sobota, 20 października 2018

Zapomnieć

Ciemność napierała na mnie, miażdżąc bezlitośnie moje ciało i wyciskając ze mnie ostatni dech w piersi. Jednocześnie jednak opatulała mnie swoimi ramionami, jak najmilsza matka, starająca się zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa. Zawieszona w niej straciłam poczucie przestrzeni. Gdzie dół, gdzie góra. Przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie.
Przełyk zaczął palić żywym ogniem, przy czym nawet najostrzejsza zgaga nie miała żadnych szans na wygraną. Czułam, jakby moje płuca zaczynały się kurczyć, a mięśnie klatki piersiowej nie dawały rady opierać się napierającej sile. Nie mogłam zrobić ani wdechu, ani wydechu. Wstrzymywałam powietrze, póki tylko mogłam, a gdy tylko zrobiło mi się już słabo, poruszyłam nogami i rękoma parę razy, wynurzając się ponad powierzchnie lustra wody. Łapczywie oddychałam i pomimo przyzwyczajenia organizmu, wyczułam słoną nutkę zapachu morza. Otarłam oczy dłońmi, by zetrzeć nadmiar cieczy i zaczesałam palcami włosy do tyłu, żeby mi nie przeszkadzały.
Gdy tylko uspokoiłam oddech i serce, które wcześniej biło, wręcz boleśnie, rozejrzałam się po okolicy. Było już ciemno, więc nawet nie zauważyłam, że na plaży znajdowałam się od kilku godzin. Gwiazdy i księżyc na bezchmurnym niebie jako tako oświetlały mi drogę na brzeg, który znajdował się jakieś dwieście metrów ode mnie. Jednakże pierw chciałam popatrzeć na widok, jaki miałam dookoła siebie, przez to, że fale były wręcz minimalne, całe nocne niebo odbijało się w tafli, przez co miałam wrażenie, że wręcz znajduje się w kosmosie pośród tych wszystkich świecących punkcików. Westchnęłam ciężko i zdałam sobie sprawę, że tłum ludzi, który zastałam tutaj, gdy przyszłam, już zapewne dawno temu się rozszedł, bo nikogo nie było, chociaż całkiem możliwe, że jakieś pary siedziały na brzegu i obściskiwały się pod niebem pełnym gwiazd. Pełen romantyzm.
Zmusiłam zmęczone już mięśnie do ostatniego wysiłku i zaczęłam płynąć w stronę plaży. Mimo że miałam dno kilka metrów pod sobą, nie czułam strachu, bo dobrze pływałam, a do tego zasolenie wody było na tyle wysokie, że z łatwością ta mnie wypierała na powierzchnię.
Gdy tylko poczułam pod stopami kamienie, skrzywiłam się, przypominając sobie, że muszę się na bosaka dostać do rzeczy, idąc przez żwir. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam, jednocześnie sycząc za każdym razem, gdy tylko ostra krawędź wbijała mi się w stopę. Opadłam w końcu na rozłożony ręcznik, dając sobie chwilę na odpoczynek. Może i straciłam rachubę czasu, pływając, ale moje ciało doskonale mi pokazywało, jak bardzo pragnie położyć się i nie wstawać. Tak, więc przez dobre pół godziny siedziałam, wpatrując się w krajobraz, który zapewne nie jednemu ujął serce. Nikły kształt wyspy widziałam tylko, dlatego że wiedziałam, iż tam ona jest. Gdzieś tam na horyzoncie widać było światła pobliskiego, sąsiadującego miasta.
Dobitność mojej samotności uderzyła we mnie mocniej niż zazwyczaj. Potrząsnęłam głową, chcąc się pozbyć natrętnych myśli, po czym wytarłam ręcznikiem pozostałości wilgoci na moim ciele, założyłam na dwuczęściowy strój kąpielowy spódnicę, która moim zdaniem była najlepsza do ubrania na nie do końca suchą skórę i zarzuciłam na ramiona przydużą bluzę. Zebrałam i spakowałam do torby wszystkie rzeczy, jakie miałam i pożegnałam szum fal, ruszając do wyjścia z plaży.
Idąc wąskimi uliczkami, w dalszym ciągu, jak to było przez kilka dni, zastanawiałam się jakim cudem te wszystkie budynki były tak ciasno siebie postawione. Wydawało się, że dom stoi na domu, a jednak miało to swój własny urok. Nie było tutaj żadnych latarni i często droga niknęła w ciemności, jednak nie było czego się bać, to miasteczko wydawało się bardziej bezpieczne niż wiele innych podobnych. Idąc asfaltem, od czasu do czasu słyszałam rozmowy bądź muzykę z okolicy. Nawet po zmroku ludzie tutaj nadal napawali się zapewne wakacjami, na jakie zjechali. Z tego głównie żyli tutaj miejscowi, w końcu górowała tutaj turystyka.
Z pamięci instynktownie lawirowałam ulicami, nie patrząc nawet, jak idę i którędy skręcam na rozwidleniach bądź skrzyżowaniach. Tutaj wszędzie było blisko, dlatego zazwyczaj wszyscy poruszali się pieszo albo ekologicznymi środkami transportu, jak dla przykładu rowery, więc mimo braku chodników nie groziło mi potrącenie przez samochód.
Z każdą następną chwilą czułam się coraz bardziej pusta, więc wiedziałam, że znowu mój humor spada drastycznie w dół. Mimowolnie wspomnienia zalewały mi myśli, co chyba jedynie jeszcze bardziej dobijało mnie, jak i zmotywowało, żeby jak najszybciej dostać się do domu, dzięki czemu przyspieszyłam kroku, szczególnie że została mi sama droga pod górkę. Powinnam się przez tyle lat przyzwyczaić do samotności, w końcu już w szkole ludzie nie przepadali za mną. Trafiłam na klasę bardzo podzieloną i mało zdystansowaną do siebie, przez co nie podpadłam do ich gust. Byłam osobą zbyt bezpośrednią i niebojącą się zaczynać rozmowy na tematy tabu. Odważnie wyrażałam swoją opinię, nawet na temat zachowania moich koleżanek, przez co dosyć szybko postanowiły nie zadawać się ze mną. Później było tylko gorzej. Nie dość, że nie miałam kolegów czy przyjaciół, a jedynie platoniczne znajomości, to jeszcze moje związki kończył się po kilku tygodniach, bo moi partnerzy nigdy nie brali tego wszystkiego na poważnie. Jako że nawet moi rodzice dawali mi w miarę wolną rękę do działania, jeśli tylko dobrze się uczyłam i nie sprawiałam im problemów, zaczęłam imprezować, by chociaż mieć namiastkę uwagi społeczeństwa. Tak się zaczęło, a później to już poszło samo. Nie przemyślałam jednak sprawy, że z reputacją imprezowiczki i dziewczyny na jedną noc, nie znajdę sobie nikogo na stałe. Później już się przyzwyczaiłam do tego, że nie miałam nikogo bliskiego, który pomógłby mi w każdej sytuacji. Pozostały jedynie przykre uczucia, które raz na jakiś czas dawały o sobie znać.
Pokonałam ostatnią prostą i weszłam na taras budynku, w którym na parterze mieszkałam na czas urlopu. Rzuciłam torbę na ziemię obok drzwi wejściowych, a po chwili do niej dołączyła para japonek. Stanęłam przy barierce i spojrzałam na idealny widok morza, w którym jeszcze niedawno pływałam. Jako że budynek znajdował się na wzniesieniu, widać było praktycznie całą okolicę, wraz z większością zabudowań miasta, znowu z kolei brak budynków przed powodował, że można było podziwiać, jak słońce zachodzi za horyzont, chowając się za wodą. Zdecydowanie to było plusem tego miejsca. Wsłuchałam się w dźwięki cykad, które grały nie tylko w dzień, ale także w nocy.
Trochę uspokoiłam nadszarpnięte emocje, gdy przez drzwi tarasowe wyszedł na zewnątrz Nath. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, co robi. Zbliżył się do mnie i objął od tyłu, kładąc swój podbródek na moim ramieniu.
— Znowu twoja pseudodepresja? Przecież nie jesteś sama Meinu, masz mnie. Masz tych wszystkich znajomych ludzi tutaj, jak i w domu. To nie jest już szkoła. Możesz wszystko, jeśli tylko zechcesz.
No tak, mężczyzna znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Chociaż nasza relacja nie jest określona, to w dalszym ciągu trzymamy się razem. Na ogół mówimy innym, że jesteśmy przyjaciółmi, jednak chyba bardziej pasowałoby określenie przyjaciół z korzyściami. Spotykamy się zazwyczaj, gdy jedno z nas ma zły humor i po prostu potrzebuje kogoś. Wtedy też zazwyczaj uprawiamy seks, który daje namiastkę bliskości innej osoby, którą się kocha. Takie zastępcze ciepło wewnętrzne.
Może w innej rzeczywistości zeszlibyśmy się razem i stworzyli całkiem trwały związek, ale w tej alternatywie po prostu nie wyszło. Nie ułożyło się nam.
— Chodź — szepnęłam mu na ucho i pociągnęłam za sobą w stronę mieszkania.
Zapomnieć, to był jedyny cel tej nocy, a skoro wiązał się z przyjemnością...



Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do was z jakimiś dosyć żałosnymi smętami, które miały być wyjaśnieniem puszczalstwa jednej z mojej OC, ale jak może zauważyliście, nie wyszło. Zdecydowanie nie jestem z tego zadowolona, no ale cóż, dawno nie pisałam, więc postanowiłam dodać to tutaj. A może się komuś przypadkiem spodoba. 
Zresztą jaki humor, takie opowiadanie.
Nie przedłużając,
do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz