wtorek, 28 sierpnia 2018

Kapsuła czasu

Pisząc ostatnie zdanie kończące kolejny rozdział, miałam nadzieję na chwilę przerwy przy kubku gorącego kakao. Jeśli dobrze pamiętam to już od samej podstawówki, lubiłam pisać opowiadania na jakiś zbłąkanych kartkach z zeszytów. Ile bym wtedy dała za ponowne zajrzenie do tych wszystkich, tak zwanych przeze mnie i moje przyjaciółki w tamtych czasach, pisadełek? Aż uśmiechnęłam się lekko na wspomnienia, które, pomimo że powoli się zacierały, to nadal gościły w mojej pamięci. Jednak w dalszym ciągu przyjaźniłam się z moimi debilami, więc nawet nie było mowy, że o nich zapomniałabym. To byłoby zbyt ryzykowne dla mojego zdrowia. Nie mówię tu o zdrowiu psychicznym, chodziło mi raczej o to fizyczne. Na własnej skórze odczułam kiedyś, jak mocno mogę od nich oberwać. Nie chciałam tego nigdy więcej powtarzać, chociaż i tak wiedziałam, że jeszcze nie raz będę miała taką okazję. One mnie lały za nic! Ale nadal je kochałam i nie zamieniłam na nic innego. W końcu takie niedojebanie mózgowe było bardzo wyjątkowe i to cud, że aż cztery takie osoby trzymały się razem. Nie wiele zmieniłyśmy się od czasów szkolnych. To prawda, że może trochę wydoroślałyśmy, zaczęłyśmy w końcu samodzielnie podejmować decyzje i zanikły u nas poniektóre zachowania, ale charakterem nadal w dalszym ciągu byłyśmy prawie identyczne. Za to z wyglądu było raczej odwrotnie, każda z nas dostąpiła szeregu zmian. Tu was zdziwię, w końcu zaczęłam ubierać się w sukienki, spódnice i inne takie. Chyba kiedyś i tak musiałoby to nastać. I tak dziewczyny, urosłam. Brawa dla mnie. Wiem, że parę centymetrów to żadna różnica i nic nie zmieniłoby w moim życiu to, że ich bym nie miała, ale sam fakt tego was uraduje. Za dobrze was znam.
— Feta! — Krzyk dochodzący, jak podejrzewałam z salonu, rozniósł się po całym naszym mieszkaniu.
Tak, naszym. Moim i mojego narzeczonego. I nadal zastanawiałam się czasami, jakim cudem on nim był. A teraz przyszykujcie się na wiadomość, która zwali was z nóg. Moim narzeczonym był Lethien.
Proszę, postawcie mi znicza.
Jednak teraz tak na poważnie, bez żartów. To jedno imię spowodowało, że moja dłoń zatrzymała się nad klawiszem, kiedy chciałam zakończyć zdanie kropką, wstrzymałam oddech i całe moje ciało, jakby sparaliżowało. Już od dawna mnie tak nie nazywał. Kilka lat po zakończeniu szkoły średniej w końcu zaczął używać mojego imienia. Myślałam, że już całkowicie zapomniał o tym przezwisku. Wzięłam drżący oddech, zastanawiając się, czemu z powrotem go użył. Czułam się, jakbym miała deja vu.

Dawałam właśnie Nirv zeszyt od matematyki, by mogła spisać ode mnie pracę domową, jednocześnie pisząc opowiadanie, o które tak bardzo męczyła mnie Yami i rozmawiając z całą trójką. Gdy skończyłam pisać, niemalże rzuciłam kartką w Yami, by w końcu mnie zostawiła w spokoju. No ale ile można słuchać jednego i tego samego w kółko. Wtedy przez hałas przerwy przedarł się wrzask, który brzmiał Feta.

Zapisałam pracę, jaką dotychczas zrobiłam i odsuwając się od biurka, wstałam z krzesła i ruszyła w stronę salonu, gdzie jak przewidywałam, właśnie znajdował się Lethien. Stawiałam niepewne kroki i to nie tak, że się bałam, tylko... Trudno to opisać, jakbym sama nie wiem, miała zaraz cofnąć się do przeszłości. Przed przekroczeniem progu do pokoju wzięłam głęboki oddech na uspokojenie się. Chłopak stał przy stoliku kawowym i w momencie, gdy podeszłam do niego, kładł właśnie sporej wielkości kartonowe pudło na blat. Byłam zdezorientowana, no bo po jaką cholerę potrzebne mu to wszystko. Uśmiechnął się cwanie w moim kierunku, po czym nożem, który pewnie wziął po drodze, rozciął taśmę. Usiadłam na kanapie, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia sytuacji. Nie doczekałam się, co można było przewidzieć. Szczególnie jeśli chodzi o Lethiena. Kiedy skończył, obrócił karton o sto osiemdziesiąt stopni, ukazując czarny napis na nim. Pamiątki do kapsuły czasu. Na początku w ogóle nie zajarzyłam, o co biega w tym wszystkim. Dopiero gdy spojrzałam w oczy Lethienowi spadła na mnie świadomość tego.
— O Boże — mruknęłam cicho pod nosem.
Bez wahania zbliżyłam się do pudła i otworzyłam je sprawnie. Zacisnęłam na nim palce, kiedy zajrzałam do jego zawartości. Szybko podniosłam wzrok na narzeczonego, chcąc się zapytać, skąd to wziął, ale wyprzedził mnie.
— Znalazłem je przypadkiem w piwnicy, kiedy kazałaś mi iść po tę pufę, co kiedyś ją wynieśliśmy. Nieźle, co nie? Ja tam chętnie bym sobie obejrzał, co tam się znajduje. — Usiadł koło mnie, rozwalając się na większą część sofy, jak to miał w zwyczaju. — Ciekawe co tam schowaliśmy, Feto.
Spojrzałam na niego, po czym uśmiechnęłam się lekko, pomimo tego, że na początku, jeszcze w gimnazjum to przezwisko mnie wkurzało, to z czasem się przyzwyczaiłam, a wtedy miało dla mnie już sentymentalne znaczenie. Wyciągnęłam pierwsze, co było w pudle na wierzchu. Dwa banknoty po pięćdziesiąt złotych.

— Feta! — Nie czekając na moją reakcję, złapał i pociągnął mnie za rękę, po czym wyciągnął mnie z towarzystwa moich przyjaciółek, które wymieniały z sobą porozumiewawcze spojrzenia. Chciałam je ochrzanić, ale zniknęliśmy za zakrętem. Zaciągnął mnie do korytarza pomiędzy budynkiem hali sportowej a gimnazjum. Akurat nikt nie miał zajęć z wychowania fizycznego, więc była cisza i nikt się tam nie znajdował. — Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał. Od teraz jesteś moją dziewczyną.
Wytrzeszczyłam oczy w wyrazie największego zszokowania. To żart, co nie?
— I ty tak po prostu to stwierdzasz? W ogóle co ci wpadło do tego pustego łba, co?
— Oj nie unoś się tak. Po prostu mam sprawę do ciebie. Założyłem się z Isaaciem, że zdobędę dziewczynę do końca tygodnia i musi ona wytrzymać ze mną z trzy tygodnie. Naprawdę potrzebuje tej stówy, o którą się założyliśmy. — Zrobił tę swoją minę, która miała chyba nakłonić mnie do zgody.
— Niby czemu miałabym ci pomóc i udawać twoją dziewczynę? — zapytałam, jednocześnie krzyżując ręce na piersi.
— Bo chcesz pomóc swojemu koledze z dobroci serca? — Spojrzałam na niego z po wątpieniem. — No dobra, dostaniesz po wszystkim dziesięć procent.
On naprawdę brał mnie za głupią? Przecież dziesięć złotych to mało jak na to, co miałam robić. Ale chwila, przecież...
— Ty nawet nie wiesz, ile to jest dziesięć procent ze stówy.
— No weź, to tylko kilka przytulasów, trochę chodzenia za rękę, czasami obejmę cię i kilka niewinnych kłamstewek.
— Dzielimy się po połowie, ty pięć dych i ja pięć dych, a po wszystkim zapominamy o sprawie. A i jeszcze jedno, nie ustawiasz, że jesteś ze mną w związku na facebooku. Nie chce tych durnych pytań rodziców. Stoi? — Wyciągnęłam dłoń przed siebie w jego stronę.
Rozbrzmiał dzwonek, który ogłaszał koniec przerwy, a mnie coraz bardziej przerażała myśl, że postanowiłam się zgodzić. Czy to pięćdziesiąt złotych naprawdę jest mi aż tak potrzebne?
— Stoi. — mruknął dosyć niechętnie i zapieczętował umowę uściśnięciem mojej dłoni.
Kurwa, już wtedy wiedziałam, że kiedyś będę tego żałowała.

Zaczęłam się tak po prostu śmiać. Normalnie aż brzuch mnie bolał, a w oczach pojawiły się łzy. Jednak spojrzenie Lethiena, które mówiło, że wyglądam jak idiotka, trochę mnie uspokoiło. Chociaż trzeba przyznać, że i on się uśmiechnął rozbawiony. A ja w dalszym ciągu nie wiedziałam jakim cudem jeszcze nie wydaliśmy tych pieniędzy.
— A tobie czasem nie były jakoś potrzebne te hajsy? Nie wydałeś swojej działki? — zapytałam zaciekawiona tym wszystkim.
— Pamiętam, że miałem sobie coś wtedy kupić, ale w końcu pieniądze na to dała mi mama za poprawienie ocen. Wiesz, jesteś całkiem niezłą nauczycielką i dzięki twoim korkom trochę się podciągnąłem, więc chciała mnie za to nagrodzić. No i ta pięćdziesiątka mi została. Później wyszłaś z tym pomysłem kapsuły czasu i schowałem ją na pamiątkę — odparł jakby nigdy nic.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem i jeszcze raz się zaśmiałam, ale tym razem ciszej i można powiedzieć, spokojniej. Usiadłam wygodniej na kanapie, biorąc pudło na kolana. Mój narzeczony postanowił jednak jeszcze bardziej się rozwalić, a do tego zarzucił rękę na oparcie za mną. Westchnęłam cicho, widząc jego zachowanie i wyciągnęłam kolejną rzecz z kartonu. Tym razem był to welon ślubny.

Ostatnie kilka piosenek przetańczyłam boso, bo już mnie nogi bolały od szpilek, a nie wzięłam butów zamiennych. Muszę przyznać, że pomimo zimna w stopy było całkiem wygodnie tak tańczyć. Na głowie miałam zapięty welon, który Yami rzucała i oczywiście ja złapałam. Wesele dobiegało końca, bo już było chyba trochę po czwartej nad ranem. W sumie to nie byłam pewna, na oko określałam. Zabawa była świetna, a co lepsze to, czego się na niej dowiedziałam, sprawiało, że skakałam wyżej, tańczyłam swobodniej, uśmiechałam się szerzej. Yami w końcu upolowała swojego krasza, albo raczej on ją w szkole średniej. To chyba było przeznaczenie, że znaleźli się w tym samym budynku. No i wzięli ślub, będą mieszkać w niewielkim, ale bardzo przytulnym domku na obrzeżach miasta. Wiedziałam, jak wyglądał, bo to ja go wybierałam. Razem z dziewczynami wpadłyśmy na pomysł, żeby zamiast kupować kwiatów, pluszaków i innych takich, to zrobiliśmy ze wszystkimi gośćmi składkę i kupiliśmy im dom. Świetny pomysł, co nie? Klucze do niego dostali równo z wybiciem północy, aby po weselu przeżyć w nim noc poślubną. Nirvana zrobiła karierę muzyczną i no patrzcie, także związała się ze swoim kraszem. Co prawda to nieoficjalne, ale przyszła z nim na ślub Yami, także nie było wątpliwości, że coś się szykuje. W sumie nie chciała nam powiedzieć, jak to się stało, że zaczęła się z nim spotykać, ale to jej sprawa, jak będzie chciała, to powie nam wszystko. Massacre za to mieszkała sama ze swoim kochanym psiakiem, ale zanim się obejrzymy, także będzie mieszkała ze swoim kraszem, który na marginesie mówiąc, jest jej chłopakiem. Tak myśląc, to wydaje się dosyć dziwnym, że każda z nich związała się ze swoim ukochanym jeszcze z czasów gimnazjum, no ale pierwsza miłość nie rdzewieje, a może to była stara? Mniejsza z tym. Ja za to po serii wydarzeń mających miejsce na przełomie trzeciej klasy gimnazjum, a czasem moich studiów zostałam dziewczyną Lethiena. Nie wnikajcie, jak to się dokładnie stało, nie ma to sensu. Ale był moim chłopakiem i parę miesięcy przed ślubem Yami zamieszkaliśmy razem w wynajmowanym mieszkaniu w mieście. Tak i ja miałam blisko do uczelni, a on do pracy. I wszyscy byli szczęśliwi. Jednak wróćmy do samego ślubu. Miałam ochotę się rozpłakać, kiedy widziałam tak szczęśliwe dziewczyny. Nadal pamiętałam, jak w szkole narzekały, że zostaną starymi pannami ze stadkiem kotów albo że są zbyt brzydkie, żeby ktoś się nimi zainteresował. A wtedy świetnie każdej z nich się układało. Cały czas się przyjaźnimy i cały czas używały naszych pseudonimów. Miałyśmy do nich strasznie wielki sentyment. Nawet nasi partnerzy nadal byli nazywani tak, jak mówiłyśmy na nich w szkole.

Poczułam, jak Lethien delikatnie wyjmuje z mojej dłoni welon, po czym trochę nieumiejętnie wpina go w moje włosy.
— Tak o wiele lepiej — szepcze mi na ucho, uśmiechając się lekko.
Odwzajemniłam gest, przysuwając się trochę i wtulając w jego bok, jednocześnie uważając, żeby pudło nie spadło z moich kolan. A pomyśleć, że kilkanaście lat temu ganiałam się z nim po korytarzu, drąc się, żeby oddał mi telefon. Albo jak wrzeszczał do słuchawki przykładowo „polewaj Vita”, kiedy odbierałam połączenie, gdy ktoś do mnie dzwonił.
— Ciekawe co tam jeszcze jest.
Tym razem mój narzeczony wyjął z kartonu parę rzeczy na raz, kilka trochę podniszczonych zeszytów, teczkę, która niemalże pękała w szwach, mój stary pamiętnik i dwie duże teczki. Widząc to, szybko rzuciłam się w jego stronę, próbując mu to zabrać. Wolałabym, żeby nie widział tych wszystkich opowiadań i rysunków. A tym bardziej mojego pamiętnika. On zdążył jednak uciec przed moim atakiem, wstając i unosząc ręce, w których trzymał rzeczy, wysoko nad głową. A ja upadłam na kanapę, jednocześnie zrzucając kartonowe pudło na podłogę. Ale nie mogłam pozwolić, żeby cokolwiek stamtąd ujrzały jego oczy. Po prostu nie. I niestety muszę przyznać, że pomimo tego, że urosłam to i on urósł, a różnica między nami nadal była duża. Także mogłam się pożegnać z moim celem. Postanowiłam więc pogrzebać w kartonie z nadzieją, że znajdę coś, co przykuje jego uwagę i zostawi tamte rzeczy w spokoju. Wygrzebałam wiele przedmiotów, które przypominały o tych wszystkich wspaniałych wspomnieniach. Przykładowo pluszowy miś, którego dostałam od któregoś z gości na mojej imprezie urodzinowej, gdy kończyłam osiemnastkę. Pamiętałam, jak Lethien chciał go wyrzucić, bo stwierdził, że jedynym moim misiem jest on i nie chce mieć konkurencji. Muszę przyznać, że było to strasznie urocze, ale misiek został, po czym później miał zostać wrzucony do kapsuły czasu. Nagły dźwięk dzwonka w telefonie sprawił, że aż podskoczyłam w miejscu. Bez dłuższego zastanowienia odebrałam połączenie, nie sprawdzając, kto dzwoni o tej godzinie. W końcu było już grubo po jedenastej w nocy.
— Halo?
Hej Vita, mam do ciebie sprawę. — Głos Yami rozbrzmiał w słuchawce.
— No co tam Yami chce...
— Mmm. O tak, tak mi dobrze, tak mi rób. Mocniej. — Lethien jęczał i stękał do słuchawki, na co jedynie wywróciłam oczami.
Przyzwyczaiłam się do tego typu zachowań z jego strony. Dość często to robił, szczególnie jak ktoś dzwonił o tak późnej godzinie. Co sobie ci biedni ludzie o nas myślą. Wyrwał mi słuchawkę z ręki, a ja nie miałam siły się z nim kłócić.
— Nie przerywaj w pieprzeniu się. Pa. — No i zakończył rozmowę, wciskając czerwony przycisk.
Spojrzałam na niego karcąco, na co jedynie wzruszył ramionami i odłożył komórkę na stolik. Pokręciłam głową i ignorując to wszystko, znów zajrzałam do kartonu. Ostatnią rzeczą na samym dnie był album i już sama jego okładka wywołała uśmiech na mojej twarzy. Wyciągnęłam go bez zbędnego zwlekania i pozbywałam się pudła z kolan, bo tylko mi zawadzało. Lekko drżącymi dłońmi otworzyłam go na pierwszej stronie. Czytając dedykacje na niej, oddech uwiązł w płucach. A przeglądając zdjęcia, jedno za drugim, wszystkie ukazujące coś innego, nie zdołałam łez zatrzymać w oczach szybkim mruganiem i spływały po policzkach. Nawet nie ścierałam ich, tylko pozwoliłam skapywać z podbródka, jednak Lethien miał chyba inny zamiar, bo wziął moją twarz w obie dłonie i skierował w swoją stronę, po czym kciukami ścierał łzy.
— Czemu płaczesz? Coś jest nie tak? — zapytał łagodnie.
Zaśmiałam się cicho, to takie dziwne. Po prostu.
— Nic się nie stało. Po prostu przypomniałam sobie te wszystkie wydarzenia i tak jakoś pękłam. Ale to ze szczęścia — wytłumaczyłam szybko.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym najzwyczajniej w świecie przytulił do siebie. Chyba tego było mi potrzeba, bo uspokoiłam się i jeszcze bardziej wtuliłam w niego. Kątem oka nadal widziałam ostatnie zdjęcie w albumie.
My wszyscy obejmujący się i szczerzący w stronę aparatu.



Witajcie Kochani!
Właśnie dzisiaj, właśnie teraz, na blogu wbija dwudzieste opowiadania. Czuje się podjarana jak dziecko, a to dlatego, że jeszcze nigdy nie udało mi się wytrwać w dodawaniu kolejnych moich tworów. Zazwyczaj poddawałam się, kiedy zauważałam, że nic się nie dzieje. Zero aktywności czytelników. To naprawdę trochę rujnuje pewność siebie względem tego, co się tworzy. 
Jednak teraz, właśnie na Niezapominajki, jesteście ze mną. Moi obserwatorzy, rozdane niezapominajki, wspaniałe współprace z innymi blogami, jak i katalogami. Naprawdę dziękuję, że mnie motywujecie, nawet jeśli nie mieliście takiego zamiaru. I chociaż nie piszecie komentarzy z waszymi sugestiami i opiniami to nie mam wam tego za złe. Sama czytam bardzo dużo, ale nie ujawniam się jako czytelnik. 
Druga sprawa, że nie dostałam żadnej odpowiedzi względem tego co chcielibyście na wybicie dwudziestu opowiadań, więc sama zdecydowałam, że dodam faktu/ciekawostki/krótkie historie z mojego życia. Co prawda wątpię, żeby uzbierało się ich aż dwadzieścia, ale zobaczymy co da się zrobić. Jeszcze dzisiaj dodam takowy post. 
Do zobaczenia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz