środa, 22 sierpnia 2018

Problemy rozwiążą się z małą pomocą dobrych duszków

Gdy twoje ciało przejmują emocje, czujesz się, jakbyś był jedynie obserwatorem całej sytuacji. Osobą trzecią, którą nawet nie widzą główni bohaterowie zdarzenia. Poruszasz się sam i to jeszcze całkowicie odwrotnie do twojej woli. Słowa wychodzące z twoich ust, tak naprawdę nawet o nich nie pomyślałeś. Chciałeś zrobić coś całkowicie inaczej. Jednak straciłeś kontrolę.
Ze mną było dokładnie tak samo, nim się obejrzałam, spakowałam swoje najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy do walizki i wyszłam z mieszkania, ignorując przy okazji krzyczącego Lethiena. Zjazd windą zdawał mi się dłużyć jeszcze bardziej niż lekcje, gdy chodziłam do liceum. Ze zdenerwowaniem i można także powiedzieć, że ze zniecierpliwieniem tupałam stopą w szybkim tempie, zaciskając mocniej dłoń na uchwycie bagażu. Wychodząc z budynku na chodnik przed nim, przytłoczył mnie ogrom bodźców. Hałas ruchu ulicznego, śpieszący się ludzie dookoła mnie, różnorodność kolorów, bilbordów reklamowych, a także mocne światło letniego słońca u szczytu. Gorąc, duchota i smród miastowych spalin nie pozwalał odetchnąć pełną piersią. Szczególnie dla osoby takiej jak ja, będącej przyjezdnym z obrzeży miasta, jest to niezwykle uciążliwe. I fakt, że mieszkałam tam już ponad trzy miesiące, wcale nie zmieniał tego.
Miałam ochotę wrócić, ale skoro zrobiłam już krok do przodu, nawet jeśli niekoniecznie w pełni świadomie, to musiałam iść naprzód, nie odwracając się. Przynajmniej wtedy w to wierzyłam. Podejmując spontaniczną decyzję, ruszyłam przed siebie, ciągnąc za sobą ciężką walizkę. Z łatwością mogłam wezwać taksówkę i nie męczyć się aż tak, ale wolałam się przejść i uspokoić. Nie za bardzo skupiałam się podczas drogi, którędy idę i szłam w miarę instynktownie. To aż zadziwiające, że trafiłam tam, dokąd chciałam się udać.
Gdy usiadłam na krzesełku w poczekalni, w końcu zaczęłam na trzeźwo analizować to, co się wydarzyło i postanowić co dalej. Budynek stacji kolejowej był klimatyzowany, co w jakimś stopniu dało mi ulgę. Był okres wakacyjny, także wiele ludzi kręciło się, by wyjechać na wczasy i spędzić je w bardziej relaksującym miejscu niż centrum zatłoczonego miasta. Westchnęłam ciężko, garbiąc się i pozwalając mojej grzywce opaść na oczy. Czułam bolesny ciężar na sercu, jakby ktoś wrzucił do niego kamień, przez który o wiele słabiej pracowało i przyprawiało mi cierpienie. Przetarłam twarz dłońmi i podniosłam się z zamiarem podejścia do kas i kupienia biletu. Potrzebowałam odpoczynku i to najlepiej jak najdłuższego. Mój pociąg miał być dopiero za ponad godzinę, więc usiadłam na odpowiednim peronie i czekałam. Starałam się zająć myśli czymkolwiek innym niż niedawno przeżytej kłótni z moim narzeczony. W pewnym momencie zaczęłam nawet nucić sobie pod nosem piosenkę z radio, która ostatnimi czasy często jest puszczana. Podróż na przedmieścia minęła mi strasznie wolno i męcząco, a do tego zaczęłam się coraz bardziej stresować. Później busem dostałam się do niedalekiej wsi. Targałam z sobą bagaż, idąc bardzo dziurawą drogą. Na szczęście miał on wbudowane kółka, co chociaż trochę mi pomogło. Dziwnie się czułam, gdy było tak pusto i jedynie dzieci bawiące się w cieniach drzew albo zapracowani rolnicy patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Podejrzewam, że nie często zagląda tutaj ktoś obcy. Kiedy wchodziłam na podwórko z odpowiednim adresem, ręce mi się trzęsły, gula w gardle nie pozwalała mi swobodnie oddychać i przełykać ślinę, a do tego byłam spocona, nie byłam jedynie pewna czy to ze stresu, czy z gorąca. Niepewnie weszłam po kilku schodkach i stanęła przed drzwiami wejściowymi na werandzie. Dom nie był za duży, ale w sam raz dla lokatorów mieszkających w nim, a do tego wyglądał bardzo uroczo. Zapukałam i odsunęłam się, kroki wskazywały, że ktoś usłyszał moje delikatne stuknięcia. Otworzyła mi zaskoczona Kurushimi, która zatrzymała się w progu. Uśmiechnęłam się i mogłam się założyć, że to był raczej smutny uśmiech, chociaż starałam się, żeby taki nie był.
— Hej. Mogę wejść? — zapytałam się.
— Jasne. — Dziewczyna otrząsnęła się, przepuszczając mnie do środka.
Wnętrze było urządzone dosyć skromnie, ale kolor ścian, meble oraz niewielkie dodatki idealnie się ze sobą komponowały. Zdjęłam buty w wiatrołapie, a walizkę postawiłam przy ścianie na korytarzu. Stanęłam sztywno i spoglądałam na Kurushimi, która właśnie zamykała drzwi. Nerwowo otrzepałam swoją bladoniebieską sukienkę z niewidzialnego kurzu.
— Kuru, kto nas nawiedził?! — Usłyszałam krzyk z innego pomieszczenia.
Ruszyłam za gospodynią tego domu. Szczerze mówiąc, byłam pierwszy raz w tym miejscu, w ogóle w tej miejscowości. Pewnie w zwykłych okolicznościach jeszcze dużo czasu by minęło, zanim bym trafiła tutaj, ale wtedy potrzebowałam spokoju. Móc w ciszy nad wszystkim pomyśleć. Większość moich znajomych mieszkała niedaleko mnie albo całkowicie za granicą. Moją jedyną szansą była ta dwójka. Miałam nadzieję, że nie wywalą mnie na zbity pysk i nie będę musiała spać pod jakimś drzewem jak żul. Albo – co gorsza – w rowie bądź na ławeczce pod sklepem. Ciekawe czy w ogóle jest tutaj jakiś spożywczak.
— Vita? Co ty tutaj robisz? — zapytał zdziwiony Meri.
— Hej. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi zrobiłam wam wjazd na chatę. Mam prośbę — mruknęłam cicho skrępowana.
— Nie mamy ci tego za złe, po prostu nas zaskoczyłaś. W czym możemy ci pomóc?
— Mogłabym zatrzymać się u was na kilka dni? — Potarłam kark i odwróciłam wzrok w bok na ścianę, gdzie znajdowały się piękne zdjęcia.
— Nie ma sprawy, tylko czyżby Lethien wyrzucił cię z domu, bo jeśli tak to my się z nim już roz...
— Nie! — krzyknęłam szybko, przerywając Kurushimi, która stała w połączonej z salonem kuchni i przygotowywała nam coś do picia. — Nie chcę o tym mówić — dodałam już ciszej.
Różowowłosy chłopak uśmiechnął się do mnie i obejmując ramieniem, poprowadził do kanapy. Resztę czasu spędziliśmy na przyjemnej rozmowie, podczas której sprawnie omijaliśmy temat tego, dlaczego do nich przybyłam. Nim się obejrzeliśmy już była późna godzina, więc zostałam zaprowadzona do przydzielonego mi pokoju gościnnego na poddaszu. Zostawiłam tam walizkę i nawet się nie rozglądając po pomieszczeniu, szybko przebrałam się w spodnie dresowe i bokserkę, po czym jak włożyłam buty sportowe i ogłosiłam, że wychodzę na trochę, poszłam pobiegać. Nie robiłam tego za często, ale pamiętałam, jak jeszcze za czasów szkolnych bardzo lubiłam różne sporty i utrzymywałam dobrą kondycję. Postanowiłam wykorzystać to, że byłam na wsi i zamiast biec tą lichą drogą, wybrałam polną dróżkę. Utrzymywałam równe tempo, jednocześnie nucąc sobie pod nosem. Niestety, ale zapomniałam wziąć z sobą moich słuchawek. Oczyściłam swój umysł ze wszystkich myśli i trochę przyspieszyłam. Muszę przyznać, że widoki były wspaniałe, szczególnie ze wzgórza i to jeszcze, gdy słońce zachodziło. Zrobiłam sobie przerwę na większy oddech w niewielkim lasku, opierając się o pień jednego z drzew. Już miałam się zbierać w drogę powrotną, ponieważ zaczynało się ściemniać, gdy nagle ktoś spadł z jednego z nich. Albo raczej zeskoczył, bo jego lądowanie było stabilne i nie zarył ryjem w glebę. Nie zmienia to jednak faktu, że miałam zawał.
— Ja pierdolę, chcesz człowieku, żebym tutaj padła?! — krzyknęłam na niego.
Przede mną stał niewiele wyższy ode mnie mężczyzna z czarnymi i trochę dłuższymi włosami oraz jasnymi oczami. Wyglądał, jakby chciał jak najszybciej się ulotnić i raczej nie skakał z radości z mojej obecności. Do tego nie odzywał się i jedynie patrzał gdzieś w bok.
— Kim ty jesteś? — zapytałam już trochę spokojniej.
— Florian. — Jego głos był niski.
— Vitani. Co tutaj robisz? Mieszkasz gdzieś tutaj?
Nie odpowiedział mi nic, ale też się nie poruszył. Ogólnie nic nie zrobił. Westchnęłam i zsunęłam się po pniu na ziemię. Podciągnęłam jedno kolano do siebie i objęłam je rękami. Pomimo obecności Floriana poczułam się strasznie samotna, zawsze niedaleko mnie był Lethien, a teraz jestem z nim skłócona. Nie udało mi się powstrzymać łez, więc jedynie pochyliłam głowę, próbując zakryć twarz rozpuszczonymi włosami. Beznadziejna sprawa.
— Mogę ci jakoś pomóc? — Usłyszałam przed sobą.
Chłopak kucnął niedaleko mnie i patrzał na mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale w końcu stwierdziłam, że nie zaszkodzi mi wygadać się obcej osobie, którą pewnie nigdy więcej nie zobaczę na oczy. Siorbnęłam nosem i otarłam przedramieniem załzawione oczy.
— Raczej wątpię, żebyś umiał skleić złamane serce albo cofnąć czas. Mój narzeczony mnie okłamywał, sprzątając, znalazłam przypadkiem dwa bilety na Hawaje, jakąś drogą biżuterię, a później zadzwonił jego telefon, więc odebrałam go, bo się kąpał. Odezwała się jakaś kobieta, która pytała się, jak tam idą przygotowania na wyjazd. Później się z nim pokłóciłam, zebrałam swoje rzeczy i wyszłam — opowiedziałam w skrócie.
— Nie, żebym był w tym obeznany, ale czemu oskarżasz go o zdradę, skoro nie przyłapałaś go bezpośrednio na niej. Przecież mógł to być tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Nieporozumienie.
— Ale to przecież wydaje się jednoznaczne. Nawet się nie tłumaczył, tylko krzyczał na mnie. — Zmarszczyłam czoło, skupiając wzrok na kępce trawy przede mną.
— Wiesz, nawet to, że krzyczał znaczy, że mu zależy. Gdyby miał cię gdzieś to raczej po prostu dałby ci odejść. Poza tym to wszystko da się dosyć łatwo wytłumaczyć. Te rzeczy co znalazłaś mogły być prezentami dla was na jakąś najbliższą okazję, schował je, bo chciał ci zrobić niespodziankę. A ta dziewczyna to może jakaś znajoma, która została wtajemniczona i pomaga mu to wszystko zorganizować. Wiem, że na pierwszy rzut oka wszystko się ze sobą łączy dość jednoznacznie, ale czasami trzeba spojrzeć na to trochę dłużej. — Uśmiechnął się delikatnie i trochę niepewnie.
— Ale nawrzeszczałam na niego i w ogóle. Przecież nie wybaczy mi tego, że nie ufałam mu. — Głos mi się załamał na końcu.
Byłam głupia, ot, tak wierząc w swoje urojenia i zamiast z nim na spokojnie o tym pogadać to się z nim posprzeczałam i wyjechałam na wieś, nic mu o tym nie mówiąc. Idiotka ze mnie.
— Mówią, że jeśli kocha to poczeka. Pewnie się teraz o ciebie martwi.
Uniosłam oczy na Floriana, po czym uśmiechnęłam się, naprawdę potrafi podnieść człowieka na duchu. A ja go wzięłam za jakiegoś gwałciciela z drzewa. Bez wahania przytuliłam go mocno, mężczyzna spiął się i wyraźnie chciał odsunąć ode mnie.
— Dziękuję Florek! — rzuciłam jeszcze, po czym biegiem ruszyłam w stronę mojego tymczasowego noclegu.
Gdy dotarłam na miejsce było już całkiem ciemno, pozbyłam się niewygodnych pytań Meriego wymijającymi odpowiedziami i schowałam się w pokoju mi przydzielonym. Nie mogłam zasnąć, więc jedynie nerwowo wystukiwałam na kolanie znaną mi melodię. Następnego dnia zaraz po szybkim śniadaniu zebrałam swoje rzeczy i para odwiozła mnie na przystanek. Pożegnaliśmy się, obiecując sobie ponowne spotkanie, po czym ruszyłam w podróż powrotną do miasta. Dłużyła mi się ona jeszcze bardziej niż poprzednio, co strasznie mnie irytowało. Jednak kiedy dotarłam pod drzwi naszego mieszkania, bałam się podnieść ręki i zapukać do nich. Nadal nie mogłam być pewna, która z tych wytłumaczeń sytuacji mogła być prawdziwa oraz czy w ogóle któraś z nich jest w ogóle realna. Przełknęłam ślinę, wytarłam spocone dłonie w zwiewną sukienkę, którą miałam na sobie. Wzięłam głęboki wdech i jak najszybciej zapukałam, zanim się rozmyśliłam i postanowiłam znowu uciec. Lethien otworzył natychmiastowo, ale chyba także bał się mojej reakcji, więc jedynie patrzał na mnie z bólem i tęsknotą w oczach. Wtedy wiedziałam jedno. Wepchnęłam narzeczonego do środka i popchnęłam na pobliską ścianę, po czym namiętnie go pocałowałam, wyrażając wszystkie swoje uczucia, które nagromadziły się we mnie. Lethien mnie kochał, a ja kochałam jego. Nic więcej się nie liczyło.



Witajcie!
Dzisiaj trochę późno dodaje, ale to dlatego, że pierw zajęłam się malowaniem obrazu, a później poszłam z dziećmi moimi na spacer, no i jeszcze parę innych rzeczy, no i mi się zapomniało. Wybaczcie.
W każdym razie ukazuje się więcej postaci. O ile Vitani i Lethiena na pewno znacie, Meri i Kuru możliwe, że kojarzycie z paru shotów, tak dzisiaj witamy także Florka. Nie jest on moim oc, tylko Mass. Dajcie znać czy wam także się on spodobał, tak jak mi, bo ja od razu obdarzyłam go sympatią. 
Powoli kończą mi się zgromadzone opowiadania, zostało już tylko parę, więc trzeba się wziąć za pisanie nowych. Już mam pomysł na kilka z nich, ale chętnie zapoznam się z waszymi propozycjami, które możecie umieszczać w komentarzach czy na chacie, ewentualnie wysyłać do mnie prywatnie. Każdy pomysł, mogę wam gwarantować, będzie rozpatrywany i a nuż może coś nastawi mi trybiki w głowie i napełni ją motywacją, chęciami i weną. Także serdecznie zapraszam do pisania swoich sugestii, co do tego, co chcecie przeczytać w moim wykonaniu.
Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz