. Śladów nie było widać. Zmęczona, udałam się do sypialni Yami, w której pośród kołdry, spała kotka. Rzuciłam się na łóżko obok niej i zaczęłam głaskać ją za uchem. Na początku spojrzała na mnie krzywo, ale po chwili już mruczała uroczo. Chyba natura i zwierzęcy instynkt wygrały z ponad trzystoletnim rozumem. Sama nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, jednak gdy się obudziłam Yamiro niestety, ale już była człowiekiem. Szkoda, bo nie zdążyłyśmy się pobawić zabawkami, które kupiłam, a kocia karma została nietknięta. Zdziwiło mnie, że obroża, którą założyłam jej wczoraj, dostosowała się do rozmiaru szyi. Do tego nadal miała tę swoją opaskę z uszami i ogon przypięty do spodni. Zaśmiałam się cicho i przetarłam oczy dłonią.
— Jak tam Yamirocchi. Powtórzymy to kiedyś? — zapytałam wesoło.
— Ani mi się waż. I zamknij się, głupia. Chcę jeszcze pospać — burknęła.
Odwróciła się na drugi bok i znowu zasnęła albo udawała, czego nie wykluczałam. Z lekkim uśmiechem wstałam i poszłam do kuchni zrobić nam śniadanie. Naleśniki z powidłami śliwkowymi trochę ją udobruchały. Pomimo tego, iż ciągle zastanawiałam się, dlaczego to właśnie Yamiro była moją najlepszą przyjaciółką, to nie wątpiłam, że była moją najbliższą osobą. Nawet jeśli była bardzo niegrzecznym kotkiem.



Witajcie!
Jako, że blog dopiero zaczyna swoją działalność, postanowiłam trochę częściej dodawać, żeby mógł się rozkręcić i coś się na nim działo. Jednak w dalszym ciągu nie będzie to w bardzo ograniczonym terminie, np. w ustalone dni tygodnia, bo po prostu kiedyś zapomnę dodać i będzie trochę lipa. 
Dzisiejszym gościem specjalnym jest Yato, taki tam gościu, możecie sobie go wygooglować, jeśli chcecie. Wkleiłabym przypadkowe zdjęcie z grafiki google, ale prawa autorskie itd., za dużo roboty z tym wszystkim.
Pochodzi on z mangi Adachitoki pt. Noragami. Może ktoś się spotkał, może nie. Na jej podstawie powstało anime, które oglądałam i serdecznie polecam, nawet tak dla zabicia nudy. Mają tam genialny soundtrack. Ogólnie całe anime ma miejsce w moim serduszku i oceniam 9/10, a ten jeden punkt odjęłam, bo na razie stanęli na dwóch sezonach i kontynuacji gdzieś nie widać. 
Okey, i jeszcze tak na koniec, dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy się tutaj pojawili, a szczególnie tym, którzy się udzielili. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jak najdłużej c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz