czwartek, 30 sierpnia 2018

Powrót do domu

Płatki śniegu powoli opadały, wirując z każdym, nawet najdelikatniejszym podmuchem wiatru. Minusowa temperatura powietrza zmusiła mnie, żebym schowała swoje zmarznięte dłonie do kieszeni zimowej kurtki, a czerwone od mrozu policzki jeszcze bardziej zanurzyła w ciepłym szaliku. Niestety nie miałam na głowie czapki, przez co śnieżynki plątały się w moich długich włosach. Siedziałam na zimnej huśtawce i wpatrywałam się w nienaruszone zaspy znajdujące się na boisku do piłki nożnej i biały, mokry puch, który przylepiał się do wszystkiego. Z niedużych słuchawek w moich uszach płynęły spokojne dźwięki fortepianu, idealnie komponujące się z nastrojem. Czułam się pusta. Nie było radości z trwających świąt ani smutku z bycia samemu. Patrzałam przed siebie, ale wydawało mi się, że całkowicie się wyłączyłam na otaczającą mnie rzeczywistość. Ten stan doskonale znałam i nie był on spowodowany żadnymi używkami, a najzwyczajniejszym w świecie humorem. Uniosłam twarz w stronę nieba, bardziej koncentrując się na muzyce.
Nagły dotyk, który poczułam na kolanie, sprawił, że wzdrygnęłam się i momentalnie spojrzałam w dół na psa, który postanowił mi potowarzyszyć. Szczerze mówiąc, nie poznałam tego zwierzaka i myślałam, że pierwszy raz na oczy go widzę. Jednak kiedy spostrzegłam wśród sierści będącego przede mną owczarka niemieckiego adresówkę, nie musiałam nawet jej sprawdzać, by wiedzieć, do kogo należy ten pupil. Etna co jakiś czas szturchała mnie nosem, domagając się pieszczot, a ja nie miałam zamiaru jej odmawiać. Z lekkim uśmiechem na twarzy wyjęłam prawą dłoń z kieszeni i zaczęłam głaskać ją po pyszczku, momentami drapiąc ją za uchem. Z czasem postanowiłam uklęknąć przed psem i usiąść na piętach, żeby było mi wygodniej. Nie zważałam na śnieg, bo w końcu i tak byłam cała przemarznięta. Lewą dłonią przeczesałam gęstą sierść na jej grzbiecie.
— Etna! — Krzyk rozniósł się po okolicy.
Mimo nieznacznych zmian nadal potrafiłam rozpoznać ten głos, nie raz słyszałam go w szkole czy na wycieczkach. Przywoływał on przyjemne wspomnienia, szczególnie te, w których z naszą paczką wygłupialiśmy się i świetnie dogadywaliśmy. Jednak razem z nimi przyszły także te bardziej bolesne. Gimnazjum, z wyróżnieniem drugiej i trzeciej klasy, nie mogłam zaliczyć do sielankowego życia, pomimo że tak twierdzą dorośli. W końcu nastolatkowie nie mogli mieć żadnych poważnych problemów.
Uniosłam głowę, patrząc wprost na chłopaka, który stał ode mnie w odległości kilku metrów. Kiedy tylko zauważył Etnę, ruszył w naszą stronę. Bardzo się zmienił, odkąd ostatni raz go widziałam, ale co się dziwić skoro było to podczas okresu dojrzewania. Urósł, co mogłam określić gołym okiem, do tego, chociaż nie mogłam być pewna przez grube zimowe ubrania, ale schudł. Gdy się zbliżył, dostrzegłam jego ostrzejsze rysy twarzy i zmianę fryzury, jego włosy były teraz trochę dłuższe i inaczej ostrzyżone. Jednak to nadał był Lethien, jakiego znałam.
— Cześć — rzucił w moją stronę. — Na początku cię nie rozpoznałem Feto, ale ciebie się jednak nie da zapomnieć.
Uśmiechnęłam się na wzmiankę o moim przezwisku, nie do końca pamiętałam już, skąd ono się wzięło, ale jedynie on mnie tak nazywał. Oboje kochaliśmy się ze sobą droczyć, co pokazywaliśmy na każdym kroku i podczas wszystkich naszych rozmów.
— Ja za to doskonale ciebie zapamiętałam Psie. — Zabrzmiało to zbyt pusto, beznamiętnie.
Powoli wypuściłam ustami powietrze z płuc, tworząc mały obłok pary wodnej. Wpatrywałam się w niego, póki się nie rozpłynął. Ścierpły mi nogi, więc usiadłam na tyłku, podciągając do siebie jedno kolano. W dalszym ciągu głaskałam suczkę, dotyk sierści między palcami w dziwny sposób działał na mnie kojąco.
— Tak w ogóle co się z tobą działo, tak nagle znikłaś — odezwał Lethien.
Nie miałam mu za złe, że zaczął ten temat. Pomimo tego, że przywoływał niekoniecznie miłe wspomnienia, to przecież nie mogłam się na niego gniewać, nic nie wiedział, nie był niczego świadomy. Początkowo chciałam pociągnąć rozmowę w innym kierunku, ale w końcu w ogóle nic nie powiedziałam. Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Spojrzałam na trybuny, wtedy całe zasypane i wręcz niewidoczne, przypominały raczej ogromną zaspę niż to, czym one były.
— Chyba powinnam zacząć od początku. — Zebrałam się w sobie, żeby pozwolić chociaż jednej osobie na to, żeby wiedziała, co się stało. — Już od drugiej gimnazjum coś się zaczęło walić, chyba każdy z naszej klasy zauważył, że między naszą paczką zaczęło coś zgrzytać. Coraz trudniej przychodziło nam złapanie porozumienia, cały czas albo się kłóciłyśmy, albo uciekałyśmy od tego, mając nadzieję, że będzie tak jak kiedyś. Do tego wszystkiego doszło jeszcze moje niepojętne rozumowanie świata. Kompletnie się zgubiłam w tym wszystkim, zaczęłam na siłę próbować w pełni zrozumieć ludzi i to, co nimi kieruje w danych sytuacjach. Starałam się sama siebie zrozumieć, wiedzieć co wywołuje u mnie takie, a nie inne reakcje. Było jeszcze martwienie się o to, kim chciałabym być. Z każdą chwilą nieuchronnie zbliżało się koniec gimnazjum i wybór szkoły dalszej, ale ja w dalszym ciągu nie wiedziałam, co było mi przeznaczone, co chciałabym robić, co sprawiałoby mi przyjemność. I jeszcze cholerny kompleks, który trzymał mnie w miejscu, otoczył niczym bańka mydlana i w niej mnie trzymał. Usilnie coś mi wmawiało, że jeśli się go nie pozbędę, to nigdy nie będę mogła iść dalej z czymkolwiek. Problem był jednak w tym, że nie potrafiłam się go pozbyć, ani wybić sobie go z głowy, ani zniszczyć w rzeczywistości. To wszystko utrzymywało się przez trzecią klasę, tylko że doszedł jeszcze stres związany z egzaminami. I o ile z nauką poradziłam sobie świetnie, w końcu nie ot, tak musiałam zapieprzać, idąc na każdy konkurs i pisząc sprawdziany na same najlepsze oceny, to z resztą szło gorzej. O wiele gorzej. Po koniec drugiego semestru dostałam od naszej dyrektorki propozycję wymiany międzyszkolnej, zgodziłam się tak jak i parę innych zdolnych uczniów. Nic jednak nie powiedziałam dziewczyną ani nikomu innemu. O tym wiedziała tylko moja rodzina, wybrani nauczyciele, dyrektorka i ja. Można powiedzieć, że dla was znikłam z dnia na dzień. Wyleciałam do Hiszpanii, gdzie spędziłam tam wspaniały czas, ludzie byli mili, a ja mogłam po części odpocząć po tylu miesięcy wkuwania. Tylko że miałam relaks po części, ciągle pozostawały myśli, jak mogłybyśmy powrócić do relacji z zaledwie pierwszej gimnazjum. Wróciłam do kraju tydzień przed zakończeniem roku, nie chodziłam wtedy do szkoły, byłam jedynie na apelu. Unikałam kontaktu z innymi, po czym po całej tej szopce rozpłynęłam się całkowicie. Postanowiłam w końcu pójść do liceum ogólnokształcącego na biochemię, tylko nie do tego najbliższego a do tego o wiele dalej, żeby nie musieć codziennie dojeżdżać, co byłoby uciążliwe, zamieszkałam w internacie. Zmieniłam numer telefonu i usunęłam wszystkie portale społecznościowe. W szkole nie spotkałam nikogo mi na tyle znajomego, żeby mnie rozpoznał. Do domu przyjeżdżałam na weekendy, ale coraz bardziej czułam się tam jak zwykły gość, nie żeby moja rodzina inaczej mnie traktowała, po prostu nie byłam niczego świadoma, nie wiedziałam, o czym oni mówią, co się tam działo. Każdy rok zdawałam z wyróżnieniem, jak to ja, a później poszłam na studia weterynaryjne i w dalszym ciągu na nich jestem. Czuje, że to jest to, że to chcę robić. Tylko nadal pozostała mi ta pustka. Mam cel względem kariery, mam swoje pasje i zainteresowania, ale co z tego skoro nie mam nikogo. Znajomi z uczelni nie liczą się, bo o ile możemy razem chodzić na imprezy i dzielić się notatkami w razie zaległości to nadal nie są mi aż tak bliscy. Rodzina? Czuję się w niej obco, jakbym do niej nie należała i jedynie czasami się do niej przypałętała. Przyjaciele? Nie mam ich, zostawiłam każdego z nich. Partner na życie? Jeszcze nie trafiłam na tego właściwego i jedynego. Więc co mi pozostało? Nic, bo wszystkiego się wyrzekłam. Chciałam odpocząć, przemyśleć, znaleźć sensowny i pewny sposób, a skończyło się tym, że straciłam praktycznie wszystko. Albo raczej wszystkich.
Zakończyłam swoją historię lekko już drżącym głosem, oparłam się głową o szyję Etny i przymknęłam oczy. Głowa zaczęła mnie boleć, łzy skutecznie cisnęły się pod powiekami, a przeraźliwe zimno grudniowego dnia odczuwałam mocniej, zastanawiałam się, czy czasem ja sama nie jestem zimniejsza od otoczenia.
Poczułam delikatny dotyk na podbródku i już po chwili ktoś uniósł moją twarz. Ciepły oddech chłopaka odczuwałam na swoich policzkach. Przyjemne.
— Spójrz na mnie.
Powoli uchyliłam powieki i spojrzałam na Lethiena, którego twarz znajdowała się dosłownie kilkanaście centymetrów ode mnie. Moją uwagę przykuły jego oczy, od zawsze zastanawiałam się jakim cudem można zobaczyć w nich czyjeś uczucia, ale wtedy dokonałam tego po raz pierwszy. Emanowało z nich niezwykłą zaciekłością i determinacją.
— Chyba jednak muszę ci coś pokazać. — Uśmiechnął się lekko w moją stronę.
Pochylił się nade mną i odgarniając włosy, pocałował mnie w skroń. Wstał, po czym mi pomógł, pociągając za dłoń. Jakoś żadnemu z nas nie przyszło później na myśl, żeby się puścić, więc wyszliśmy z terenu boiska, trzymając się za dłonie. Od razu zauważyłam, że skierował się do swojego domu, a przynajmniej zakładałam, że nadal tam mieszka. Zatrzymaliśmy się przy samochodzie stojącym na podjeździe, wskazał mi miejsce od strony pasażera i jak wsiadłam, kazał chwilę poczekać. Na biega załadował do auta Etnę, chociaż bardziej to ona sama sobie weszła i usiadła z tyłu, on jedynie otworzył jej drzwi. Pobiegł do domu, ale już po pięciu minutach był z nami, w dłoni trzymając termos, który mi dał, żebym mogła się napić gorącej herbaty i się rozgrzać. Pojechaliśmy do centrum miasta, a dokładnie stanęliśmy w rynku. Zdziwiłam się, że akurat tutaj chciał mnie zabrać, nie było tutaj nic ciekawego, a park, jaki się tutaj znajdował, nazwałabym raczej skwerkiem i nie był on jakoś specjalnie zachwycający, może dopiero w nocy jak włączali światła i lampki dekoracji świątecznych. Jednak idąc za jego przykładem, wysiadłam i ruszyłam za nim. To, co zauważyłam przy fontannie, sprawiło, że momentalnie stanęłam i nie mogłam się ruszyć. Sparaliżowało całe moje ciało. Łzy, które do tamtej pory dzielnie wstrzymywałam, w końcu wypłynęły i spływały po moich policzkach. Gula w gardle utrudniła mi oddychanie i przełykanie śliny, a do tego coś brutalnie ścisnęło mnie w klatce piersiowej. Zdecydowanie nie byłam na to przygotowana ani trochę. Zwaliłam się na chodnik i klęcząc, zaczęłam przeraźliwie szlochać, trzęsłam się i nawet zaciśnięcie dłoni w pięści nie pozwoliło zapobiec ich drżeniu. Lethien kucnął obok mnie i objął, szepcząc mi do ucha, starał się mnie uspokoić. Wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam biegiem w stronę trójki osób stojących przede mną. Wpadłam w nie i ledwo utrzymując równowagę, niemalże jednej z nich zmiażdżyłam żebra. Poczułam, jak Nirv także mnie obejmuje, od tyłu przytuliłam mnie Jami, a Mass zaczęła poklepywać po głowie. Nadal płakałam i pomimo tego, że chciałam wrzeszczeć, krzyczeć na całe gardło zacisnęłam szczękę i przygryzłam dolną wargę.
— Tak bardzo was przepraszam — wyjąkałam z trudem.
— Kiedy robiłem ci herbatę i powiedziałem rodzicom, że wychodzę na trochę, zdążyłem zaspamić im konwersacje na messegerze, aż w końcu się odezwały. Później wystarczyło tylko hasło „wróciła” i informacje gdzie się mamy spotkać — odezwał się chłopak z wyraźną dumą w głosie.
— Ja przyjechałam z domu autem, Nirv była u rodziców na kolacji, a Jami wyrwała się z wigilii u Arielki. Każda z nas miała blisko, więc szybko się zebrałyśmy — powiedziała Mass.
Już się nie odzywałam, bo na razie nie potrzeba było nam słów. Mogłyśmy przełożyć wytłumaczenia na potem, teraz wystarczyła nam sama nasza obecność razem. Kiedy już się uspokoiłam, odsunęłam się od nich i uśmiechnęłam, co prawda mój uśmiech wyglądał trochę smutno, ale to żal zalewał moje serce. Żal, że nie postarałam się wcześniej coś zrobić w kierunku spotkania z nimi. Czarnowłosy stwierdził, że ma mi do pokazania jeszcze jedno miejsce, więc nie chcąc niszczyć dziewczynom wigilii, pożegnałam się z nimi i wróciłam z chłopakiem do samochodu. Nadal nie do końca się pozbierałam, ale było lepiej. Lepiej niż od kilku lat. Towarzysz zawiązał mi wokół głowy szalik i nie pozwolił podglądać. Droga nie trwała długo, a przez to, że zwracałam uwagę, gdzie skręcamy, zaczęłam podejrzewać, gdzie chce mnie zabrać. Żołądek boleśnie zawiązał się w supeł. Gdy dojechaliśmy i pozwolił mi ściągnąć materiał z twarzy, byłam pewna, że mam rację. Zebrałam się w sobie i wysiadłam z pojazdu, jednocześnie zabierając Etnę z nami, nie pozwoliłabym biedaczce marznąć na dworze. Jednak stojąc pod drzwiami z palcami na dzwonku, cała odwaga ze mnie wyparowała. Pomógł mi jednak Lethien, który docisnął moją dłoń i uśmiechnął się do mnie, starając się dodać mi odwagi. Widok mojej mamy stojącej w progu otwartych drzwi i przyglądającej się nam ze zdziwieniem chwycił mnie za serce, że o mało znowu się nie poryczałam.
— Możemy wejść? — zapytałam słabym i drżącym głosem.
Moja kochana rodzicielka pierw mocno mnie przytuliła, wyrażając, jak się cieszy moim widokiem, po czym wpuściła naszą trójkę. To, co poczułam na wejściu, nie równało się z tym, jak bardzo zalały mnie emocje, gdy zobaczyłam całą moją rodzinę przy jednym stole w salonie. Wliczając także Toffika i Figę, którzy także zaliczali się do familii. Ciepłe powitanie, dzielenie się opłatkiem i wspólna kolacja składały się na jedną wigilię, a tego roku była ona najlepsza w moim życiu. Jednak trochę mnie to wszystko przytłaczało i czułam się zmęczona, całkowicie wyczerpana. Na szczęście tata pozwolił mi odejść od stołu i pójść do swojego pokoju, żeby odpocząć. Tak więc zebrałam z sobą psy, w tym także Psa i weszłam na górę. W moim królestwie czułam się taka wolna od wszystkich zmartwień. Mój pokój był mi ostoją od samego początku, więc gdy tylko przestąpiłam jego próg, uśmiechnęłam się do siebie. Praktycznie nic się nie zmieniło od gimnazjum, w dalszym ciągu ściany były niebieskie i jedna szara, mnóstwo ramek ze zdjęciami wisiało na filarze, regały przepełniały książki, a meble były takie same. Jedynie brakowało mi moich szczurków, ale niestety Blue i Galaxy nie dotrzymali tego dnia. Rzuciłam się na narożną kanapę, która nawet wtedy była w miarę niezłym stanie, jedynie trochę materiał był brudny. Zaczęłam się śmiać, tak po prostu, bez większego powodu. Byłam po prostu szczęśliwa, a to chyba wystarczający powód.
— Znajomych, z którymi spotykasz się na codzień masz, przyjaciół, którzy stanął za ciebie murem masz, kochającą rodzinę zawsze gotową cię przyjąć w domu masz, wiernych pupili, którzy cię bronią masz, teraz wystarczy, że znajdę ci partnera co nie? Wtedy już nie będzie niczego, a będzie wszystko — odezwał się chłopak, siadając tuż obok mnie.
Spojrzałam na niego i niewiele myśląc, usiadłam mu na kolanach, przyciągnęłam go do siebie i mocno pocałowałam. Miałam wobec niego dług i to o wiele większy niż sobie wyobrażał.
— Chyba już znalazłam idealnego kandydata Psie.
Wtuliłam się w niego, umieszczając twarz w jego zagłębieniu szyi i wdychając jego zapach.
Wtedy to poczułam, spadło na mnie niczym błyskawica. Jedna prawie nic nieznacząca myśl.
Naprawdę. Naprawdę wróciłam.



Witajcie!
Dzisiaj przedstawia wam ostatnie opowiadanie dodane w wakacje. W opowiadaniu gościmy zwierzęta, które istnieją w rzeczywistości. Toffik, Figa, Etna, Blue i Galaxy, pozdrowienia dla was.
Nie wiem czy ktoś zauważył, ale do tej pory wstawiałam opowiadania w odstępie czasowym wynoszącym dwa dni. Jako, że za kilka dni zaczyna się rok szkolny, a w teram mam szczególnie wymagający rok to moja aktywność może się zmniejszyć. Jednak to, że nie będę dodawać tak często nie znaczy, że nie będę dodawać w ogóle.
No dobra Mass, będę szczera z moimi czytelnikami. 
Tak naprawdę nie byłoby problemu z aktywnością, gdyby wasza kochana Vita była inteligentna. Miałam całe dwa miesiące wolne, pomijając tydzień w Chorwacji. Przez ten czas zdołałam napisać tylko jedno opowiadanie, a dokładniej Pierwszy raz oraz pozaczynać kilka innych. No a teraz skończyły mi się opowiadania, które były skończone i będę musiała pisać na bieżąco. Dosłownie. Dzisiaj był ostatni shot jaki posiadałam w swoim zapasie. Nie uda mi się pisać tak, żeby co dwa dni dodawać nowe opowiadanie, a co gorsza mogą wyczerpać mi się pomysły na nie. Dlatego będę zmuszona kombinować. 
Moja głupota powala. 
W każdym razie nie macie o co się martwić, wszystko będzie dobrze, Vita w końcu ruszy swój leniwy zad. 
Wpadłam także na pomysł dodawania tutaj moich wierszy, nie są one jakoś specjalnie wspaniałe, w gruncie rzeczy to są moje myśli, które spisywałam podczas gwałtownych emocji, w sposób taki, żeby brzmiały dosyć poetycko, trochę niezrozumiale... Będę dodawała tylko te trochę lepsze, bo moje początki w tym były naprawdę, aż szkoda gadać (pisać). 
Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie i mi wybaczycie moją niesubordynację. Wierzę, że jesteście cierpliwymi czytelnikami i pozostaniecie ze mną.
Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz