poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Mogę ocalić od zapomnienia...

Sala konferencyjna była przepełniona ludźmi na tyle, że niektórzy musieli usiąść na czyichś kolanach. Jednak biorąc pod uwagę, że został nim zwykły salon w domu Merciless Lloyd, to i tak całkiem dużo osób się zmieściło. Na zewnątrz słońce mocno dogrzewało, że nikt nie odważył się wychodzić na ten upał, a klimatyzacja w pomieszczeniu ledwo dawała sobie radę. W tym niewielkim pokoju, gdzie pomimo wszystko panowała uciążliwa duchota, znajdowały się różnorodne charaktery i wyglądy, a każde z nich pochodzące z innej rzeczywistości.
Wcześniej wspomniana dziewczyna była wysportowaną szatynką z wygolonym bokiem głowy i heterochromią. Wpatrywała się w swoich gości znad oprawek okularów, w których nie było szkieł, siedząc po turecku na stole. Niedaleko niej na krześle bujał się czarnowłosy Shu Fox, który bawił się skradzionym pannie Lloyd długopisem i od czasu do czasu lekko dźgał ją nim. Ze zniecierpliwieniem czekał, aż w końcu zaczną to, po co się tutaj zebrali. Na kolanach elfa o soczyście zielonych tęczówkach siedziała ciężarna albinoska — Vitani wraz z ich jeszcze nienarodzonym synem. Oboje nie zwracali zbytniej uwagi na towarzyszy i cicho rozmawiali ze sobą. Na kanapie razem z nimi znajdowała się także Kurushimi, dziewczyna o niezwykle ciężkiej przeszłości, w której doszło do wielu rozlewów krwi, a ona sama była płatnym mordercą. Na ziemi opierał się o jej nogi Meri, różowowłosy chłopak z bardzo optymistycznym podejściem do życia. Uśmiechał się delikatnie do każdego, ale szczególną uwagę zwracał na osobę za nim. Honorowe miejsce u szczytu stołu zajęła złotooka Vesa, która mając założoną nogę na nodze, obdarzała każdego chłodnym spojrzeniem. Skrywała więcej, niżby się wszystkim wydawało. Przy niej stał jak wierny pies jej niewolnik. Blondyn o brązowych i ciepłych oczach nazywał się Hoshi, niewykluczone było, że dostał syndromu sztokholmskiego. Zielone włosy upięte w kucyki przyciągały wzrok na widocznie z tego zadowoloną Meinu, która przerzuciła nogi przez oparcie fotela i bezwstydnie pożerała wzrokiem wszystkich osobników płci męskiej. Przy wyjściu z salonu, opierając się o ścianę, stała Vivienne Evening, kolejna szatynka, która spokojnie czekała na rozwój wydarzeń. Na schodach prowadzących na piętro domu zasiadła trójka studentów z Greenville School — Lucrece Henderson, Liliana Davidson i Hubert McCraft. Śmiali się cicho podczas wspólnej rozmowy.
— Okey, rozpocznijmy pierwsze zebranie dotyczące misji pod tytułem „Mogę ocalić od zapomnienia”. Wszyscy dobrze wiemy, że nie możemy pozwolić, aby nasza autorka, którą jest Marta, zapomniała o nas. Także, czy są jakieś pomysły? — Less podniosła do góry notes, po czym zaczęła coś w nim pisać.
Przez chwilę zapanowała w pokoju kompletna cisza i słychać było tylko dźwięk włączonej klimatyzacji. Każdy niepewnie spojrzał na swoich przyjaciół, nikt nie wiedział, co się z nimi stanie, jeśli autorka zapomni o nich. W końcu Vita odchrząknęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
— Może zacznijmy od tego, aby wszystko dookoła niej przypominało jej o nas. Na przykład każda wzmianka o elfie będzie jej się kojarzyła z Lethienem. — Zaproponowała.
— Z Merciless jedyne, co się może kojarzyć, to głupota i idiotyzm. — Shu wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie, ale zamiast odszczeknąć mu się, poprawiła oprawki od okularów, wyprostowała się i starała się wyglądać na niezwykle poważną i inteligentną panią profesor.
— Ktoś jeszcze da jakiś pomysł? — zapytała chłodnym tonem.
— Co powiecie na to, żeby jej się śnić po nocach? — odezwała się Meinu z tym swoim dziwnym wyrazem twarzy, trudnym do zinterpretowania.
— Możemy dać jej inspirację do następnych opowiadań. — Dodała nieśmiało Lucrece.
W sali rozpętała się prawdziwa burza mózgów i co chwila pojawiały się coraz to bardziej wymyślne pomysły; każdy przekrzykiwał innych, żeby opowiedzieć swój plan. W sumie zebranie skończyło się na zagorzałej kłótni między osobami znajdującymi się w pomieszczeniu.
— Ej, ej, już spokój. Cisza! — Krzyk Kurushimi przedarł się przez hałas i nagle wszyscy magicznie umilkli. — Może po prostu będziemy robić to, co zawsze i nie pozwolimy jej na to, żeby z nas zrezygnowała. W końcu jesteśmy po części jej życiem, nie może nas ot, tak odrzucić i o nas zapomnieć. Nadal będziemy pojawiać się na jej rysunkach, w opowiadaniach i książkach. Nie musimy nic planować ani kombinować, sama będzie o nas wspominała.
Zszokowane spojrzenia były utkwione w czarnowłosej dziewczynie, a buzie otwarte ze zdziwienia. Nikt chyba nie był przygotowany na taką przemowę ze strony Kuru.
— Nigdy nie mówiłaś niczego tak... — Vita na przerwała na chwilę, zastanawiając się nad doborem odpowiedniego słowa. — głębokiego i mądrego.
I właśnie w taki sposób rozegrało się pierwsze zebranie dotyczące misji „Mogę ocalić od zapomnienia”, które było niepotrzebne, bo Marta nie miała zamiaru zapominać.



Witajcie!
Dzisiaj przedstawiam wam zwycięskie opowiadanie, które zajęło pierwsze miejsce w konkursie literackim, o którym wspominałam ostatnim razem. Co prawda nie przyniosło mi to sławy, nagrody były dosyć, no bądźmy szczerzy, bezużyteczne, ale satysfakcja z wygranej i to, że ktoś docenił moje starania przebiły wszystko co możliwe, a do tego zostało mi to wpisane na świadectwo i dostałam dyplom, więc teraz gdy tracę motywację, mogę się wpatrywać w to i dodawać sobie pewności i nadziei. 
Jednak jakoś szczególnie zadowolona z tego opowiadania nie jestem, chciałam się rozpisać, dodać więcej opisów, emocji. Tylko, że jak się tak rozpisałam, to musiałam usunąć część, bo miałam nałożone ograniczenia względem wielkości tekstu i jego pojemności. 
W każdym razie dziękuję pani Anicie, że w ogóle pomyślała o mnie i zaproponowała mi udział (szczerze mówiąc, pierwszy raz spotkałam się z tym, że w szkole proponowali konkurs pisarski, a nie jakieś inne, np. z matematyki), a także moim kochanym ćwokom, że były przy mnie i nadawały ciągle o tym. Napisałaś już, pokaż, jak ci idzie, weź się w garść, jak to piszesz od nowa, ogarnij dupę. Wierzyły we mnie, dzięki czemu ja mogłam uwierzyć w siebie. 
Dość tej słodyczy, bo mi jeszcze podwyższą wymagania, a Mass nadal truje mi dupę, że nie skończyłam opowiadania, które pisze któryś tydzień z kolei, i który ma być tym specjalnym na 1000 rozdanych niezapominajek. Nie moja wina, że się rozpisałam, a teraz się ścięłam po ponad 2000 słów, gdzie to dopiero połowa tego, co planowałam!
Nie będziesz mi nabijać wyświetleń tylko po to, żebym czuła większą presję czasu!
Do zobaczenia następnym razem!

P.S. Tak, moje imię to Marta, jednakże bardziej związana czuję się z Vitą, więc przy tym zostańmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz